Rety, co za paskudny typ. Wydawało się, że w kategorii filmowego sąsiada z piekła rodem pierwsze miejsce jest dożywotnio zarezerwowane dla Walta Kowalskiego, głównego bohatera Gran Torino. Tymczasem tytułowy Mężczyzna imieniem Ove z obrazu Hannesa Holma jest jeszcze bardziej irytujący. Można odnieść wrażenie, że starszy pan żyje tylko po to, aby uprzykrzać innym życie. Donosy, pouczenia, połajanki – dla Ovego, wieloletniego sprzątacza na kolei, to codzienność. Ale zwrot „można odnieść wrażenie” jest tu dość istotny, bo przecież każdy człowiek to osobna historia, a historia Ovego jest wyjątkowo smutna. Najpierw zmarła jego ukochana żona, potem niespodziewanie wyrzucono go z pracy. To sprawiło, że prześladująca go mania natręctw bardzo się nasiliła.
Jest coś jeszcze – Ove nie chce już dłużej żyć. Życiowy marazm zapędził go w rejony, w których jedynym ratunkiem wydaje się dobrze zawiązany na szyi sznur. Ten już został przygotowany, gdy nagle za oknem hałas. To nowi sąsiedzi. Co za idioci – myśli Ove, patrząc na ich samochód z przyczepą. Ściąga sznur i idzie im pokazać, jak należy poprawnie zaparkować. Samobójstwo samobójstwem, ale porządku trzeba przestrzegać. Co by to było, gdyby każdy tak hałasował?
Upierdliwy, ale myślący
Zostało Ci jeszcze 75% artykułuWykup dostęp do archiwum
- Dostęp do ponad 7000 artykułów
- Dostęp do wszystkich miesięczników starszych niż 6 miesięcy
- Nielimitowane czytanie na stronie www bez pobierania żadnych plików!
Oceń