Na moim biurku album z rysunkami Marcelle Galois (1888–1962), znanej także pod zakonnym imieniem Mère Geneviève. Podarowały mi go kiedyś siostry benedyktynki z opactwa w Vauhallan, gdzie wygłaszałem kazanie podczas mszy świętej transmitowanej przez radio. Ich kościół ozdabiają witraże zaprojektowane przez Matkę Genowefę: postacie świętych i aniołów z wielkimi, wyrazistymi oczami, jak na dziecięcych obrazkach lub wczesnochrześcijańskich freskach.
Była jedyną córką dość zamożnych rodziców. Kształciła się w Akademii Sztuk Pięknych w Montpellier, potem robiła karierę jako karykaturzystka w najbardziej poczytnych czasopismach humorystycznych Paryża początków XX wieku. Bo choć Marcelle potrafiła malować impresjonistyczne pejzaże oraz subtelne portrety, to najchętniej szkicowała życie, i to w krzywym zwierciadle bulwarowych gazet. Jej ilustracje to prawdziwe satyry, bezlitosne dla bigotek i burżujów, wykpiwające śmieszność i brzydotę ulicznego światka. Jej ojciec, antyklerykał i postępowiec, był dumny z wyemancypowanej córki, której popularność w kręgach paryskiej bohemy wciąż rosła. Kiedy więc mimo jego protestów w 1917 roku Marcelle przekroczyła progi benedyktyńskiego klasztoru, zerwał z nią wszelkie kontakty, sprzedał dom i zamieszkał z żoną w hotelu. Nie miał już dla kogo żyć.
Co się st
Zostało Ci jeszcze 75% artykułuWykup dostęp do archiwum
- Dostęp do ponad 7000 artykułów
- Dostęp do wszystkich miesięczników starszych niż 6 miesięcy
- Nielimitowane czytanie na stronie www bez pobierania żadnych plików!
Oceń