Zastanawiam się, czy tym razem nie zawiesić tytułu mojego cyklu felietonów. Bo nie siedzę na śląskiej prowincji, tylko na szwajcarskiej. Prowincjonalność się zgadza, bo to głębokie południe kantonu Ticino. No i nisko jak na Szwajcarię – niecałe 300 metrów. Niemal co roku udaje mi się tu wymknąć do znajomych z czasów studiów w niedalekim Lugano.
Starczy wątków autobiograficznych. Bo ja tu sobie siedzę i zbijam bąki, a tymczasem w polskich internetach rozkręca się dyskusja wokół niedawnego listu apostolskiego papieża Franciszka o liturgii Desiderio desideravi. Rozkręca się zresztą w dość przewidywalny sposób, bo obozy poszczególnych stylów liturgicznych są od lat dobrze okopane na swoich pozycjach i ostrzeliwują się mniej więcej tą samą amunicją.
Jako dogmatyk przyglądam się temu z pewną bezsilnością, bo specjaliści od liturgii z rzadka tylko i dość niechętnie konfrontują się z perspektywą dogmatyczną. Może dlatego, że ta… relatywizuje nieco znaczenie liturgii. O co chodzi, postaram się wyjaśnić na przykładzie pewnego hasła, które prawdopodobnie każdy słyszał: Liturgia jest źródłem i szczytem życia Kościoła. Hasło to jest w istocie przeredagowaną na „propagandowy” użytek wersją zdania z 10. numeru Konstytucji o liturgii (Sacrosanctum concilium) Soboru Watykańskiego II, które brzmi tak: „Liturgia jednak jest szczytem, do którego zmierza działalność Kościoła, i zarazem jest źródłem,
Zostało Ci jeszcze 75% artykułuWykup dostęp do archiwum
- Dostęp do ponad 7000 artykułów
- Dostęp do wszystkich miesięczników starszych niż 6 miesięcy
- Nielimitowane czytanie na stronie www bez pobierania żadnych plików!
Oceń