Dziś pierwszy dzień dobrowolnej kwarantanny. Zostaję w domu. Na wszelki wypadek. Tak podpowiada zdrowy – jako tako – rozsądek. Tak radzą eksperci, tak zdecydowali niektórzy bliscy.
Głaszczę psa, słucham Wayne’a Shortera, siekam kapustę i myślę. A raczej rozmyślam. Pozwalam myślom snuć się, bo nagle mam na to czas, za to nie mam dokąd pójść. Nie mogę tych myśli odganiać, wykonywać całej sekwencji działań i gestów, które zwykle pozwalają doskonale zagłuszać głos wewnętrzny. W nagłym zatrzymaniu właśnie to jest najwyraźniejsze: zmiana proporcji między „robię” a „jestem”. Teraz przede wszystkim jestem. A to, co miałam zrobić, może zaczekać. Wcale nie jest takie ważne. Zleciało w dół hierarchii, która nie tyle stanęła na głowie, co odzyskała słuszne proporcje.
Sytuacje skrajne błyskawicznie nadają sprawom i zdarzeniom odpowiednią wagę oraz kształt. To wręcz odprężające – nie musieć teraz wybierać, czego chcę bardziej i co jest naprawdę ważniejsze. Bo wiadomo: życie, zdrowie, woda i jedzenie, sen, kontakt z innymi – choćby zdalny, wydobywający z lęku i izolacji. Cały świat, jeszcze wczoraj skomplikowany i niejednoznaczny, zrobił się dziś czarno-biały. I cichy.
W bezruchu trudniej unikać dużych pytań. O siebie, i
Zostało Ci jeszcze 75% artykułuWykup dostęp do archiwum
- Dostęp do ponad 7000 artykułów
- Dostęp do wszystkich miesięczników starszych niż 6 miesięcy
- Nielimitowane czytanie na stronie www bez pobierania żadnych plików!
Oceń