Przez miesiąc byliśmy kibicami piłkarskimi. Mistrzostwa świata są czymś wyjątkowym. Ktoś, kto nie miał zdania na temat meczu, stawiał się na marginesie społeczeństwa. A ktoś, kto znał Roberta Lewandowskiego lub Adama Nawałkę, miał lepsze miejsce przy stole.
Tak przynajmniej było do początku pierwszego meczu z Senegalem. Żyję z piłki, więc się na nią nie obrażam. Kocham ją, bo stanowi treść życia, daje zarobić na bułkę z szynką, wyjazd na Mazury i zakup przedmiotów niepotrzebnych, ale sprawiających przyjemność, jak kolejny scyzoryk czy latarka.
Zdarza się, że moja miłość zostaje wystawiona na ciężkie próby. Tak się stało też tym razem. Brałem pod uwagę porażkę Polski (mam to na piśmie, bo sam napisałem), ale okoliczności przerosły moje wyobrażenia. Nie przypuszczałem, że Polacy przegrają w fatalnym stylu z Senegalem i Kolumbią i że pogrążą się też w ostatnim meczu. Mimo że pokonali Japonię jedną bramką, przez kilka końcowych minut spotkania nie próbowali zaatakować przeciwników, którzy podawali sobie piłkę, czekając na gwizdek sędziego. Zamiast walczyć o to, żeby piłka wyszła na aut, a trener mógł wpuścić na boisko Jakuba Błaszczykowskiego, Kamil Grosicki po
Zostało Ci jeszcze 75% artykułuWykup dostęp do archiwum
- Dostęp do ponad 7000 artykułów
- Dostęp do wszystkich miesięczników starszych niż 6 miesięcy
- Nielimitowane czytanie na stronie www bez pobierania żadnych plików!
Oceń