Rozmyślam od pewnego czasu nad słowem „powołanie”. W języku włoskim mówimy „vocazione”, słowo to pochodzi od łacińskiego czasownika „vocare” (wołać), który z kolei jest tłumaczeniem greckiego „kaleo”. „Kaleo” znaczy nie tylko wołać, ale także wołać po imieniu oraz dać lub przyjmować pewne imię. Do rodziny tego słowa należą takie wyrazy jak „klesis” (powołanie), „kletos” (powołany) oraz „ekklesia” (ek+kaleo = wołać poza), co w starożytnej Grecji oznaczało zgromadzenie publiczne.
Ale wróćmy do słowa powołanie, czyli „klesis”. Kiedy mówimy o powołaniu, myślimy zazwyczaj o czymś wyjątkowym, mówi się o powołaniu lekarskim, nauczycielskim, a przede wszystkim o powołaniu do kapłaństwa i do życia konsekrowanego. To powołania ważne, napisane dużą literą.
Ma się wrażenie, że powołanie dotyczy tylko ludzi wyjątkowych, sytuacji nadzwyczajnych, a nie zwykłych śmiertelników oraz ich codziennego życia. Tak, owszem, mówimy na przykład, że małżeństwo czy rodzicielstwo jest powołaniem, ale czasami wygłaszamy te słowa bez większego przekonania.
Każdy z nas jest po-wołany, czyli przy-wołany do współpracy z Bogiem. A Bóg nie woła tylko raz, ale bez przerwy, przez całe nasze życie.
Jednym z najpiękniejszych przykładów powołania w Starym Testamencie jest to z Pierwszej Księgi Samuela.
Przypomnijmy sobie tę historię: Anna, żona Elkana, jest bezpłod
Zostało Ci jeszcze 75% artykułuWykup dostęp do archiwum
- Dostęp do ponad 5000 artykułów
- Dostęp do wszystkich miesięczników starszych niż 6 miesięcy
- Nielimitowane czytanie na stronie www bez pobierania żadnych plików!
Oceń