Gdy zawiedziemy się nie tylko na innych, ale przede wszystkim na sobie, dopiero wtedy możemy odkryć, czym jest Boże miłosierdzie. „Jezu, ufam sobie” przemienia się w „Jezu, ufam Tobie”. W tym momencie zmienia się wszystko.
– Jestem pewien, że będę miał udział w przyszłym życiu – miał powiedzieć do swoich uczniów legendarny Elimelech z Leżajska. Słysząc te zuchwałe słowa, uczniowie byli zdumieni:
– Ależ mistrzu, jak ty możesz tak mówić?
– Jestem tego pewien – upierał się.
– Zatem wytłumacz nam jak?
– Kiedy mnie zaprowadzą przed trybunał niebieski i spytają: Czy uczyłeś się jak należy? – będę musiał odpowiedzieć: Nie. Spytają więc: Czy modliłeś się jak należy? I znowu będę musiał odpowiedzieć: Nie. – Czy jak należy czyniłeś dobro? – Po raz trzeci będę musiał odpowiedzieć: Nie. Wówczas oni odrzekną: Powiedziałeś prawdę i ze względu na prawdę możesz mieć udział w przyszłym życiu.
Pewien dominikanin wyznał, że do zakonu nie pociągnął go wcale dominikański charyzmat ani nawet – co może się wydać zdumiewające – Bóg, lecz dewiza „veritas”. Jego życie było bowiem tak zagmatwane i pełne kłamstwa, że zatęsknił za prawdą. Sam Jezus nauczał, że odkrycie prawdy jest wyzwalające. Powiedzmy sobie jednak szczerze: jest to proces bolesny i niełatwy do przyjęcia. Kiedy zostajesz skonfrontowany ze sobą, zaczynasz rozumieć, kim jesteś. Z trwogą odkrywasz, że jesteś chciwcem, narcyzem, zachłannym egoistą, dążącym do tego, by innych sobie podporządkować. Od tej prawdy nie ma już dokąd uciec, gdyż inny człowiek nosi w sobie ten sam mrok.
Poznanie prawdy wiąże się z odkryciem, że nic nie jestem w stanie osiągnąć własnymi siłami. Poznać prawdę, to jednocześnie zrozumieć, że choćbyśmy posiedli wszystkie możliwe cnoty, nie możemy wejść do królestwa. Próba samodzielnego zerwania zasłony, która oddziela śmierć od nieśmiertelności, jest równie skuteczna, co doskoczenie do księżyca. Żaden człowiek, choćby posiadł wszystkie umiejętności tego świata, nie jest w stanie tego dokonać. Ewangeliczny bogacz, będąc w szeolu, próbował się dowiedzieć, co może zrobić, aby zyskać życie wieczne. W odpowiedzi usłyszał, że nie ma nic takiego, co mógłby uczynić. Żył w kłamstwie, naiwnie sądząc, że jego życie należy do niego. Wrodzony lęk przed śmiercią złudnie mu podpowiadał, że jest w stanie zatrzymać coś dla siebie, aby nie zginąć. Dziecinnie sądził, że im więcej rzeczy zdobędzie, tym większą uzyska gwarancję przeżycia.
Starożytny list Barnaby przestrzega, że jedną z najgroźniejszych pokus dla chrześcijanina jest widzenie siebie jako już usprawiedliwionego. Oto zatem najlepszy sposób, aby uczynić z człowieka demona. Wystarczy traktować go jak Boga albo tak, jakby już był święty.
Jeżeli upadniecie, zaraz się upokórzcie
Historia wywodząca się z tradycji ojców pustyni opowiada o mnichu, który przyszedł do starca, prosząc go o pomoc: Co mam robić, bo szarpie mnie pok
Zostało Ci jeszcze 85% artykułuWykup dostęp do archiwum
- Dostęp do ponad 7000 artykułów
- Dostęp do wszystkich miesięczników starszych niż 6 miesięcy
- Nielimitowane czytanie na stronie www bez pobierania żadnych plików!
Oceń