Lubię jeść w nocy. To oczywiście niezdrowe, niemądre i niewarte naśladowania.
Ale robienie rzeczy, które takie są, jest radością wynikającą z bycia dorosłą. Dopuszczam się ich czasem z błyskiem w oku i bez wyrzutów sumienia, bo wiem, kiedy przestać. To awers dorosłej monety – zdolność samoregulacji.
Dojrzała jestem już, niestety, od dość dawna, ale w niczym nie umniejsza to frajdy z niemądrości. Za każdym razem dziecko we mnie czerpie iskrę satysfakcji, a może i niegroźną radość z odwetu za te wszystkie zakazy, wstępy wzbronione i obostrzenia z czasów, gdy nie decydowałam o sobie. Byłam w opiekuńczych ramionach rodziców, których strapieniem było wiedzieć lepiej.
W naszej rodzinie krąży anegdota o weekendowych śniadaniach, które jadaliśmy z bratem. Mama przyrządzała śniadanie do sobotniego telewizyjnego „5-10-15”, a tata do niedzielnego „Teleranka”. Albo na odwrót. Jedno było pewne – mama serwowała kaszę mannę na mleku z chlebem posmarowanym masłem i dżemem, tata natomiast kopy smażonej cebuli z kiełbasą lub kaszanką. Mama wprowadzała żelazne reguły (trzy łyżki zupy na jeden kęs słodkiej kanapki), a tata puszczał nas wolno i zsuwał z patelni hojne dokładki. Już słyszę lamenty współczesnych perfekcyjnych pań domu nad tą dietą nie dość bog
Zostało Ci jeszcze 75% artykułuWykup dostęp do archiwum
- Dostęp do ponad 7000 artykułów
- Dostęp do wszystkich miesięczników starszych niż 6 miesięcy
- Nielimitowane czytanie na stronie www bez pobierania żadnych plików!
Oceń