W tym roku minie trzydzieści lat od śmierci mojej mamy. Nie jest to rzecz jasna wiadomość zbyt ważna dla ogółu społeczeństwa i pewnie nie wspominałbym o tym na łamach miesięcznika, gdyby nie pewne zdarzenie, które miało miejsce przed ostatnimi świętami Bożego Narodzenia.
Od dłuższego czasu na grobie moich rodziców pojawiały się kwiaty lub znicze, których pochodzenie pozostawało zagadką dla mnie, mojej siostry, a także członków familii mieszkającej w naszym rodzinnym Żyrardowie. Mama miała wielu znajomych i przyjaciół, przez ponad trzydzieści lat pracowała na oddziale noworodków miejscowego szpitala, a o jej grobie służby cmentarne przez wiele lat mawiały „grób tej pielęgniarki” i bez nazwiska każdy wiedział, o kogo chodzi. A jednak ostatnio te anonimowe wyrazy pamięci zdarzały się na tyle często, że zaczęły budzić nasze zaciekawienie.
Kilka tygodni przed Bożym Narodzeniem szwagierka mojej mamy odwiedzała jej grób. Obie panie serdecznie się przyjaźniły i ciocia często zachodzi na cmentarz. Krzątała się więc, uprzątając zeschłe liście, kiedy do grobu podeszła jakaś kobieta, zapaliła znicz i zatopiła się w cichej modlitwie. Nie przywitała się, nie zapytała, czy można. Zaintrygowana ciocia odczekała chwilę, a potem – oceniając szybko w głowie do
Zostało Ci jeszcze 75% artykułuWykup dostęp do archiwum
- Dostęp do ponad 7000 artykułów
- Dostęp do wszystkich miesięczników starszych niż 6 miesięcy
- Nielimitowane czytanie na stronie www bez pobierania żadnych plików!
Oceń