W ciągu dwóch tygodni odbyłem dwie podróże pociągiem: do Krakowa i do Trójmiasta. Nic nadzwyczajnego. Kiedyś to była norma. Co tydzień jeździło się na jakiś mecz, wywiad, spotkanie. Na dworcach czułem się jak w domu, a do Krakowa, Poznania, na Śląsk czy nad morze jeździłem jak do siebie. Wszędzie grano w piłkę, w każdym miejscu miałem znajomych. Wysiadałem na peronie i wiedziałem, co mam ze sobą zrobić. Czasami ktoś na mnie już czekał.
Coś się zmieniło. Moja aktywność spadła nie tylko z powodów biologicznych. Kraj też stanął. Pierwsze od miesięcy pójście na dworzec i pierwsza po kilku latach podróż do Krakowa łączyły się ze stresem, o jakim jeszcze do niedawna bym nie pomyślał.
Pociągi kursują często, są czyste, ładne. Nie odróżniam włoskiego pendolino od bydgoskiej pesy. Kiedyś w Tokio robiłem sobie zdjęcie przy shinkansenie. Jak większość pasażerów z Europy. Dziś pod względem urody mamy podobne pociągi, chociaż jeszcze nie tak szybkie.
Kiedy pod kanałem La Manche ruszył pierwszy pociąg TGV, łączący Paryż z Londynem, Grzegorz Dobiecki, korespondent TVP, zrobił reportaż z podróży. Przy szybkości pociągu ponad 300 kilometrów na godzinę postawił na stoliku monetę jednofuntową. Ustawił ją na rancie. Ani drgnęła. Pomyślałem, że użył w tym celu niewidocznego dla telewidzów kleju lub gumy do żucia. Kiedy kilka lat później sam odbywałem
Zostało Ci jeszcze 75% artykułuWykup dostęp do archiwum
- Dostęp do ponad 7000 artykułów
- Dostęp do wszystkich miesięczników starszych niż 6 miesięcy
- Nielimitowane czytanie na stronie www bez pobierania żadnych plików!
Oceń