fot. fot. Archiwum Polskiej Prowincji Dominikanów

Szósty września 1982 roku, poniedziałek.

Berno. Terroryści wtargnęli do ambasady Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej w Szwajcarii. Chcą, żeby Wojciech Jaruzelski zniósł stan wojenny. Na spełnienie żądań dają czterdzieści osiem godzin.

Warszawa. Milicja, wojsko, wywiad głowią się, jak uwolnić przetrzymywanych w ambasadzie dyplomatów. Jest nerwowo: od kiedy w niedzielę 13 grudnia 1981 roku na ulice wyjechały czołgi, na Polskę patrzy cały świat.

* * *

Papieros za papierosem. Aż policyjni agenci są zgorszeni – inaczej wyobrażali sobie mnicha.

Tak go pokazał Jarosław Żamojda w telewizyjnym spektaklu Negocjator. Tytułowy bohater to ojciec Innocenty Bocheński, polski dominikanin mieszkający we Fryburgu.

Trzydziestego sierpnia skończył osiemdziesiąt lat. Tydzień później wołają go do telefonu. Dzwoni przedstawiciel szwajcarskiego rządu. Prosi, by negocjował z terrorystami.

Bocheński był już na dwóch wojnach, w szafie ma wciąż schowany mundur z kampanii włoskiej. Pojedzie. Po latach będzie wspominał: „Udało mi się zdobyć zaufanie bandyty, który tylko ze mną chciał dyskutować”.

W scenie z papierosem siedzi w rządowej limuzynie. Z Fryburga do Berna jest czterdzieści kilometrów, a oni się wloką. Bocheński popędza kierowcę.

Mnich

Wypowiada się odważnie, czasem kontrowersyjnie.

O celibacie: „To jest sprawa techniczna, duszpasterska”.

O Platonie: „Platon jest prototypem bolszewika”.

O Żydach: „Nas, chrześcijan, Żydzi uważają za gorszą kategorię ludzi. Papieżowi, moim zdaniem, Żydzi zrobili rzecz szpetną. Gdy był w synagodze, czytali mu listę Żydów pomordowanych przez Polaków. Dlatego napisałem, że należałoby opublikować listę Polaków pomordowanych przez Żydów komunistów”.

O tak zwanym cudzie nad Wisłą w 1920 roku: „Bóg rzadko dowodzi w bitwach osobiście, zwykle działa poprzez ludzi. Przeciwstawianie Go ludziom jest idiotyzmem”.

O Mussolinim: „Komuniści zrobili włoskim faszystom wielką krzywdę, mieszając ich z hitlerowcami. Słyszałem na przykład mowę Mussoliniego, w której powiedział, że antysemityzm mógł powstać tylko w ciemnych mózgach ludzi północy. Niestety, podczas wojny on sam popadł pod wpływy nazistowskie. Ale przedtem faszyzm był czymś zasadniczo różnym od hitleryzmu”.

O polskim nacjonalizmie: „Nacjonalizm polski jest w olbrzymiej większości katolicki, przynajmniej programowo”.

Józef Maria Bocheński o sobie: „Jestem żołnierzem, który został klechą, ale nigdy nie przestał walczyć z wrogiem”.

Największym jego wrogiem był komunizm.

Agnostyk

Pierwsza wstaje matka. O wpół do piątej idzie poić konie. Ona wszystkim rządzi, nie ojciec z doktoratem zdobytym w Getyndze.

„W domu panowały warunki feudalne” – Józef Bocheński wyzna na starość. Rodzice chowają dzieci surowo. On, dwaj bracia i siostra dostają w skórę za byle co.

Mieszkają w Ponikwie, mają kilka wsi pod Lwowem. Średniozamożna szlachta z patriotycznymi tradycjami: pradziadek walczył u boku Napoleona, dziadek w powstaniu styczniowym. Józef wychowa się na Trylogii Sienkiewicza. W 1918 posłucha rodziców i nie pójdzie bronić Lwowa – potem będzie sobie to wyrzucał.

Na maturze oszukuje: ma przetłumaczyć zawiły tekst o uwięzieniu Sokratesa. Nie może sobie poradzić. Pisze własny.

„Telegraficznie się nie zaręczam” – odpisuje rodzicom, którzy w przesłanym do niego telegramie naciskają, by się oświadczył wybrance swego serca, nim ta wyjdzie za innego. To jedyna kobieta, która z nim zerwie; poprzednio to on zrywał. Nie będzie żałował: dowie się, że była skąpa dla małżonka. Siedemdziesiąt lat później napisze: „Byłbym ładnie wpadł!”.

Gdy w 1926 roku przekracza próg poznańskiego seminarium, jest agnostykiem, nie znosi kleru, w kieszeni trzyma Krytykę czystego rozumu Immanuela Kanta – książka jest na kościelnym indeksie.

Na teologię (wcześniej studiował prawo i ekonomię) namówił go ojciec Jacek Woroniecki, światły dominikanin. Bocheński to monarchista, demokrację uważa za zagrożenie. W ówczesnym zamieszaniu ideowym (z jednej strony komunizm, z drugiej faszyzm) Kościół jawi mu się jako jedyna siła, która może zaradzić katastrofie. Dlatego, choć niewierzący, decyduje się na seminarium.

Franciszkanie? Za bardzo uczuciowi. Jezuici? Zbyt barokowi. To benedyktyni czy dominikanie? Skończył pierwszy rok, zastanawia się, który zakon wybrać. Dominikanie przekonali go tym, że łączą życie zakonne z naukowym i głos

Zostało Ci jeszcze 85% artykułu

Wykup dostęp do archiwum

  • Dostęp do ponad 7000 artykułów
  • Dostęp do wszystkich miesięczników starszych niż 6 miesięcy
  • Nielimitowane czytanie na stronie www bez pobierania żadnych plików!
Wyczyść

Zaloguj się

Żołnierz, który został klechą
Stanisław Zasada

urodzony w 1961 r. – dziennikarz, reporter, absolwent polonistyki na UMK w Toruniu oraz Polskiej Szkoły Reportażu. Współpracuje m.in. z „Tygodnikiem Powszechnym” i „Gazetą Wyborczą”. ...

Produkt dodany do koszyka

Zobacz koszyk Kontynuuj zakupy

Polecane przez W drodze