Ona
Oferta specjalna -25%

Ewangelia według św. Marka

0 opinie
Wyczyść

Svete Tikhiy Alexandra Knaifela powstało w 1991 roku, a zostało dedykowane bliskiemu przyjacielowi kompozytora, Giji Kanczelemu. Kompozytor pisał je też z myślą o śpiewaczce Tatianie Melentievej. Knaifel urodził się w 1943 roku w Taszkiencie (dzisiejszy Uzbekistan), dziś mieszka w Petersburgu. Svete Tikhiy było jego pierwszym „ortodoksyjnie rosyjskim” dziełem. Svete Tikhiy było też pierwszym utworem Knaifela, którego wysłuchałem.

Svete Tikhiy Knaifela znajdziemy fragmenty modlitewne, recytatywne, ariosowe; „chóralne”, „solowe” (także solowe na tle „cerkiewnych” recytacji chóru). Dlaczego cudzysłów? Bo w tym dziele słyszymy tylko głos Tatiany Malentievej – nałożony, połączony, przetworzony. Zsamplerowany (przy udziale Andreia Siegle). Głos jako wielogłos. Ale technika nie przeszkadza kontemplacji. Metafizyka bierze swój początek z fizyki, z konkretu, z ciała.

Sopran Melentievej zachwyca. Unosi. Pozwala na oddech, wyciszenie, pochłonięcie. Jest świetlisty, przenikliwy, jakby dotkliwy, ale z tym rodzajem ciepła i czułości, które rodzi wspólnotę. Zaufanie. Więź.

„Dźwięki są znakiem istnienia piękna. A piękno jest dla mnie najważniejszą sprawą – to energia, niepowtarzalność” – mówi Alexander Knaifel. Svete Tikhiy jest czystym pięknem. Jest jak woda, która ożywia. Woda ze źródła, które nigdy nie wysycha. Którego każda kropla uświęca.

Zapodziałem gdzieś booklet płyty z muzyką Knaifela (ECM, 2002). Nie mogę więc teraz bezpośrednio śledzić słów Svete Tikhiy. Moje ucho próbuje nieporadnie wyławiać pojedyncze wyrazy, łączyć je w zdania, budować sensy. Powoli. „Bohorodice dievo”, „radujsja”, „bohorodice”…

Bohaterem utworu Knaifela bowiem jest Maryja. Svete Tikhiy to po prostu Magnificat. Szczególne Magnificat. W centrum tego trzyczęściowego dzieła stoi 20–minutowa The Song of the Most Holy Theotokos. „Chór” recytuje modlitwę, budując, jak w cerkwi, ten charakterystyczny (niezapomniany!) model wspólnoty, jedności, zbiorowego wyznania, uczestnictwa. Na jego tle rozwijają się wokalizy – jakby smutne, zabarwione cieniem doloroso, łamliwe. Cały obraz wchłania do środka, w głąb.

Recytacja jest jak trans. Jak rytuał. Jak ikona („Ikona – pisał wielki teolog prawosławia, Paul Evdokimov – także jest hymnem pochwalnym, doksologią, potokiem chwały, którą śpiewa za pomocą sobie właściwych środków… nie ikona jako dzieło sztuki jest piękna, lecz przede wszystkim jej prawda. Ikona nigdy nie może być »ładna«, lecz będąc piękna, wymaga duchowej dojrzałości, by ją poznać”). Dźwięki–punkty pojawiają się jak krople, jak spadający deszcz kropel, który otwiera niebo. Teraz nie można już poprzestać na słuchaniu.

Theotokos znaczy Matka Boska. Bez Maryi historia zbawienia nie mogłaby się wydarzyć, spełnić. Evdokimov, rozważając mariologiczny aspekt Kościoła (Prawosławie, przeł. ks. Jerzy Klinger, PAX, Warszawa 1964), przywołuje zdania Mikołaja Kabazalisa: „Wcielenie było nie tylko dziełem Ojca, Jego Mocy i Jego Ducha, lecz także dziełem woli i wiary Najświętszej Panny. Bez zgody Przeczystej, bez współdziałania Jej wiary, zadanie to byłoby równie niemożliwe, jak bez uczestnictwa Trzech Osób Trójcy Świętej. (…) Podobnie bowiem jak Wcielenie było dobrowolnym aktem Boga, należało, by Jego Matka wyraziła nań również dobrowolnie swą zgodę”.

W śpiewie Melentievej, w muzyce Knaifela, jest siła, radość i ból. Jest moc, niepowtarzalność i prawda. Maryi nie było łatwo. Jej fiat niosło z sobą od początku ogrom cierpienia. Niosło lament. „W przypadku Maryi macierzyństwo nie było rzeczywistością radosną i wolną od konfliktów. Maryja była Matką Bolesną od dnia zwiastowania, nie tylko pod krzyżem” (Ignacõ Larrañaga, Milczenie Maryi). Ostatnia część, Svete Tikhiy, jest niemal pozbawiona ozdobników, z rzadkim pogłosem, surowa. Na obraz składają się krótkie frazy poprzedzielane pauzami. Samotny głos Melentievej tonie w ciszy, ale ten głuchy mrok co chwila przecina światło. Radosna światłość…

Jedna z pierwszych „solowych” wokaliz Melentievej dziwnie przywołuje fragment III Symfonii pieśni żałosnych Henryka Mikołaja Góreckiego – fragment lamentu córki wyczekującej matczynego pocieszenia („Mamo, nie płacz…” do tekstu napisu wyrytego na ścianie gestapowskiej katowni w Zakopanem – tekstu, który kończy wezwanie: „Zdrowaś Mario, łaski pełna…”). Przypominają się jeszcze wersy rosyjskiego poety Aleksandra Galicza (Ave Maria, z Poematu o Stalinie – rozdział VI):

A Madonna szła i szła Judeą, Pod nogami chlupotała glina, Sukni ostre się chwytały ciernie, I myślała o męczeństwie Syna, O śmiertelnym pocie Jego cierpień. Ach, jak bardzo nogi Ją bolały, Jak po prostu chciałaby popłakać, A w ślad za Nią huczał śmiech zuchwały Dziarskich chłopców o pudowych łapach… Ave Maria…

przeł. Wiktor Woroszylski

Jakie to bardzo ludzkie. Proste. Trudne. „Ach, jak bardzo nogi Ją bolały, / Jak po prostu chciałaby popłakać”. Nie wiem, czy Tatianę Melentievą bolało gardło, kiedy śpiewała napisane dla niej dźwięki Svete Tikhiy Alexandra Knaifela. Wiem tylko, że kiedy słucham tej muzyki, coś ściska mi gardło, ale nie tak, żeby udusić. Zresztą, po chwili przychodzi uspokojenie. Cisza modlitwy. Zdrowaś Maryjo… Ty zawsze wspieraj…

Ona
Tomasz Cyz

urodzony w 1977 r. w Tarnowie) – polski publicysta literacki i muzyczny, eseista, współpracownik „Zeszytów Literackich” i „Didaskaliów”. Był dramaturgiem Teatru Wielkiego Opery Narodowej za kadencji Mariusza Trelińskiego....

Produkt dodany do koszyka

Zobacz koszyk Kontynuuj zakupy

Polecane przez W drodze