Nasza droga do Emaus
Oferta specjalna -25%

Drugi List do Koryntian

0 opinie
Wyczyść

Nie bójmy się nieobecności Jezusa, nad którą zbyt często się dzisiaj biada! Rozpoznanie żyjącego i działającego Chrystusa zmartwychwstałego w świecie świeckim uniemożliwia nam oglądanie się za siebie.

Drodzy współtowarzysze w przepowiadaniu Ewangelii w naszym świeckim świecie,

„Świat świecki” – co to tak naprawdę znaczy? Słownik Webstera definiuje przymiotnik „świecki” jako „dotyczący rzeczy światowych, doczesnych w odróżnieniu od tego, co dotyczy Kościoła i religii”, zaś rzeczownik „świecki” (a secular) jako „osobę świecką” (lay person). Jeśli weźmiemy pod uwagę takie znaczenia słów, musimy stwierdzić, że w Europie, zarówno starej, jak i nowej, mamy do czynienia z rosnącą liczbą osób świeckich dystansujących się od tego, co dotyczy Kościoła i tradycyjnej religii. Jak przepowiadać Ewangelię nie tylko tym, którzy utracili wiarę z czasów dzieciństwa, ale i tym, którzy nie otrzymali nawet namiastki religijnego wychowania i w ogóle nie czują potrzeby czynnego uczestnictwa we wspólnocie wyznaniowej? Pozwólcie, że podzielę się z wami kilkoma rozważaniami opartymi na Biblii. Pomogą one nam, członkom Rodziny Dominikańskiej, nie ulegać rozpaczy z powodu, jak się wydaje, znacznie trudniejszych okoliczności, jakie obecnie towarzyszą głosicielom Ewangelii.

Utrata wiary

Wszyscy znacie na pamięć wielkanocną Ewangelię o uczniach z Emaus. Wydaje mi się, że opisuje ona taką samą sytuację, jaka ma miejsce dziś, oraz odkrywa przed nami jakże aktualny program formacyjny, ukryty w postępowaniu Jezusa.

Ewangelia o uczniach z Emaus rozpoczyna się od opisu sytuacji utraty wiary. Dwaj wędrowcy zmierzający w kierunku przeciwnym do Jerozolimy, religijnego centrum ich wiary, uosabiają większość wcześniejszych wyznawców Jezusa. Ewangelia wymienia imię tylko jednego z nich – Kleofasa. Symbolizuje on wielu naszych przyjaciół, których imiona dobrze znamy; drugi z nich – miliony anonimowych osób, nieoczekujących jakiegokolwiek wsparcia ze strony dawnych instytucji religijnych. Są oni pochłonięci planowaniem swego codziennego życia, ale nie uwzględniają przy tym natchnienia z początkowego okresu swej wiary. W przypadku tamtych dwóch uczniów rozpoczął się on pierwszym wezwaniem Jezusa, a na przykład w moim pokoleniu ruchem odnowy po Soborze Watykańskim II. Ewangelia mówi nam: w „świeckim świecie”, odróżnionym od synagog, świątyń, kościołów, symboli religijnych czy celebracji liturgicznych, Jezus jako zmartwychwstały Pan nie jest nieobecny, chociaż Jego obecność może nie zostać dostrzeżona od razu. Nie objawia się On w sposób, który dobrze znamy i do którego jesteśmy przyzwyczajeni. Dołącza do nas w świeckim stroju współtowarzysza, wychodzi z inicjatywą przyłączenia się jako towarzysz wędrówki.

Nie bójmy się nieobecności Jezusa, nad którą zbyt często się dzisiaj biada! Rozpoznanie żyjącego i działającego Chrystusa zmartwychwstałego w świecie świeckim będzie niemożliwe, jeśli będziemy się oglądać za siebie ku Jerozolimie (symbolizującej nasze osobiste, oswojone doświadczenia, a również tradycyjne, religijne tło naszego kontynentu), jeśli – jak owi dwaj uczniowie – będziemy mieć oczy przesłonięte przez wyrzuty sumienia z powodu naszych niepowodzeń w ważnych i decydujących momentach życia, a także przez nasze lęki i rozczarowania.

W takiej sytuacji – wtedy, ale również dziś – Jezus wychodzi z inicjatywą swego szczególnego programu formacji podstawowej. Jego głoszenie nie rozpoczyna się pełnym wyrzutów wypominaniem tego, co w zachowaniu uczniów było nieodpowiednie, oraz mówieniem, co powinni zmienić. Nie słyszymy też nakazu „Czym prędzej wracajcie do Jerozolimy!”. Jezus nie zaczyna od konfrontacji, ale zwraca się w tym samym kierunku, staje ramię w ramię z owymi dwoma uczniami, pozwala, by kontynuowali oni swą podróż, której każdy krok oddala ich od wspólnoty religijnej w Jeruzalem. Jednak nie milczy. Najpierw okazuje zainteresowanie rzeczywistą sytuacją swych towarzyszy, a katechezę rozpocznie dopiero później, gdy będzie wyjaśniał sens Pism. Podążając wraz z nimi drogą oddalającą ich od Jeruzalem, pyta o ich doświadczenia oraz wsłuchuje się ze współczuciem w ich nadzieje i rozczarowania.

Wsłuchanie się we współczesnych

Rozpoczynanie realizacji naszej misji w świeckim świecie od doktrynalnego nauczania, choć jest ważne i niezbędne, stanowiłoby ciężkie brzemię. Elementarne przepowiadanie zaczyna się od wsłuchania się w nam współczesnych w rzeczywistej sytuacji, w jakiej się znajdują, w ich doświadczenia, nadzieje i rozczarowania, w ich często bardzo zagmatwane i skomplikowane życiorysy. Pełne współczucia stawianie pytań i uważne słuchanie jest podstawowym wymogiem, jaki musi spełniać również dominikański kaznodzieja w obecnej dobie. Nie musimy się czuć sfrustrowani, jeśli dzienna liczba nawróceń tam, gdzie prowadzimy misję, wynosi zero. Naśladujemy samego Jezusa, kroczymy za Nim, jeśli spoglądając wstecz na wydarzenia dnia, możemy powiedzieć: „Dzisiaj naprawdę zainteresowałem się czyimiś problemami, gdy rozmawiałem z nim, dzwoniąc do niego lub pijąc z nim kawę podczas przerwy w pracy. Zaproszony na przyjęcie i rozpoznany jako praktykujący chrześcijanin, nie uciekłem, gdy spadł na mnie cały ładunek agresji z powodu złych doświadczeń rozmówcy z oficjalnymi reprezentantami instytucji kościelnych. Mogłem dziś, uważnie słuchając tych, którzy się opiekują swymi starszymi rodzicami lub angażują się w wolontariat, dowiedzieć się o ich nadziejach i zapale”. To jest prawdziwie elementarne przepowiadanie – z otwartymi uszami i szeroko otwartym sercem towarzyszyć tym, którzy idą w przeciwnym kierunku!

Jednak nie powinno to być naszym ostatecznym celem, podobnie jak nie było nim dla Jezusa w przywołanym fragmencie Ewangelii. Zmartwychwstały Chrystus kontynuuje swój program formacji początkowej. Pełen współczucia towarzysz wędrówki, jeszcze nierozpoznany jako „sam Jezus”, pomógł dwóm uczniom na nowo poskładać porozrzucane kawałki układanki ich życia. Ukazał w świetle Pism głębszy sens, wykraczający poza ich doświadczenie fiaska, zamętu i osobistej porażki. Jeśli chcemy przepowiadać tak, jak robił to sam Jezus, spójrzmy – ten fragment Ewangelii mówi, że nie dokonało się to w żadnym razie w sposób opresyjny czy wymuszony, ale całkiem dyskretny, tak iż gdy dotarli do Emaus, uczniowie namawiali Jezusa, by z nimi pozostał. Tym samym prosili Go o dalszą formację. A Jezus przyjął ich zaproszenie.

Wywołać apetyt na więcej

W jaki sposób przepowiadać w świeckim świecie, aby inni, gdy już ich opuścimy, nie oddychali z ulgą? Jak naśladować Jezusa, aby nasi rozmówcy prosili, byśmy towarzyszyli im w kolejnym etapie podróży? Parę lat temu, uczestnicząc w tzw. „PreKanach” (kursach przygotowujących pary do sakramentu małżeństwa), czułem się nieustannie obdarowywany przez reakcje przyszłych panów młodych, którzy pojawili się tam przede wszystkim dlatego, że chciały tego ich partnerki. Zapoznawszy się z fragmentami Ewangelii, które miały nam pomóc odpowiedzieć na pytania: Jak wzmocnić i ożywić naszą miłość? Jakie są warunki wzrostu wzajemnego zaufania? W czym mogę pokładać nadzieję pomimo chmur, które zbierają się nad naszym związkiem? – zdali sobie sprawę, że Pismo Święte nie jest zakurzoną, anachroniczną książką z zamierzchłej przeszłości, pełną nakazów i zakazów.

Przeciwnie: wirtualny dialog z wierzącymi przedstawicielami dawnych kultur nie daje prostych recept na to, jak radzić sobie dzisiaj. Musimy uruchomić własną inwencję, aby można było znaleźć rozwiązania pasujące do naszych czasów. Pomimo (lub właśnie dlatego) że tego nie sugerowałem, zawsze znajdowały się pary, które prosiły mnie, by kontynuować wspólne refleksje podczas kolejnych spotkań. To tylko jeden przykład, jak stosunkowo mało narzucające się przepowiadanie może wywołać apetyt na więcej. Z pewnością można tu również dorzucić przykłady rozmów rozpoczynających się od tematów „świeckich”, a następnie schodzących na kwestie religijne. Bez wątpienia człowiek nie może żyć, nie stawiając nigdy pytań: Co karmi mą nadzieję? Jaki jest sens mojego życia? Jak mogę żyć z tragicznymi i wprawiającymi w zakłopotanie doświadczeniami? Musimy w takich sytuacjach być gotowi dać świadectwo naszej nadziei, i to nie tylko podczas dni skupienia. Rozmowa po dobrym filmie, materiale telewizyjnym lub w trakcie rzeczywistego „pielgrzymowania” podczas zwykłej podróży autobusem, pociągiem czy samolotem często stwarza bardziej niezobowiązujące okazje do przepowiadania w świeckim świecie. Zaangażowanie „na wieki” nie jest czymś, co współcześni mogą zaakceptować bez wielkich problemów. Bardziej odpowiednią „amboną” może być dziś przejście jakiegoś etapu naszej podróży przez życie w świeckim środowisku .

Szczególną odpowiedzią na naszą obecną sytuację były postanowienia Międzynarodowego Kongresu Fraterni Świeckich, który odbył się w Buenos Aires w 2007 roku. Na przykład podkreśliły rosnące znaczenie Internetu jako podstawowego dziś świeckiego środka przepowiadania. Z otwartymi ramionami przyjęto osoby żyjące duchowością dominikańską, które nie chcą składać przyrzeczeń, a nawet nie pozostają, ze względu na swą sytuację życiową, w pełnej jedności z Kościołem. Grupy świeckich dominikanów, tworzących własne struktury organizacyjne, uznano za „wnuków i wnuczki, bratanków i siostrzenice” w przepowiadaniu Ewangelii. Postanowienia z Argentyny mogły tego dokonać jedynie na bardzo ogólnym poziomie i w formie zaleceń. Ożywienie tych pożytecznych propozycji należy do was – na poziomie regionalnym, prowincjalnym i lokalnym. Następne lata pokażą, czy przyjęliśmy te wyzwania, którymi są nasze świeckie społeczeństwa jako nowe obszary misyjne.

Powrót do Jerozolimy

Zaproszony przez uczniów na spoczynek, Jezus w trzecim etapie odkrywa, siedząc przy stole, swą sakramentalną obecność. Nadszedł czas na permanentną formację. Podczas wspólnej drogi z nieznanym współwędrowcem Kleofas i jego towarzysz nauczyli się przyjmować obecność Jezusa w formie odmiennej od tej, do której byli przyzwyczajeni. Teraz ciągłe dzielenie eucharystycznego pokarmu oraz klasyczne cztery filary (modlitwa, studium, wspólnota, apostolstwo) utrzymują młody Kościół w komunii ze zmartwychwstałym Chrystusem. Natchnieni przez głoszącego Jezusa, sami stali się zaangażowanymi głosicielami. Powracają do Jerozolimy, przekazując dobrą nowinę innym uczniom.

Myślę, że również my jako Rodzina Dominikańska („Rodzina Pańska”) nie powinniśmy zapominać o przepowiadaniu sobie nawzajem. To powinno umacniać naszą wiarę – byśmy byli w stanie przepowiadać niewierzącym. Jeśli zaakceptujemy, że Chrystus jest obecny na tak różnorodne sposoby, że tak różnie ukazuje się w dzisiejszym świeckim społeczeństwie, będziemy mogli celebrować tajemnice wiary według zwyczajowego, tradycyjnego rytuału, jak uczynili to uczniowie z Emaus. Dziś musimy stworzyć wstępne warunki dla tych, którzy nie podzielają naszej wiary. To nasz punkt widzenia – a nie święte znaki, powierzone nam przez samego Jezusa – musi się zmienić, tak jak zdarzyło się to w wypadku owych dwóch uczniów wędrujących do Emaus. Jak w pierwszych wiekach chrześcijaństwa, katecheza mistagogiczna, to znaczy wprowadzająca krok po kroku w ducha religijnych misteriów, może się stać atrakcyjną kontrpropozycją dla współczesnych orgii rozrywki. Nie ma potrzeby przyćmiewać owych fast foodów taniej przyjemności „promocjami” religijnych atrakcji. To w prostocie posiłku spożywanego wspólnie w wiejskiej gospodzie uczniowie Jezusa dostrzegli Jego obecność. W naszej drodze przez trzecie tysiąclecie dowodem skutecznej ewangelizacji nie będzie widmo wypełnionych tłumem wielkich katedr lub przykuwających uwagę, przyjmowanych zdroworozsądkowo, symboli religijnych.

Znacznie bardziej przekonującym znakiem naszej misji w świeckim świecie będzie rozpalenie na nowo ognia wspólnego powołania! „»Czy serce nie pałało w nas, kiedy rozmawiał z nami w drodze i Pisma nam wyjaśniał?« W tej samej godzinie zabrali się i wrócili do Jeruzalem”. Te słowa, którymi uczniowie z Emaus opisali swą przemianę, mogą również być nową iskrą rozpalającą naszą misję członków Rodziny Dominikańskiej. Właściwością ognia jest to, że będzie się rozprzestrzeniał, jeśli tylko będzie podsycany. Trwajmy w nadziei, że w okresie Nowenny – który rozpoczął się w roku 2007 jubileuszem osiemsetlecia mniszek, a zakończy się w roku 2016 osiemsetną rocznicą zatwierdzenia naszego Zakonu – zarówno różne tradycje, jak i nowe płomienie wizji św. Dominika będą płonąć coraz bardziej zjednoczone w jednej pochodni! Niech ten zjazd tu, na Słowacji, pomoże nam w naszej wspólnej misji dominikańskiej coraz bardziej stawać się kaznodziejskim zespołem mężczyzn i kobiet, braci, mniszek, sióstr i osób świeckich, starszych i młodszych, tych ze stopniami akademickimi i tych o bardzo wykształconych sercach. Wciąż mamy wiele do zrobienia podczas naszej drogi do Emaus! Zatem – jak owi dwaj uczniowie – nadal opowiadajmy nasze historie o tym, co się nam zdarzyło na naszej drodze w świeckim świecie, mając Jezusa za anonimowego współtowarzysza, kroczącego u naszego boku.

przeł. Krzysztof Hubaczek

Nasza droga do Emaus
David Kammler OP

urodzony w 1942 r. w Kolonii w Niemczech – dominikanin, katecheta, wychowawca młodzieży, asystent opiekuna braci studentów, przeor, socjusz prowincjała. Do dominikanów wstąpił w 1962 roku, święcenia kapłańskie przyjął sześ...

Produkt dodany do koszyka

Zobacz koszyk Kontynuuj zakupy

Polecane przez W drodze