Hewel. Wszystko jest ulotne oprócz Boga
2Sm 12,1.7-10.13 / Ps 32 / Ga 2,16.99-21 / Łk 7,36-8,3
Po co kobieta, która „prowadziła w mieście życie grzeszne”, przyszła nieproszona na ucztę? Wiedziano przecież powszechnie „co za jedna” i „jaka jest”. Po co więc pchała się do domu faryzeusza? I po co ten alabastrowy flakonik ze zmysłowymi perfumami, te nieosłonięte, rozpuszczone włosy, które tylko nieskromne kobiety tak nosiły? Po co ten dotyk, całowanie, płacz? I bez tego spektaklu wszyscy wiedzieli, że to grzesznica.
Jest na tym świecie miłość, która jak zbity pies pcha się do domu. I choć przeganiana od progu do progu, witana kamieniami i kopniakami, skomli i wyje, chcąc choć na chwilę zaznać dachu nad głową: na jedną noc, na dziś bez jutra… bo o przyjęciu na zawsze, bez końca, nie czuje się godna nawet pomarzyć.
W każdym człowieku jest taka część jego samego, o którym zdarza się mu do siebie powiedzieć: „gdyby on/a wiedział/a, co za jeden/jedna ją/go pokochał/a…”.
Ale najgroźniejszy dzień życia przychodzi wtedy, kiedy miłość w nas już przestanie szlochać i tęsknić. Kiedy nasza kulawa i bezdomna miłość przestanie szukać domu. Kiedy już nie zapłacze pod szczelnym murem cynizmu i konformizmu.
Dlatego Jezus pozwolił owej kobiecie, by przyszła nieproszona. By swoją tęsknotę za miłością wyraziła tak, jak umiała. A umiała tak, jak tylko potrafi grzeszny człowiek. Być może nie raz już owa grzeszna kobieta rozbijała alabastrowy flakonik z perfumami przed niejednym mężczyzną. Być może nie raz całowała i dotykała, płacząc. Jednak tym razem tęsknota za miłością pozwoliła jej rozbić i flakon, i serce przed Bogiem.
Dlatego On nie zlekceważył ani nie wyśmiał tej nieporadnej żebraniny czułości i miłości. Nie odepchnął, nie zdystansował się. Przyjął kobietę z miłością, bo wiedział, że w jej największym grzechu żyje – choć skopana i uwięziona – wielka tęsknota za miłością.
Bo im większy grzesznik, tym większe ma prawo do miłości. Bo komu wiele się odpuszcza, ten bardzo miłuje, a komu mało się odpuszcza, ten mało miłuje.
Oceń