Komu cud
fot. chamika dharmasena / UNSPLASH.COM
Oferta specjalna -25%

List do Rzymian

0 votes
Najniższa cena w ostatnich 30 dniach: 41,72 PLN
Wyczyść

Podejrzliwość jest naszą drugą naturą. Ktoś zawsze powie, że uzdrowienie jest upozorowane, a badania lekarskie sprzed modlitwy i po modlitwie sfałszowane.

Amerykański kaznodzieja Charles Parham w miejscowości Topeka prowadził szkołę biblijną. 1 stycznia 1901 roku w Topeka jedna z uczennic pastora, Agnez Ozman, po nałożeniu rąk na głowę zaczęła się modlić językami. Był to jeden ze znaków działania Ducha Świętego opisywany w Nowym Testamencie. Doświadczenie ze szkoły Parhama zaowocowało powstaniem wielu nowych Kościołów i grup zielonoświątkowych na całym świecie. Fala wiary w dary Ducha Świętego uderzyła w Kościół katolicki. Po Soborze Watykańskim II rozwinęła się Odnowa Charyzmatyczna. Na wielogodzinnych modlitwach ludzie zaczęli doznawać uzdrowień i uwolnień. Dary Ducha Świętego stały się ostatnią nadzieją chorych na raka, sparaliżowanych, opętanych przez złe duchy.

Uwolnienie

Brzeziny pod Łodzią. Niewielkie miasteczko w dawnym województwie skierniewickim. Dwanaście tysięcy ludzi. Mieszkańcy Brzezin pracują w przemyśle odzieżowym. Szyją. Prawie każdy słyszał tu o modlitwie o uzdrowienie w osiemnastowiecznym kościele Franciszkanów.

Pragnący uzdrowienia siedzą przed kościołem na przyniesionych z domu leżakach, rozstawianych krzesłach, krzesełkach turystycznych i wędkarskich, długich kościelnych ławkach. Wielu klęczy. Dziedziniec przed świątynią wybrukowany jest kamieniami. Łatwo skręcić tu nogę.

Do kościoła nie da się wejść. Takie tłumy gromadziły tylko msze za ojczyznę i pielgrzymki papieża. Dziś wiernych przyciąga wizja wstających z wózków inwalidzkich, porzucających kule, cudownie uzdrowionych z raka, tych, którym odjęto paraliż, świąd i wszystkie możliwe choroby.

Próbuję dostać się pod ołtarz bocznym korytarzem. Patrzę na pomarszczoną twarz staruszki. Kobieta badawczo spogląda na innych. Gdy ojciec Józef Witko wymienia choroby, z których Jezus uzdrowi wiernych, twarz staruszki wykrzywia się w nagłym bólu. Płacze.

Ojciec Witko prowadzi modlitwy o uzdrowienie i uwolnienie w całej Polsce. Jeżdżą za nim chorzy i potrzebujący pocieszenia.

– Uwolnij nas od zmian na skórze, problemów kobiecych, różnego rodzajów nowotworów, raka – mówi ojciec Witko. Modli się spontanicznie. Niewiele tekstów odczytuje z książek, kartek i zapisków.

Jakaś kobieta za moimi plecami wybucha krótkim śmiechem. Obok mnie mała dziewczynka wtula się w matkę i pyta: „Mamo, długo jeszcze?”.

Ojciec Witko zaczyna się modlić prawdopodobnie w języku hebrajskim. Modlitwa w językach to jeden ze znaków działania Ducha Świętego. Brzmienie starej mowy robi na mnie piorunujące wrażenie. Ludzie pomrukują. Wielkie mormorandum wypełnia zimne mury i ciężkie powietrze przesiąknięte zapachem potu. Aż dziw bierze, że ci sami ludzie w niedzielę mamroczą sennie Credo i lecą po mszy do sklepu kupić lody dla wnuków.

W czasie konferencji, już po modlitwie w tajemniczym języku, ojciec Witko mówi o duchach, które lęgną się w ludziach. Złe duchy wywołują choroby. Jezus uwalnia od chorób, uwalnia od uzależnień, od złych przyzwyczajeń, od szatana. W niedzielę trudno usłyszeć w kościele o piekle. W czasie nabożeństwa uzdrowieniowego z przerażeniem uświadamiamy sobie, że panem tego świata jest Szatan.

Sakramentalia

Nie wytrzymuję gorąca i ścisku. Wychodzę przed kościół. Dwie starsze panie rozmawiają przy stoisku z książkami o chorej sąsiadce. Postanowiłem przyjąć mało elegancką metodę zbierania materiału reporterskiego. Podsłuchuję. Przechodzę niby przypadkowo obok grupek ludzi i nastawiam ucha.

– Co Stasiu? Rybki jutro? – mówi do kolegi pan po pięćdziesiątce w białej koszulce, prawdopodobnie uszytej przez miejscowych wytwórców lekkiej męskiej galanterii.

Dwie dziewczyny rozmawiają o maturze z polskiego.

Przysiadam się do starszych pań. Opowiadają o chorobie córki kuzyna jednej z nich. To o zdrowie dla niej się modlą.

Ojciec Józef rozpoczyna święcenie wody, soli i oleju. Tłumaczy, że poświęcone będą również butelki schowane w torbach. Nie trzeba przepychać się z nimi pod ołtarz. Jakiś człowiek wyciąga z reklamówki półtoralitrową butelkę nałęczowianki.

W tym samym czasie coraz więcej ludzi podchodzi do stoiska z książkami. To tam znajduję książkę ojca Józefa Witko Uzdrawiająca moc Ducha Świętego. Czytam w niej, że woda święcona, sól egzorcyzmowana i olej egzorcyzmowany to sakramentalia – święte znaki. Sól można dodawać do potraw. Olejem smarować rany. Wodę pić.

„Przy używaniu tych sakramentaliów należy pamiętać – czytam w książce – o istnieniu realnego niebezpieczeństwa, a mianowicie, że zostanie im nadane zbyt wielkie znaczenie oraz uwierzymy w to, że uwolnienie nastąpi jedynie dzięki przesadnemu używaniu tych środków”.

– To Jezus uzdrawia – podkreśla na każdym kroku franciszkanin.

W książce znajduję świadectwo Janiny Gwoździńskiej z Góry Kalwarii. Tylko to świadectwo uzdrowienia, spośród kilkunastu innych, podpisane jest imieniem i nazwiskiem. Pani Janina 17 maja 2004 roku brała udział w mszy o uzdrowienie w kościele pod wezwaniem Trójcy Świętej w Jarosławiu. Duch Święty wyleczył ją z raka kręgosłupa. Po powrocie do Poznania chcę potwierdzić to świadectwo. Niestety w biurze numerów nie ma zarejestrowanej Janiny Gwoździńskiej. Dzwonię do parafii Niepokolanego Poczęcia Najświętszej Marii Panny w Górze Kalwarii. Odbiera furtian Szczepan Wiśniewski. Dobrze zna panią Janinę, wdowę. Kłania się jej zawsze przed niedzielną mszą świętą. Pan Szczepan mówi, że pani Janina jest zdrowa i ma się dobrze. I nieustannie daje świadectwo cudownego uzdrowienia.

Uzdrowienie a uzdrowienie duchowe

Miła i bardzo energiczna Elżbieta Drożniewicz ze Wspólnoty Odnowy w Duchu Świętym Jerozolima w Poznaniu tłumaczy mi, o co chodzi w modlitwie o uzdrowienie i uwolnienie. Mówi, że Pan Bóg jest zainteresowany całym człowiekiem. Jezus przyszedł nas zbawić. W zbawieniu zawiera się uzdrowienie ciała, emocji, myślenia, ale przede wszystkim Bóg chce naszego nawrócenia. Skupianie się na uzdrawianiu fizycznych chorób to postawienie sprawy na głowie. Nie o to chodziło Jezusowi. Jezus chce nas zbawić całych. Dlatego Jerozolima nie modli się o konkretne uzdrowienie, ale uzdrowienie tego, co Pan Jezus uważa za chore. Darem takiej modlitwy może być pokój wewnętrzny, chęć pogodzenia się z bliźnim, uspokojenie emocji, zrozumienie własnego błędu.

Nie zmienia to jednak tego, że istnieje wiele przypadków uzdrowień fizycznych. – Widziałam starszą kobietę, sparaliżowaną od kilkunastu lat, z zanikiem mięśni, która po dwóch godzinach modlitwy dziękczynnej wstała z wózka – opowiada pani Elżbieta. – Po trzech dniach ktoś z rodziny przyjechał do dominikanów zostawić jej wózek inwalidzki. To był początek lat 80.

Pani Ela ma też świeże przykłady. – Przyszła do nas młoda kobieta z sarkoidozą i licznymi guzami prosić o uzdrowienie. W czasie modlitwy okazało się, że bardzo źle o sobie myśli i mówi. Jedna z hipotez zakłada, że sarkoidoza to choroba autoagresywna, charakteryzująca się ziarnami w płucach. Kobieta powierzyła Bogu w modlitwie swoje złe myślenie i kłamstwa, w które uwierzyła. I… wyzdrowiała z sarkoidozy, a w kolejce do modlitwy o uzdrowienie ustawili się jej mąż i przyjaciele.

Kiedyś obok pani Elżbiety w czasie modlitwy siedziała na wózku starsza pani z Czarnkowa. Przeszła kilka operacji usunięcia guzów mózgu. Miała głowę pooraną bliznami i paraliż prawej części ciała. Przywiózł ją mąż. Kobieta od lat nie była u spowiedzi, ale postanowiła postawić wszystko na jedną kartę. Gdy przechodził ksiądz z Najświętszym Sakramentem, kobieta doznała spoczynku w Duchu Świętym. Straciła przytomność. Kiedy się ocknęła zaczęła ruszać ręką. Po chwili wstała z wózka i przy pomocy innych postawiła kilka kroków. Cztery dni później, podpierając się laską, przyjechała do Poznania na spowiedź generalną. Nawróciła się. Bóg przez dotknięcie ciała dokonał ważniejszego uzdrowienia – uzdrowienia duszy. Poczuła sparaliżowaną rękę.

Rozmawiam z dominikaninem ojcem Józefem Zborzilem ze wspólnoty Jerozolima. – Skoro wystarczy się szczerze modlić, to uzdrowień powinny być miliony.

– A jak się pan czuje, słysząc te przykłady działania Ducha Świętego?

– Lepiej.

– No widzi pan. To jest uzdrowienie.

Jest wielką tajemnicą Pana Boga, dlaczego mała Ania, za którą modli się cała Polska, umiera w bólach, a stary samotny pijak, który nigdy nie słyszał o Jezusie, nagle rzuca kule i idzie o własnych siłach. Pan Jezus w Ewangelii też nie miał samych sukcesów. Odchodził, gdy spotykał się z niewiarą.

Nie wierzę

Podejrzliwość jest naszą drugą naturą. Ktoś zawsze powie, że uzdrowienie jest upozorowane, a badania lekarskie sprzed modlitwy i po modlitwie sfałszowane. Prasę uzdrowieniom psują hochsztaplerzy. Moja znajoma brała udział w mszy uzdrowieniowej i twierdzi, że ksiądz ją popychał. Ludzie niby się przewracali, a to ksiądz ich pchał na posadzkę. Niby – uzdrawiał.

– W polskiej kulturze opowiadamy głównie o klęskach – mówi dominikanin ojciec Tomasz Alexiewicz z klasztoru w Szczecinie. – Jeśli chory, który się modlił i wyzdrowiał, pójdzie do proboszcza i opowie o swoim „cudzie”, to proboszcz odpowie: „E tam, bez przesady”. Modlimy się żarliwie „Jezu, pomóż” – ciągnie ojciec Alexiewicz – a gdy widzimy, że pomaga, to machamy ręką i szukamy tysiąca racjonalnych wytłumaczeń niezwykłego zdarzenia.

Ojciec Tomasz wielokrotnie doświadczał – jak to nazywa – konkretyzacji. Jakiś konkret pojawiał się w jego głowie. W czasie rekolekcji w górach pomyślał o kole. Nie wiedział dlaczego, ale po głowie chodziło mu koło. W końcu nie wytrzymał i powiedział: „Muszę zrobić coś z tym kołem”. Wtedy wstał mężczyzna, który przyznał, że spadł kiedyś z wozu i poharatał sobie nogę.

To, o czym mówi ojciec Alexiewicz, fachowo nazywa się charyzmatem słowa poznania. Otóż Duch Święty daje nam znaki. Te znaki to charyzmaty. Charyzmatem jest dar języków. Ludzie zaczynają się modlić w nieznanym sobie języku. Istnieje też dar proroctwa, uzdrawiania, czynienia cudów. Jest też charyzmant wiary – człowiek jest w stu procentach pewny, że jego modlitwa trafia do Boga.

Konkretny jest też sposób modlitwy o uzdrowienie. Tu nie ma przysypiania w ławce. Często ksiądz lub osoba prowadząca modlitwę prosi, by podejść do Najświętszego Sakramentu. Dotknąć go. Poprosić Jezusa o uzdrowienie. Konkretne uzdrowienie. Konkretne są też świadectwa uzdrowionych. Najbardziej przemawiają do wyobraźni modlących się.

Jezu, uratuj jeszcze palec

W Czatachowie niedaleko Siewierza w województwie śląskim działa wspólnota Miłość i Miłosierdzie. Modlitwę o uzdrowienie prowadzi charyzmatyczny ojciec Daniel. Przyjeżdża do niego tylu ludzi z całej Polski, że wspólnota organizuje modlitwę w hali sportowej w Olsztynie koło Częstochowy.

Modlitwy o uwolnienie ojca Daniela są pełne krzyku. Ojciec mówi konkretnie, kto zostaje uzdrowiony. „Dwudziestoletni Tomasz jest teraz oczyszczony”, „Pani, która cierpi na chorobę jelita, dozna ulgi”, „Po mojej prawej stronie stoi małżeństwo, teraz przychodzi do nich Pan Jezus”. I tak przez dwadzieścia minut. Ojciec Daniel sypie konkretnymi imionami, przykładami, sytuacjami, a ludzie krzyczą, czasem wyją. Jakby opuszczał ich zły duch.

Oto niektóre świadectwa złożone podczas spotkania 13 kwietnia 2013 roku w hali sportowej w Olsztynie koło Częstochowy.

Anna z Częstochowy opowiada, jak znajomemu księdzu Bogdanowi groziła amputacja nogi. Ojciec Daniel błogosławił choremu na odległość. Tydzień później lekarze orzekli, że nie trzeba będzie amputować nogi, tylko jeden palec. Poproszono ojca Daniela, by dalej się modlił. Chory trafił do kliniki na Słowacji, gdzie jest leczony nowatorską metodą.

Zdzisław z Dąbrowy Górniczej składa szóste świadectwo w swoim życiu. Jeden z kolegów z klubu Anonimowych Alkoholików powiedział mu: „Jeśli ten twój Jezus to taki cudotwórca, to niech ci zabierze dnę moczanową”. Gdy ojciec Daniel powiedział na spotkaniu w lutym, że Pan Jezus uzdrawia nerki, ból pana Zdzisława zniknął. Mężczyzna nie bierze już żadnych leków.

Maryla z Łodzi opowiada, jak została uwolniona z nałogu palenia papierosów, a kobieta, z którą przyjechała na modlitwę do ojca Daniela, wyszła z alkoholizmu.

Paweł. Młody chłopak. Cierpi przez swoją seksualność (cokolwiek to znaczy). Mówi, że Duch Święty kazał mu czekać na kontakt z ojcem Danielem. Paweł czuł, że ojciec Daniel go uzdrowi. W tym momencie ktoś krzyczy, że to Duch Święty uzdrawia, a nie ojciec Daniel. W każdym razie problemy seksualne się zmniejszyły.

Cezary z Radomia. Opowiada, że po spotkaniu u ojca Daniela modlił się nad przeziębionym synkiem. Synek ma rok i płakał całą noc. Rano po przeziębieniu nie było śladu.

Monika z Horodła w czasie błogosławieństwa udzielanego przez ojca Daniela usnęła na siedząco. Był to prawdopodobnie spoczynek w Duchu Świętym. Przyśnił się jej Pan Jezus z potężną otwartą dłonią skierowaną w jej stronę. Usłyszała delikatne: „Nie bój się”.

Szkiełko i oko

Doktor Dariusz Godlewski, poznański onkolog, wcale nie jest zdziwiony moim pytaniem o cuda w medycynie. – Wielokrotnie miałem do czynienia z uzdrowieniami, których nie dało się wyjaśnić naukowo. I takich przypadków wcale nie jest mało – mówi doktor Godlewski. – Spotkałem się również z sytuacjami, gdy człowiek, którego nie dało się już leczyć, zdrowiał i następował zwrot w chorobie o 180 stopni.

Pytam mojego rozmówcę, czy pacjenci, którzy wychodzą z raka wbrew statystykom medycznym, są religijni. Doktor nie wnika w kwestię wiary pacjentów, jeśli sami nie zaczną o niej mówić. Podkreśla też, że wiara, rozumiana bardzo szeroko, w onkologii jest kluczową sprawą. Nie da się wyleczyć kogoś, kto nie chce być wyleczony. Kto nie wierzy w wyzdrowienie. Sama chęć wyzdrowienia to połowa sukcesu.

Żaden ze znanych mi poznańskich psychiatrów nie chciał rozmawiać o zbiorowej modlitwie i uzdrowieniach. Podobno nie ma badań na ten temat.

Dzwonię do Warszawy, do Katedry i Kliniki Psychiatrii Uniwersytetu Medycznego. Znajduje się lekarz, który skomentuje msze uzdrowienia i uwolnienia, ale prosi o niepodawanie nazwiska. Nie chce narażać się osobom wierzącym i głęboko religijnym, które są jego pacjentami.

Tłumaczy, że uzdrawiani to najczęściej osoby z osobowością dysocjacyjną. Kiedyś nazywano ich histerykami. Otóż osoby takie nieświadomie wytwarzają w sobie chorobę, aby odwrócić swoją uwagę od niechcianych przeżyć, myśli. Czasem wystarczy uświadomić sobie niechciane przeżycie, wspomnienie, aby choroba ustąpiła. Rodzajem dysocjacji jest opętanie oraz porażenia i niedowłady kończyn. To właśnie te dwie choroby najczęściej są uzdrawiane w Kościele. Psychiatra dodaje, że dary Ducha Świętego to sprawa księży, a nie medycyny.

W tych słowach lekarz się trochę myli. Wielu księży dystansuje się od ruchu Odnowy w Duchu Świętym. Nie są przeciwko charyzmatom, ale boją się wyjść poza zhierarchizowaną, uporządkowaną, tradycyjną pobożność, senny, leniwy porządek niedzielnych mszy świętych. Wiara w Ducha Świętego uświadamia nam obecność Ducha Zła. W tym momencie kończą się żarty i uśmieszki o lewitowaniu nad posadzką w kościele. Ludzie boją się Złego w naturalny sposób i wolą unikać tego tematu, tak jak nie chcą wchodzić do ciemnej piwnicy w środku nocy. A nuż ktoś poklepie nas po plecach.

Ważny jest tylko Jezus

Kończy się modlitwa uzdrowienia i uwolnienia w kościele Franciszkanów w Brzezinach. Kończy się, ale najlepsze przed nami. Ojciec Witko podchodzi teraz do każdego i nakłada ręce na głowę. Roześmiana grupka ludzi stoi niedaleko stoiska z książkami. Gdy widzą, że ojciec Witko wychodzi przed kościół, podbiegają do szpaleru czekających na błogosławieństwo.

– Co ojciec czuje, nakładając ręce na głowy? – zapytam później franciszkanina.

– Nic – odpowie szczerze. – Tu ludzie mają się modlić do Jezusa.

W kościele po nałożeniu rąk upada kobieta. Tak wygląda spoczynek w Duchu Świętym. Pod warunkiem że kobieta nie udaje. Ani to omdlenie, ani utrata świadomości. Spoczynek. Kilka minut później upada druga kobieta. Upada dosyć dziwnie. Bo na ręce stojącego za nią męża. Jakby umówili się przy kolacji, że mąż ją złapie. Leży jak długa, a on uśmiecha się głupio na cały kościół. Jakby został przyłapany na ściąganiu w szkole. Jakby chciał się wytłumaczyć, że nie ma z Panem Bogiem nic do czynienia.

Gdy ojciec Witko kończy błogosławić, przed drzwiami do zakrystii ustawia się kolejka ludzi z intencjami spisanymi na kartkach, ze świecami do pobłogosławienia, z pytaniami, a nawet pretensjami.

– Proszę ojca. My już nawet pościmy i nic się nie dzieje – mówi jedna z kobiet, jakby chciała złożyć reklamację na niesprawną pralkę. – Niech ojciec coś zrobi.

– Ja nic nie robię, droga pani. Niech się pani modli. Pan Jezus zrobi swoje. Dziś, za miesiąc, za rok, za pięć lat, ale zrobi – odpowiada ojciec.

Zakonnica wręcza franciszkaninowi stos kopert. Nie wiem, co w nich jest. Ojciec Witko jest zaskoczony, zmieszany. Nie rozumie potoku słów zakonnicy.

Na końcu kolejki interesantów jestem ja. Spodziewam się, że po takiej dawce emocji i modlitwy ojciec nie będzie chciał rozmawiać z dziennikarzem. Jeszcze mnie tu brakowało z dyktafonem. Ale ojciec Witko bardzo chętnie odpowiada na moje pytania. Nie widać po nim zmęczenia trzygodzinną modlitwą. Jest niezwykle pogodny i spokojny.

– Mówił ojciec, że to duchy są w nas i odpowiadają za nasze choroby, problemy, uzależnienia. Skąd mam wiedzieć, czy mam w sobie takiego ducha? – dopytuję po serii pobożnych, grzecznych pytań.

– Dla pana ważny jest tylko Jezus. Do Niego ma się pan modlić. Reszta niech pana nie interesuje.

***

Ja też dałem sobie nałożyć ręce na głowę. Niczego nie poczułem. Nie było prądu ani olśnienia.

Obudziłem się rano z dziwnym uczuciem spokoju. Kiedy w drodze do pracy pomyślałem o Duchu Świętym i pisaniu tego tekstu, uczucie spokoju wzrosło o sto procent. Trwa do teraz. Nie będę opisywał innych odczuć, bo mogę zostać odebrany jako religijny chwalipięta. Jestem jednak pewien, że Duch Święty działa.

Zdaje się, że znalazłem swoje miejsce w Kościele.

Komu cud
Piotr Świątkowski

urodzony w 1980 r. – autor słuchowisk i audycji historycznych w Radiu Poznań, dziennikarz Polskiego Radia w Poznaniu, współpracownik dominikańskiego miesięcznika „W drodze”, autor reportaży historycznych. W 2017 roku w Dom...

Produkt dodany do koszyka

Zobacz koszyk Kontynuuj zakupy

Polecane przez W drodze