Ludzie ósmego dnia. Autostopem do Matki Teresy
1Krl 8,41-43 / Ps 117 / Ga 1,1-2.6-10 / Łk 7,1-10
Kilka lat temu Instytut Badań Społecznych Uniwersytetu Chicago opublikował badania, z których wynika, że najszczęśliwsi są ludzie, których praca polega na robieniu czegoś dla innych. Wyniki zaskoczyły samych socjologów, gdyż początkowo zakładano, że najwięcej szczęścia przynosi praca dobrze wynagradzana, dająca prestiż zawodowy.
Dominikański filozof o. Józef Bocheński twierdził, że szczęście jest produktem ubocznym pewnego dzieła, które się dokonuje. Gdy szczęście staje się celem samym w sobie, jest ono nieosiągalne. Człowiek koncentruje się wówczas na sobie, postępując tak, aby mu zawsze było przyjemnie. Niespodziewanie zamiast poczucia spełnienia przychodzi rozczarowanie i frustracja.
Tę prawdę musiał doskonale znać święty Paweł, gdy odpowiadał na zarzuty, jakoby doskonałość w wypełnianiu prawa miała być istotą chrześcijaństwa. Obcy misjonarze przybyli do Galacji, chcąc posiąść godność nauczycieli, i zaczęli nauczać o konieczności przestrzegania starotestamentalnego prawa. Według nich konieczne miało być obrzezanie, zachowanie szabatu i setek innych praw, czyli tego wszystkiego, co wcześniej apostoł z Tarsu nakazał odrzucić. Paweł mówił o wolności w Duchu Świętym. A jako były faryzeusz, który starał się wiernie wykonywać sześćset trzynaście przykazań, doskonale wiedział, że żaden człowiek nie jest w stanie całkowicie wypełnić wszystkich przepisów. Obok przekleństwa, które wynika z niewypełnienia prawa („Niech będzie przeklęty każdy, kto nie wytrwa w nakazach Księgi Praw”), jest także ryzyko skupienia na sobie zamiast na Bogu. Apostoł podkreślał, że Jezus na krzyżu wypełnił za nas owo prawo, abyśmy byli wolni. Od czasu Paschy jest więc już tylko jedno prawo, prawo miłości. Wskazuje na to także Setnik, który nie prosi dla siebie, lecz dla swojego sługi. Niespodziewanie otrzymuje od Jezusa błogosławieństwo i najwyższy rodzaj pochwały: „Takiej wiary nie znalazłem w całym Izraelu”.
Wolność w Duchu Świętym nie polega na tym, by nieustannie się zastanawiać, co zrobić, aby nie zgrzeszyć, ale co zrobić, by w moim życiu było więcej pokory (wszystko, co mam, pochodzi od Boga) i życzliwości do otaczających mnie ludzi.
Człowiek nie musi się więc zadręczać, że nie jest doskonały, że coś mu nie wyszło, bo w ten sposób zaczyna skupiać się na sobie i może popaść w smutek. Lepiej jest zastanowić się nad tym, co mogę zrobić dla innych i w jaki sposób mogę podzielić się tym, co mam. Wówczas wypełnię najważniejsze prawo miłości, a z jego wypełnieniem niespodziewanie pojawi się szczęście.
Oceń