Pierwszy i Drugi List do Tesaloniczan
„Kto rozumie znaczenie krzyża, ten raczej zdejmie go ze ściany, a nawet z własnej szyi, niż pozwoli, by ktoś poczuł się urażony, zraniony widokiem tego znaku” – napisał w „Gazecie Wyborczej” Piotr Sikora. Ten sam, który wcześniej zyskał chwilową sławę, publikując artykuł: „Na biskupach Kościół się nie kończy”. Do tego niewątpliwie słusznego tytułowego spostrzeżenia autor dorzucił dwie tezy: „Po pierwsze, podział na »Kościół nauczający« i »nauczanych wiernych« jest sprzeczny z przesłaniem Nowego Testamentu. Po drugie, ściśle rzecz ujmując, nie istnieje nic takiego jak nauka Kościoła”. Rozumiem, że owe tezy miały być publicystyczną prowokacją, aby zainteresować czytelnika. Niestety, na prowokacji się skończyło, bo teologiczne rozważania autora są takie sobie…
Teologia polega między innymi na wytrzymywaniu napięcia pomiędzy różnymi prawdami. Historia Kościoła pokazuje, że ten, kto owych napięć nie wytrzymywał, popuszczał, czyli wpadał w jakąś herezję albo po prostu opowiadał banialuki. I tak Kościół głosił, że jest jeden Bóg, a zarazem mówił o Trzech różnych Boskich podmiotach historii zbawienia: Ojcu, Synu i Duchu. Ci, którzy nie wytrzymywali twórczego napięcia owego przepowiadania, kończyli na negowaniu bóstwa Jezusa albo wpadali w tryteizm (nauka sugerująca istnienie trzech Bogów). Sikora ewidentnie teologicznych napięć nie trzyma. Dlatego wpada w „postępowe” uproszczenia i formułuje tandetne tezy. A Jan Paweł II mówił kiedyś do Polaków: „Nie popuszczajcie”, co sprawiło pewne trudności tłumaczom na język włoski. Zarówno „katolicy otwarci” (alternatywna nazwa: zamknięci inaczej), jak i „katolicy zamknięci” (alternatywna nazwa: otwarci inaczej) nie wzięli sobie do serc tych słów Papieża i dlatego popuszczają zamiast trzymać się zdrowej nauki katolickiej.
Wróćmy jednak do pierwszego zdania, które jest swoistym manifestem wrażliwości na urażonych chrystofobów. Prawdziwy chrześcijanin, rozumiejący znaczenie krzyża, usunie pospiesznie ten znak nawet z własnej piersi, jeśli tylko zauważy znaczący grymas obrzydzenia na twarzy bliźniego – peroruje Sikora. A na poparcie tego poglądu przytacza jedno z ośmiu błogosławieństw: „Błogosławieni cisi, albowiem oni posiądą ziemię” (Mt 5,5). Ha! Na biblijny cytat znajdzie się zawsze inny cytat. W tym przypadku adekwatne byłyby słowa Pawła Apostoła: „my głosimy Chrystusa ukrzyżowanego, który jest zgorszeniem dla Żydów, a głupstwem dla pogan” (1 Kor 1,23). Przy czym św. Paweł w żadnej mierze nie postuluje, by tym negatywnym odczuciom Żydów i pogan jakoś wyjść naprzeciw, np. poprzez odpowiednio dobierane słowa, które by nikogo nie urażały. Poza tym, gdyby dla Pana Boga istotą historii zbawienia było takie działanie, aby nikogo nie urazić, to zapewne nie umarłby na krzyżu. Wszak wiadomo, że skazano Jezusa na śmierć, bo sporo ważnych osób poczuło się głęboko urażonych.
W mojej klasie był pewien kolega, który ciągle się obrażał. Z byle jakiego powodu czuł się urażony. Próbowaliśmy mu pomóc, ale nie w ten sposób, że chodziliśmy wokół niego na paluszkach, przepraszając z góry za niefortunne słowo lub gest. Staraliśmy się raczej otworzyć go na rzeczywistość. Czym innym bowiem jest celowe ranienie kogoś, a czym innym sytuacja, w której ktoś próbuje terroryzować nas swoimi chorymi skojarzeniami i podejrzeniami. Ludzi mających różne antychrześcijańskie i antykatolickie fobie nie brakuje. Ustępowanie im na każdym kroku nie prowadzi do niczego dobrego, gdyż umacniają się wówczas w swojej bezczelności i nienawistnym stosunku do naszej wiary. Pan Jezus nie skrywał się przed faryzeuszami, aby ich nie drażnić. Wręcz przeciwnie! Wchodził z nimi w spór.
Bezczelni urażeni wiarą katolicką objawiają w różnych, niejednokrotnie niespodziewanych okolicznościach. Po zwycięskiej walce Tomasza Adamka z Jasonem Estradą na forach internetowych nie brakowało postów opluwających zwycięskiego Polaka tylko z tego powodu, że mówi on o swojej wierze, modlitwie, a kiedyś z uznaniem wypowiedział się o ojcu Rydzyku, że to kozak. „Manifestowana dewocja, zwłaszcza w wykonaniu Adamka, budzi – napisał „ateista z wyboru” – mój niesmak. Oczywiście może się modlić w całym wolnym czasie między walką a treningami, ale niech tego nie robi na użytek publiczny”. Inny internauta – wyraźnie podrażniony – oznajmił: „Moherowy ledwo wygrał. Czarno widzę jego karierę […], ale może pomoże mu opatrzność i modły Ojca Dyrektora”. Mam nadzieję, że Tomasz Adamek nie przejmie się tego rodzaju urażonymi i dalej w wywiadach będzie się przyznawał do swojej wiary.
W Szkocji zabroniono nosić pielęgniarce krzyżyk, choć nosiła go dyskretnie pod bluzką, po ponoć mógł być siedliskiem zarazków, a poza tym pacjenci mogli sobie nie życzyć dojrzenia takiego znaku. W British Airways chciano wymusić na stewardesie, aby zdjęła z szyi niewielki krzyżyk. Piotr Sikora zapewne poparłby tego rodzaju żądania. Na szczęście stewardesa nie chciała podporządkować się dyktaturze urażonych. Niektórzy duchowni na Zachodzie wiele lat temu dali sobie wmówić, że mają być cisi, wręcz niewidoczni w przestrzeni publicznej. Dziś coraz częściej mówią o visibility. Nie warto powtarzać ich nawet płynących z dobrych intencji błędów.
Oceń