Dwa kroki naprzód, krok w tył

Dwa kroki naprzód, krok w tył

Oferta specjalna -25%

Liturgia krok po kroku

0 opinie
Wyczyść

Można by zebrać relacje ludzi zaatakowanych przez uzbrojonego bandytę, który strzelając, spudłował, dzięki czemu zdołali uciec i wyciągnąć wniosek, że postrzał w głowę nie jest groźny, gdyż żadna z przebadanych osób nie odniosła w spotkaniu z bandytą trwałego uszczerbku na zdrowiu.

W lipcu 1998 roku w prestiżowym czasopiśmie naukowym „Psychological Bulletin”, wydawanym przez Amerykańskie Stowarzyszenie Psychologiczne (APA), ukazał się artykuł pod tytułem A Meta–Analytic Examination of Child Sexual Abuse Using College Samples [Metanalityczne badanie seksualnego wykorzystywania dzieci przeprowadzone na grupie studentów]. Jego autorzy: Bruce Rind, Philip Tromovitch i Robert Bauserman (RTB) przeanalizowali szereg badań i wywiadów psychologicznych przeprowadzonych z ludźmi, którzy w dzieciństwie byli napastowani przez pedofilów i doszli do wniosku, że kontakty seksualne pomiędzy dziećmi a dorosłymi nie są szkodliwe dla rozwoju dziecka, ale okazują się wręcz korzystne. Jeden z trójki autorów parę lat wcześniej, w roku 1990, opublikował w innym czasopiśmie „Journal of Homosexuality” podobne tezy, stwierdzając między innymi, że „kochający pedofil” może dziecku zapewnić „towarzystwo, ochronę i bezpieczeństwo” i powinien być przez rodziców „postrzegany jako partner w wychowaniu, ktoś, kto powinien być mile widziany w ich domu”. Tym razem podobne stwierdzenie zostało powtórzone na łamach poważnego czasopisma naukowego.

Bezpośrednio po ukazaniu się artykuł pozostał niezauważony, ponieważ mało kto, oprócz wąskiego grona specjalistów, czyta miesięczniki naukowe. Natomiast bardzo szybko zaczął być cytowany w publikacjach i ulotkach wydawanych przez NAMBLA — North American Man–Boy Love Associacion, czyli organizację amerykańskich pedofilów.

Amerykańska konstytucja, gwarantując każdemu prawo do wolności słowa oraz zrzeszania się, zezwala obywatelom na tworzenie takich stowarzyszeń, jakie uważają za stosowne. NAMBLA stawia sobie za cel legalizację pedofilii lub — jeżeli wolno mi zacytować fragment ich publikacji — „zaprzestania prześladowań ludzi, którzy kochają małych chłopców”. Podobnie jak pokrewne jej zrzeszenia homoseksualistów, które jawnie ją wspierają, jest instytucją wpływową. Dysponuje dużymi pieniędzmi i rzeszami działaczy oraz mniej lub bardziej niejawnych sympatyków — często pochodzą oni z tak zwanych środowisk opiniotwórczych. Do grona ludzi ją popierających zaliczał się na przykład zmarły niedawno Alan Ginzburg — poeta i guru kontestatorów lat sześćdziesiątych. Gdy kilka lat temu odwiedził Polskę, był przez ważniejsze gazety traktowany jak wybitna osobistość świata kultury. O jego poparciu dla NAMBLA media wolały dyskretnie milczeć, bo po co informować czytelników i słuchaczy o prywatnych sprawach kogoś, kogo chcemy wykreować na autorytet moralny.

Za zgodą

Pedofilia pozostaje w USA, tak jak zresztą wszędzie, przestępstwem. Dopóki jednak działacze NAMBLA dążą tylko do jej dekryminalizacji — nie można im tego na drodze prawnej zakazać, gdyż karalne jest dopiero utrzymywanie stosunków seksualnych z dziećmi, a nie domaganie się ich legalizacji. Doskonale zdając sobie sprawę z tego, że społeczeństwo odnosi się do nich z głębokim obrzydzeniem, działacze NAMBLA argumentują, że jak najbardziej potępiają gwałty na dzieciach, ale chodzi im tylko o to, aby zalegalizować stosunki seksualne odbywające się za zgodą dziecka. Czasem posuwają się w swojej kazuistyce do subtelnych rozróżnień pomiędzy „zgodą poinformowaną” a „zgodą niepoinformowaną”. W jaki sposób ma wyglądać „poinformowana zgoda” czteroletniego dziecka na odbycie stosunku seksualnego z dorosłym, tak aby stosunek ten był legalny, niestety, nie mówią.

Artykuł w czasopiśmie Amerykańskiego Stowarzyszenia Psychologów natychmiast stał się dla NAMBLA orężem propagandowym. „Nauka się wypowiedziała!” — wykrzykiwały tytuły na ich ulotkach.

Ortodoksi kontra „naukowcy”

W tym momencie na scenę wkroczyła Laura Schlessinger. Ortodoksyjna żydówka, z wykształcenia doktor psychiatrii, a z powołania publicysta radiowy oraz stała felietonistka mocno prawicowego „Washington Times”, jest uwielbiana przez wielu amerykańskich chrześcijan, zwłaszcza tych z mocno konserwatywnych ugrupowań protestanckich. Nie powinno to dziwić: wprawdzie ortodoksyjny judaizm oraz chrześcijaństwo na gruncie teologicznym dzielą różnice nie do zasypania, ale na płaszczyźnie etycznej zgodność stanowisk jest niemal zupełna.

Laura Schlessinger otrzymała telefon od słuchacza jej programu radiowego, oburzonego po wysłuchaniu wywiadu z jednym z autorów artykułu w „Psychological Bulletin”. Nie wierząc w to, co słyszy, sprawdziła dane, aby przekonać się, że omawiany artykuł istotnie się ukazał — i rozpoczęła krucjatę przeciwko redakcji tego czasopisma.

„Nie ma potrzeby zbierania podpisów pod twierdzeniem Pitagorasa — powiedział kiedyś biskup Życiński — wystarczy pokazać dowód”. Istotnie — twierdzenie naukowe jest prawdziwe lub nie, niezależnie od tego, czy nam się podoba, czy nie. Tak długo, jak autorzy pracy naukowej trzymają się ściśle fachowej metodologii, nie możemy im wiele zarzucić — nawet, jeżeli wnioski, do jakich dochodzą, są dla nas szokujące. Oczywiście, psychologia nie jest przedmiotem ścisłym, stąd też kryteria naukowości są w niej bardziej mętne niż w przypadku — na przykład — matematyki, tym niemniej standardy naukowej rzetelności i logiki obowiązują również psychologów. Laura Schlessinger zaatakowała autorów pracy przekonującej o korzyściach pedofilii właśnie na gruncie metodologicznym: ten artykuł nie spełnia kryteriów pozwalających uznać go za naukowy.

Odcinamy się

Autorzy zebrali relacje studentów college’ów, którzy stwierdzili, że w dzieciństwie byli napastowani przez pedofilów. To jest już pierwszy błąd: próba, na której przeprowadzono badania, była niereprezentatywna — ograniczała się tylko do młodzieży z college’ów oraz do takich osób, które same zgłosiły się do psychologa, aby opowiedzieć o swojej historii. Po drugie — opisano tylko takie przypadki, w których ofiara zdołała pedofilowi uciec. Po trzecie — spora część relacji pochodziła ze źródeł nigdzie nieopublikowanych, co dodatkowo podważało ich wiarygodność. Z tych przesłanek autorzy wywnioskowali, że odbycie w dzieciństwie stosunku seksualnego z pedofilem nie jest dla dziecka szkodliwe.

Równie logicznie można by zebrać relacje ludzi zaatakowanych przez uzbrojonego bandytę, który strzelając, spudłował, dzięki czemu zdołali uciec. I na tej podstawie można by wyciągnąć wniosek, że postrzał w głowę nie jest groźny, gdyż żadna z przebadanych osób nie odniosła w spotkaniu z bandytą trwałego uszczerbku na zdrowiu.

Artykuł Rinda, Tomovitcha oraz Bausermana, abstrahując już od jego konkluzji, kpił z logiki oraz jakiejkolwiek naukowej metodologii. Krytyka, jakiej został poddany przez Schlessinger na falach radiowych, wywołała burzę. Jako publicystka dysponuje ona wierną rzeszą słuchaczy, którzy zarzucili kierownictwo APA protestami. Przez wiele tygodni linie telefoniczne i faksy w siedzibie organizacji urywały się. W końcu jej rzecznik, początkowo bagatelizujący sprawę, wydał oświadczenie, że redakcja „Psychological Bulletin” nie popiera tez artykułu oraz odcina się od nich i je potępia. To tylko dolało oliwy do ognia.

Laura Schlessinger nie pozwoliła się zbyć: „Co to znaczy, że się od tego odcinacie?” — zawołała — „Jeżeli ten artykuł stanowi poważną pracę naukową — to nie ma się od czego odcinać, tylko przyjąć go do wiadomości. A jeżeli tak nie jest — to dlaczego został opublikowany?”.

Do rozpoczętej przez nią krucjaty zaczęli dołączać nowi ludzie, w tym członkowie Kongresu. Matt Salmon, republikanin z Arizony, był oburzony: „Nie mam zamiaru ich [pedofilów] zrozumieć. Mnie chodzi o to, aby siedzieli za kratkami”. Wśród psychologów i psychiatrów, którzy wyrażali swoje oburzenie, nie brakowało głosów — „Ten artykuł nie jest nawet pseudonauką. To jest świadome i przemyślane fałszerstwo”.

Zatem — wracając do pytania postawionego przez Schlessinger — dlaczego ten tekst został opublikowany? Jakim cudem został zaakceptowany przez redakcję i pomyślnie przeszedł procedurę oceniania przez recenzentów?

Tylnymi drzwiami

Odpowiedź na to pytanie udzielona została przez Schlessinger oraz przez szereg innych publicystów, którzy zajęli się skandalem. Jest to próba legalizacji pedofilii podjęta przez sympatyków NAMBLA. Doskonale zdają sobie sprawę z tego, co na ten temat sądzą wyborcy. Droga ustawowa nie wchodzi w grę, gdyż polityk, który poparłby ich starania, popełniłby polityczne samobójstwo, dlatego usiłują wprowadzić ją tylnymi drzwiami, wykorzystując do tego celu amerykański aparat sądowniczy.

Amerykańskie sądy, w odróżnieniu od europejskich, nie kierują się w swoich werdyktach tylko sztywną literą prawa, ale również wcześniejszymi decyzjami tworzącymi precedensy. Sędzia, rozpatrując sprawę, stara się dopasować ją do podobnych kwestii z przeszłości i na podstawie uprzednich rozstrzygnięć wydaje wyrok. Jeżeli analogicznych spraw nie było — to jego wyrok staje się precedensem i wskazówką dla następców.

Wyobraźmy sobie teraz rozprawę przeciwko pedofilowi oskarżonemu o odbycie stosunku seksualnego z dzieckiem. W normalnych warunkach zostałby skazany, ale teraz ma na swoją obronę potężny argument: poważne czasopismo naukowe opublikowało artykuł, że seks z dziećmi jest dla nich korzystny. Nie ma zatem podstaw do oskarżenia: nie tylko należy go zwolnić z aresztu i uniewinnić, ale jeszcze rodzice dziecka powinni mu podziękować. Jeżeli sędzia argumentację uzna, to stworzy ona precedes… i dalej wiadomo. Jeden artykuł może stanowić kamyczek uruchamiający lawinę.

Teza krytyków artykułu RTB brzmiała: władze APA oraz redakcja „Psychological Bulletin” zostały infiltrowane przez ludzi będących ukrytymi zwolennikami NAMBLA, próbujących przeprowadzić plan zmierzający do legalizacji pedofilii.

Na pomoc sądom

To bynajmniej nie jest scenariusz zupełnie fantastyczny: podobnie w roku 1973, pod naciskiem swoich homoseksualnych członków, Amerykańskie Towarzystwo Psychiatryczne usunęło homoseksualizm z listy zaburzeń seksualnych. Później sprawy zaczęły się toczyć szybko, aby w roku 1996 doprowadzić do zmiany oficjalnego stanowiska organizacji w sprawie całej gamy rozmaitych zboczeń seksualnych. Nowe podejście można streścić w jednym zdaniu: niezależnie od formy zboczenia, terapia nie powinna się ogniskować na wyeliminowaniu niewłaściwego zachowania, ale na usunięciu u pacjenta towarzyszącego mu z tego powodu poczucia winy. Powoli, ale systematycznie, mniejszości seksualne narzucają większości swoje pojmowanie normalności. Epizod z artykułem w „Psychological Bulletin” stanowi tylko fragment większej strategii.

W międzyczasie jednak w Amerykańskim Stowarzyszeniu Psychologicznym doszło do rebelii jego członków oburzonych stanowiskiem władz organizacji wobec kontrowersyjnego artykułu. Zaczęto mówić o wyrzuceniu kierownictwa lub wręcz o rozłamie w organizacji i usunięciu z niej osób sympatyzujących z NAMBLA. Rosnąca opozycja we własnych szeregach oraz narastające ataki ze strony opinii publicznej i polityków spowodowały kapitulację władz APA. W wydanym oświadczeniu zapowiedziały zaostrzenie procedury recenzji artykułów oraz obiecały rozpowszechnić informację, że artykuł Rinda, Tromovitcha i Bausermana nie może być uznawany za jakikolwiek „naukowy argument”, który mógłby być brany pod uwagę podczas ewentualnych procesów przeciwko pedofilom. Notka została rozesłana do sądów, jako tzw. opinion of friend of court, czyli niezależna rada, nie jest wprawdzie dla sędziów wiążąca, tym niemniej prawdopodobnie wystarczy ona, aby zablokować ewentualną możliwość powoływania się na ten artykuł przez oskarżonych.

Wygląda na to, że szybka reakcja publicystów oraz mobilizacja opinii publicznej zdołała pokrzyżować plany NAMBLA i do legalizacji pedofilii nie doszło. Na razie.

Dwa kroki naprzód, krok w tył
Tomasz Włodek

urodzony w 1965 r. – pracownik naukowy, przebywa w USA, publikował w miesięczniku „W drodze” oraz w polskiej prasie wydawanej poza granicami kraju. Autor cyklu felietonów pt....

Produkt dodany do koszyka

Zobacz koszyk Kontynuuj zakupy

Polecane przez W drodze