O co walczył Borys?
Oferta specjalna -25%

Pierwszy i Drugi List do Tesaloniczan

0 opinie
Wyczyść

Obiecałem sobie, a pośrednio i Tobie – Drogi Czytelniku – że maleńki mój kącik „W drodze” będzie dla nas miejscem azylu od współczesnej polityki. Od lat polityka i to co z nią związane – dobre, niezbyt dobre i zupełnie niedobre – poprzez środki masowego przekazu, jakże inne w charakterze od naszego „W drodze”, wciskają się w najbardziej zdawałoby się osobiste i prywatne miejsca naszego życia. Jest to męczące. Potrzeba azylu wydaje się w tej sytuacji naturalną formą samoobrony. I oto pękłem i w tym numerze naruszam zasadę.

W ostatnim dniu minionego roku, dokładnie w południe według czasu moskiewskiego, pierwszy wybrany w wyborach powszechnych prezydent Rosji, Borys Nikołajewicz Jelcyn, ogłosił Rosji i światu wolę wcześniejszego ustąpienia ze stanowiska. W tym samym dniu obowiązki prezydenta Rosji zaczął sprawować urzędujący premier, Władimir Władimirowicz Putin, wcześniej oficjalnie namaszczony przez Jelcyna na następcę. Świat na krótką chwilę oniemiał. Owszem, rezygnacji schorowanego prezydenta można było spodziewać się wcześniej, ale jego sylwestrowe wystąpienie sugerowało, że to on sam wybrał ten najwłaściwszy moment. Wybrał moment, kiedy notowania jego politycznego pupila gwałtownie rosną. Popularności dodaje mu czeczeńska wojna, a jego oponenci sypią się w proch do tego stopnia, że w Rosji zaczęto szeptać o bezalternatywnych wyborach prezydenckich. Czy rzeczywiście Jelcyn sam wybrał moment? Czy odszedł z własnej woli? Któż to dziś wie? Czy to dziś najważniejsze? Owszem, to bardzo ważne…

Ważne dla przyszłości, wraz bowiem z Jelcynem do historii odchodzi cała epoka, epoka pierwszej od czasów lutowej rewolucji 1917 roku próby budowania demokracji i elementów społeczeństwa obywatelskiego w Rosji. Już dziś literatura na temat samego Jelcyna i okresu jego władzy w Rosji w światowej politologii — i nie tylko — jest przeogromna, ale wiadomo: czas podsumowań zwykle przychodzi po latach. Historia potrzebuje perspektywy. Niniejszy tekst nie ma jakichkolwiek pretensji historiozoficzno–analitycznych. To po prostu jeszcze jedna gawęda, jeszcze jeden „list ze świata”… Tyle że zatrzymamy się w nim na Borysie Jelcynie — polityku i człowieku trudnych lat i trudnych wyborów…

Szanował sacrum

Podobno matka ochrzciła małego Borkę w dzieciństwie; na początku lat trzydziestych były jeszcze w nielicznych uralskich wioskach cerkiewki, byli niedobici batiuszkowie, a co najważniejsze — były wierzące matki. Imię Borys otrzymał przyszły pierwszy Prezydent Rosji na cześć jednego z dwóch pierwszych rosyjskich świętych: strastotierpca 1, młodego kniazia Borysa, syna świętego Włodzimierza, młodzieńca, któremu przyszło wycierpieć i zginąć z rozkazu swojego starszego brata. Starszy brat, książę Świętopełk, najstarszy z synów włodzimierzowych i zięć naszego Bolesława Chrobrego, psychopatycznie bał się o swoją wielkoksiążęcą schedę. Rozkazał więc zamordować trzech swoich młodszych braci: Borysa, Gleba i Światosława. Morderca księcia Borysa, działający na bezpośrednie zlecenie jego brata, jak mówi staroruska tradycja, miał na imię Pucza… Dwóch pierwszych książąt — Borysa i Gleba — Kościół powszechny w 1020 roku wyniósł na ołtarze… Strastotierpcy to specyficznie ruski typ świętości. Bezwzględna walka o władzę to też specyficznie ruskie… Przyjdzie nam jeszcze do tego tematu powrócić.

Pamiętam jak dziś pogrzeb matki Jelcyna. To było w trudne dni 1993 roku. Opozycja brutalnie próbowała odsunąć Jelcyna od władzy. A jednak natychmiast rzuciła mi się w oczy obecność na uroczystości pogrzebowej Walerija Zorkina, ówczesnego szefa rosyjskiego Sądu Konstytucyjnego i jednego z faktycznych liderów opozycji antyjelcynowskiej. Zastanawiałem się dlaczego to robi? Przez szacunek dla spoczywającej w trumnie drobniutkiej staruszki? Z pobudek politycznych? Dlaczego? W rosyjskiej polityce zawsze pełno było takich „dlaczego”, tak pewnie będzie i w dającej się przewidzieć przyszłości: Rassiju umom nie poniat’… (to fragment słynnego wiersza Tiutczewa: Rosji rozumem nam nie pojąć…). Pogrzeb był prawosławny, rosyjski… Sam prezydent Jelcyn był niejako ucieleśnieniem rosyjskości, nawet w swoich słabościach, a może nawet, szczególnie w nich.

W Jelcynie–polityku był szacunek dla sacrum. Trudno będzie go zdefiniować. Nie było w nim, a pewnie i nie ma żadnej głębokiej religijności. A szacunek jest. To za jego rządów państwo rosyjskie zagwarantowało swoim obywatelom wolność religijną, a społecznościom wierzących zaczęto zwracać cerkwie i kościoły. Ta religijna wolność w pewnym momencie nabrała cech karykaturalnych: swoje centrum założył w Rosji Asachara, psychopatyczny morderca, przywódca japońskiej sekty Aum–Synrikiu. Z największymi honorami podejmowali go najbliżsi współpracownicy prezydenta. Tylko Papież wciąż nie mógł odwiedzić Rosji, bo nie życzył sobie tego moskiewski patriarcha, a jego opinia dla Jelcyna — jak mówił mój petersburski przyjaciel: nastajaszczewo, russkowo mużyka (jeśli ten zwrot przetłumaczyć dosłownie, to będzie brzmiał: prawdziwego, ruskiego chłopa…) okazała się święta.

W ostatnim roku rządów Jelcyna konsekrowano pierwszą w historii katolicką katedrę w Moskwie…

Mściciel łaskawy

Rządy Borysa Jelcyna były zażartą walką o władzę i przyszłość Rosji. Dla Borysa Jelcyna — niewątpliwie człowieka władzy — była to również walka o życie… Rozważając wydarzenia ze świata polityki, tak jak i w historiozofii należy podobno jak ognia unikać tej jakże kuszącej formuły: co by było gdyby…? A nie ma sposobu, żeby jej uniknąć. Zwłaszcza, jeśli się było bezpośrednim świadkiem wydarzeń, których następstwa są — a mogłyby być w zupełnie inny sposób — brzemienne w skutki dla świata.

Jelcyn praktycznie objął władzę w wyniku nieudanego przewrotu w sierpniu 1991 roku, zwanego od nazwiska jego nominalnego przywódcy puczem Janajewa. Tak naprawdę żadnym liderem puczystów Janajew nie był, na czele antydemokratycznego spisku stali podstarzali liderzy KGB i armii. Jelcyn po swoim zaprawdę triumfalnym zwycięstwie powsadzał puczystów do lefortowskiego więzienia. A potem wszystkich powypuszczał. Wcześniej jednak wraz z nowymi liderami Białorusi i Ukrainy, Szuszkiewiczem i Krawczukiem, rozwiązał Związek Sowiecki — państwo, które przez dziesięciolecia ciemiężyło narody, a światu nie pozwalało spokojnie do snu się układać. Czy gdyby wygrali puczyści, okazaliby się w stosunku do niego tak samo wspaniałomyślni? Mój przyjaciel, nie domyślając się, że Związkowi Sowieckiemu zagraża pucz, wybrał się latem 1991 roku na wakacje do Lapllandii. Tamtejsza przyroda po rosyjskiej stronie dzięki wieloletnim „wysiłkom” hominis sovietici w straszliwym tempie odchodzi do historii. Jej przepiękne ostatki jeszcze przyciągają szaleńców. Ale oprócz przyrody, na skraju Hibinów, kolega zobaczył odnowione, stalinowskie łagry, w stanie pełnej gotowości, oczekujące swoich nowych „lokatorów”. Tak więc to powyższe pytanie ma nie do końca retoryczny charakter. Borys Jelcyn im darował. Więcej, pozwolił im powrócić do polityki. Oni zaś natychmiast wsparli Chasbułatowa, Rudzkiego i całą antyjelcynowską opozycję szczególnie aktywną na Zjeździe Deputowanych Ludowych i w Radzie Najwyższej, w sowieckich organach władzy, opatrznie zachowanych przez Borysa Jelcyna po 1991 roku. Efektem była znowu rozlana w październiku 1993 roku rosyjska krew, znów lefortowskie więzienie dla liderów antyjelcynowskiego buntu… I znów prezydencka łaskawość, kolejna amnestia, powrót uwięzionych do polityki. I tak do końca: próby obalania coraz bardziej schorowanego starca. On, odgryzający się skutecznie… Tak to wyglądało na zewnątrz. W rzeczywistości były to pozory, bo przecież w wyniku tych wojen i wojenek niemal całkowicie zmieniło się najbliższe otoczenie Jelcyna. Metody walki, ale i metody uprawiania polityki przy Jelcynie, pozostały te same, znane w Rosji od wieków: tak zwany kompramat 2 i cała nadzieja w siłowikach, czyli ministrach w mundurach. Nadzieja w armii, w policji i w bezpiece! Koszmarne uzależnienie. Do tego rozsypująca się gospodarka. Ona nie mogła się nie rozsypać, niemal 80% sowieckiego potencjału gospodarczego pracowało na cele wojenne. Czołgów i rakiet nie da się zaprząc do pługa, pokroić na kanapki. I straszna, jakże daleka od demokratycznych standardów, tępa opozycja: „Wszystko ma być po staremu, wielikij, niedielimyj Sowietskij Sojuz [wielki, niepodzielny Związek Sowiecki], pracująca całą parą zbrojeniówka, zapijaczone kołchozy, zdegradowana przyroda, wymierające społeczeństwo, nie–nażarci urzędnicy”. Kraj, który nijak nie przypomina europejskiego państwa prawa. Żadna z prób tworzenia w Rosji państwa prawa nie skończyła się dobrze. W Rosji od wieków liczy się włast’, czyli „władza”, a prawo akurat takie, jakiego władza wraz z nieprawdopodobnie rozdętym aparatem urzędniczym w danym momencie potrzebuje. I kodeks drogowy, żeby GAI–cznicy 3mieli z czego żyć…

Stare i nowe

Jedyną próbą stworzenia mechanizmów państwa prawa w ostatnim dziesięcioleciu w Rosji były przygotowane kompleksowo tak zwane reformy Gajdara. Pamiętam tego młodego naukowca wychodzącego na trybunę Zjazdu Deputowanych Ludowych: nikt ze starych, zjazdowych komuchów nie tylko nie chciał go słuchać, oni nie mogli go słuchać. Gajdar mówił językiem, którego nie byli w stanie zrozumieć. To był język z innego świata, z innej epoki, a i cierpliwości Jegorowi Timurowiczowi zabrakło… Jestem przekonany, że nie rozumiał go i Jelcyn. Gajdar mówił o dyscyplinie budżetowej, a wszystkie sprawozdania z tak zwanych gospodarskich wizyt w najodleglejsze zakątki Rosji Jelcyna, Chasbułatowa czy Rudzkiego kończyły się komunikatem o sumie, jaką dobry amierikanskij diad’ka [wuj z Ameryki] przywiózł na rozwój wizytowanego regionu. Owszem, Jelcyn i jego odziedziczona z poprzedniej epoki mentalność — przy całej jego dobrej woli, w którą po dziś dzień nie wątpię — ponoszą niemałą część winy za niepowodzenia rosyjskich reform. Jelcyn przy pierwszej okazji „poddał” Gajdara i reformę Rosji. Przygotował za to skrajnie autorytarną konstytucję dla republiki prezydenckiej… W tym człowieku trwała wciąż wewnętrzna walka starego z nowym. Starego, którego nie akceptował i nowego, którego nie potrafił, a może i nie chciał pojąć.

Jak przy tym wszystkim zachować twarz, jak nie wpaść w czarną rozpacz? Co będzie z najbliższą rodziną, kiedy odejdzie? To stare wciąż jest mocne: czy pozwolą jej żyć? Jelcyn doskonale znał losy dzieci poprzednich sowieckich wodzów: wykończony w więzieniach i w alkoholu Wasia Stalin, uciekająca ze Związku Sowieckiego jego siostra, Swietłana, topiąca swoje życie w alkoholu córka Breżniewa — Galina, jej mąż, generał Czurbanow, przy teściu wiceminister spraw wewnętrznych — długoletni więzień norylskich łagrów…

W ostatnią niedzielę listopada ubiegłego roku wraz z grupą kolegów byłem w Mińsku. Wracaliśmy do Polski w poniedziałek, ostatnią przed powrotem noc spędziliśmy w mińskim hotelu. To tam miałem okazję obejrzeć jeden z najpopularniejszych programów publicystycznych rosyjskiej telewizji komercyjnej NTV — Itogi. Jego twórcą i głównym prowadzącym po dziś dzień pozostaje jeden z niegdyś młodych gniewnych rosyjskiej telewizji państwowej, wywodzący się ze służb specjalnych, Jewgienij Kisielow. Kisielow, niegdyś hurra!!! demokrata i jelcynista, tak jak i cała NTV, stanowiąca własność jednego z najpoważniejszych rosyjskich oligarchów — Gusińskiego, od pewnego czasu był już w ostrej opozycji antyprezydenckiej. Ale to, co tam zobaczyłem i usłyszałem, przeszło moje wyobrażenia. Otóż Kisielow pokazał najpierw relację z wizyty byłego premiera, ministra spraw zagranicznych i szefa rosyjskiego wywiadu, w danym momencie zaś jednego z liderów opozycji antyjelcynowskiej i niemal oficjalnego kandydata tej opozycji na stanowisko prezydenta Rosji, Jewgienija Maksimowicza Primakowa w Paryżu. Prezydent Francji, Jacques Chirac podjął Primakowa jak głowę państwa. Francuzi zawsze pochlebiali sobie, uważając, że prowadzą w stosunku do Rosji bardziej elastyczną politykę niż Amerykanie. Dobre samopoczucie w polityce nie jest jednak wystarczającą gwarancją sukcesu. Najważniejsze było w programie autorskie podsumowanie wyników spotkania „dwóch wielkich mężów stanu — Primakowa i Chiraca”. Według Kisielowa „mąż stanu” Primakow miał załatwić u swojego gospodarza ni mniej, ni więcej tylko prawo azylu politycznego we Francji dla Jelcyna i jego najbliższych po wyborach prezydenckich w Rosji… Łaskawcy? Takiego rodzaju informacji nie podaje się do wiadomości najszerszych kręgów społecznych — i samych zainteresowanych — ot tak sobie, bez powodu. Zwłaszcza w Rosji.

A może to jeszcze jedna gra chłopców ze służb, jeszcze jedna gra doświadczonego Maksima 4?

Czy zdoła ktoś kiedyś wytłumaczyć, jak to się stało, że im bardziej słabł Jelcyn, tym większe bezpośrednie znaczenie w jego otoczeniu uzyskiwali ludzie z postsowieckich służb specjalnych? Czy był to tylko wynik lęku starzejącego się prezydenta o życie swoje i swoich najbliższych? W każdym razie trzech ostatnich jelcynowskich premierów pochodziło ze służb specjalnych… Przynajmniej od półtora roku wiadomo, było kto jest gwarantem jelcynowskiej władzy i skąd przyjdzie prezydencki następca.

Brat, ale nie wielki

Prezydenta Jelcyna spotkałem jeden jedyny raz, w kwietniu 1996 roku, dzień po Wielkiej Nocy. Byłem w grupie osób towarzyszących prezydentowi Kwaśniewskiemu na obiedzie, który na jego cześć, w słynnej Granowitoj Pałatie (nazwa własna bodaj najpiękniejszej z kremlowskich jadalni) Kremla, wydał Borys Jelcyn. To było tuż przed jego reelekcją. Lekarze zrobili wszystko: nasz gospodarz był niezwykle aktywny, ożywiony, nawet radosny. Spełniał protokolarne toasty jeden za drugim, atmosfera wokół wizyty była bardzo dobra. I tylko kiedy jeszcze przed obiadem, na kremlowskich schodach prezydent Kwaśniewski przedstawiał naszemu gospodarzowi polską delegację, kiedy wypadła moja kolej uścisnąć prezydencką dłoń Jelcyna, coś się we mnie załamało: przede mną stał wysoki, barczysty, przedwcześnie zestarzały mężczyzna o przezroczystej cerze. Dosłownie: przezroczystej… Ta cera mówiła wszystko: to było nie tylko serce. To było serce i nerki, i wątroba, i nade wszystko ogromne, profesjonalnie maskowane przez fachowców zmęczenie. Organizmu ludzkiego, natury, nie oszukasz… Życzliwie, szczerze uśmiechał się.

Borys Nikołajewicz, żełaju udaczi…
Spasibo, ot duszi spasibo. Moja udacza ponadobitsia i Rassiji, i Polsze… 5

Te moje życzenia sukcesu były szczere. Co by nie mówić, on to wyprowadził z Polski armię rosyjską. To on przywiózł do Polski pierwsze dokumenty katyńskie. W czasie jego rządów Polska stała się suwerennym państwem. Nie, nie twierdzę, że to jego zasługa — Polska wybiła się na niepodległość — ale faktem jest, że to Jelcyn, pierwszy Prezydent Rosji, definitywnie odszedł od uprawiania w stosunku do państw Europy Środkowej polityki znanej wcześniej pod nazwą „polityki z pozycji Wielkiego Brata”. Przy nim „Wielki Brat” odszedł do historii…

W czasach Jelcyna miałem tak często okazję słyszeć: „Panie Konsulu, a tamci, to już nie wrócą?”. Tamci — czyli bolszewicy… Jelcyn starał się być gwarancją tego, że nie wrócą.

Wszyscy ciągną na szczyt

Oto krótki, ale w świetle tego, co się w sylwestrowe południe 1999 roku wydarzyło, jakże znamienny fragment z zakończenia książki Borysa Jelcyna Zapiski Prezydenta 6, wydanej w 1994 roku, w Moskwie:

Kto będzie nowym prezydentem Rosji — póki co trudno powiedzieć. Jasne jest, że będzie to już inny człowiek, z epoki powojennej według daty urodzenia i — najprawdopodobniej — inaczej wykształcony, z inną biografią. Liderzy, którzy zajmowali kierownicze stanowiska jeszcze w epoce komunizmu lub postkomunizmu odejdą ze sceny jeden za drugim.
   W końcu należy uznać ten fakt, że Rosja kiepsko przyjmuje demokrację nie tylko z jakichś tam globalnych, historycznych powodów, ale i z powodów całkiem banalnych — nowe pokolenie żadnym sposobem nie może przebić się do władzy.
   Myślenie według socjalistycznych manier wywiera wpływ na nas wszystkich. O sobie już nie powiem, w moim przypadku wszystko jest zrozumiałe. Z partyjnych kompleksów wyzwalam się w męce. A przecież cała średnia klasa urzędnicza w Rosji przyszła z partyjnych albo ispołkomowskich [ispołkom — dokładnie z sowieckiej nowomowy tłumacząc: komitet wykonawczy. Tak przy komunistach nazywała się wszelka administracja, przy czym była organicznie związana z partyjnymi komitetami] gabinetów.
   Inteligencja, klasa średnia — ucieka od władzy, ucieka od polityki, ucieka od zajmowania aktywnej pozycji społecznej. Ofiarności, gotowości do duchowego heroizmu — można by rosyjskim intelektualistom nawet nieco ująć. A z chęciami by popracować — już gorzej. Do polityki z inteligencji przychodzą ludzie z podwyższonym wskaźnikiem miłości własnej. Czasem z chorobliwym mniemaniem o sobie.
   Rosyjska polityka oczekuje nowych liderów, młodych chłopaków z głową, dobrym wykształceniem, ze zdrowym zmysłem. Nowe pokolenie winno wyjść na publiczną arenę jak najszybciej. Liderzy z epoki „zastoju” umieli „wytrzymywać ciosy”, to ważne. Ale mobilność myślenia zupełnie nie jest im właściwa. Szybkość podejmowania decyzji — także. W ten sposób daleko nie zajdziemy.
   Wcześniej czy później odejdę z życia politycznego. Odejdę według regulaminu, według konstytucji, według prawa. Ja chcę dokładnie stworzyć precedens normalnego, cywilizowanego, spokojnego odejścia polityka.
   Z władzą w Rosji rzeczywiście nigdy się dobrowolnie nie rozstawano. Z abdykacją Mikołaja II związane są dwie rewolucje. Żaden komunistyczny wódz nie odchodził z dobrej woli. Próbuję zrozumieć ten fenomen rosyjskiej władzy. O co tu chodzi? Dlaczego tak długo trzyma się u nas ta średniowieczna zasada — tylko z powodu konserwatywnych nawyków, nie– –demokratyczności naszego społeczeństwa? Dali władzę — trzymaj. Za nic nie wypuszczaj. Kto na górze — depcze tych, co na dole. W Moskwie lepiej niż w guberni. W guberni lepiej niż w ujeździe [ujezd — przedrewolucyjne określenie rosyjskiego odpowiednika naszego powiatu]. W mieście lepiej niż na wsi. Oto nasza wertykalna struktura życia. Jedyna, niepodzielna Rosja. Wszyscy ciągną do góry, na sam szczyt. Jeszcze wyżej, jeszcze. Zalazł na szczyt — och, jaka wysokość! Stąd na dół nie ma już drogi.
   Ale w końcu tysiąclecia i ta fundamentalna cecha będzie u nas się zmieniać. Nie od razu. Siła Rosji — w jej kulturze, w jej miastach, w jej prowincjach. I właśnie tam standard życia będzie stopniowo rósł.
   A inaczej będziemy żyć od przewrotu do przewrotu…

Typowy państwowiec

Czy Jelcyn zdąży jeszcze napisać pamiętniki? Któż to wie. Tę książkę napisał na dwa lata przed swoimi ostatnimi wyborami prezydenckimi, że je planował, że chciał w nich wziąć udział — widać. Za nim był koszmarny rok 1993. Najpierw marzec, pierwsza próba sił z Radą Najwyższą, Zjazdem Deputowanych Ludowych i — zupełnie niespodziewanie — Sądem Konstytucyjnym. Pamiętam ten marzec nie tylko dlatego, że nie mogłem wyjechać w Hibiny na wymarzony narciarski urlop. Nocne dyżury, spotkania w korpusie i z przedstawicielami miejscowych władz, z zasady reprezentował je młody — wiedzieliśmy to wszyscy — KGB–cznik, zastępca mera Sankt Petersburga do spraw stosunków międzynarodowych, Władimir Putin. Był profesjonalny, taki typowy państwowiec, co to zna swoje miejsce w szeregu. Potem październik, strzelanie z czołgów po moskiewskim Białym Domu. W Sankt Petersburgu spokój, to specyficzne miasto: nie lubi komunistów, ale nie przepada i za Jelcynem. Pamiętam młodego chłopaka i następujący dialog w trakcie jednego ze spotkań na Wydziale Stosunków Międzynarodowych tamtejszego uniwersytetu:

— Widzi Pan, wy, w Polsce wybraliście na prezydenta prostego elektryka. Ten elektryk głowę za wolną Polskę nadstawiał. A my mamy dziś do wyboru: trzeciego sekretarza albo „najtęższą głowę w Politbiuro”…

— To przecież dobrze mieć „tęgą głowę”…

— Pan mnie nie zrozumiał: my wybieramy najtęższego pijanicę z ówczesnego politbiura na stanowisko demokratycznego prezydenta Rosji. Czy dla mnie jest to powód do dumy? Połowie Rosjan wystarczą ich właśni ojcowie upijający się co dnia.

Ten młody człowiek miał co najwyżej dwadzieścia lat… To prawda, Jelcyn–polityk był, a Jelcyn–człowiek jest, pełen skrajnych, niepojętych kontrastów. Zwłaszcza z polskiej perspektywy jesteśmy mu winni rzetelną ocenę. Tych, którzy będą nad jej sformułowaniem pracować, czeka ogrom pracy, bo Jelcyn był jednym z głównych architektów europejskiej historii końca jakże tragicznego, dwudziestego wieku. Przyjdzie na to czas, ostygną emocje…

Może i młody chłopak z petersburskiego uniwersytetu spojrzy na pierwszego Prezydenta Rosji inaczej. Może?

Młody profesjonalista — Putin — nie upija się. Czy to on miał być tym z nowej generacji, wymarzonym przez Jelcyna następcą? Czy rzeczywiście Jelcyn wybrał go i namaścił? To już kolejna opowieść, która jednak dobrze się nie zaczyna…

1 To słowo nie ma polskiego odpowiednika, oznacza świętego męczennika, który, nie sprzeciwiając się złu, cierpiał nie z rąk pogan, a z rąk swoich braci.
2 Kompramat — tak w sowieckiej nowomowie nazywa się materiał kompromitujący.
3 GAI — Gossudarstwiennaja Awto Inspiekcja, czyli postsowiecka milicja drogowa.
4 Maksim — taki pseudonim nosił w wywiadzie KGB akademik Jewgienij Primakow.
5 „Życzę powodzenia Borysie Nikołajewiczu”. „Dziękuję. Z całej duszy dziękuję, moje powodzenie przyda się i Rosji i Polsce”.
6 Borys Jelcyn, Zapiski Priezidienta, Moskwa 1994, s. 394–395.

O co walczył Borys?
Zdzisław Nowicki

(ur. 17 grudnia 1951 r. w Pile – zm. 6 czerwca 2006 r.) – polski dyplomata, ekonomista, senator I kadencji, ambasador RP, w latach 1992-1998 oraz 2000-2004 przebywał na placówkach dyplomatycznych w Sankt Petersburgu, Charkowie i Astanie, publikował po polsku, rosyjsku, ukrai...

Produkt dodany do koszyka

Zobacz koszyk Kontynuuj zakupy

Polecane przez W drodze