Ewangelia według św. Łukasza
Kiedy wychodziłem od Ojca Świętego z pobłogosławionym kamieniem węgielnym pod budowę kościoła akademickiego na Jamnej, biskup Stanisław przyniósł mi foliową siatkę. Wystawały z niej czerwone buty i jeszcze jakieś dwa futerały. Myślałem o poemacie opiewającym nogi zwiastunów dobrej nowiny i wysłańców pokoju.
który obwieszcza zbawienie,
który mówi do Syjonu:
Twój Bóg zaczął królować.
To przecież o Nim, pomyślałem. To przecież o Jego stopach pisał prorok. Myślałem o tym poemacie opiewającym nogi zwiastunów dobrej nowiny i wysłańców pokoju. Myślałem z radością i wzruszeniem, niosąc swoje skarby. Przekraczając progi papieskich apartamentów, natknąłem się na papieskiego fotografa Arturo Mariego, który akurat wychodził. Znamy się od lat. Spojrzał na moją zdobycz i powiedział: „cóż, relikwie świętego”. Nic nie odpowiedziałem, skinąłem tylko głową, ponieważ obaj rozumieliśmy się bez słów.
W taki sam sposób na Jamną przybył Święty Jacek. Kiedy naśmiewali się ze mnie współbracia, gdy opowiadałem im z przejęciem, że przez Jamną przechodził Święty Jacek, krakowski przeor, chcąc ratować sytuację, podarował mi relikwie Świętego Jacka z podpisem kardynała Wojtyły.
Ze wzruszeniem spoglądałem na te buty z czerwonej skóry, wytarte, ale nie do końca. I myślałem o stopach Apostoła i o drodze, którą przebyły w służbie Ewangelii. Przecież On dociera aż na krańce świata. Tylko gdzie są dzisiaj te ewangeliczne krańce świata? Kiedy rozpakowałem foliowy worek, dostrzegłem jeszcze srebrny różaniec i złotą palkę, przykrycie na kielich. I znowu zostałem obdarowany nadspodziewanie. Ale na tym polega charakter łaski.
Kiedy po przyjeździe z Rzymu nagle i niespodziewanie zachorowałem na porażającą mnie grypę, pewna pani, która widziała papieskie buty w telewizji, natychmiast zadzwoniła do klasztoru: „Niech Ojciec włoży na nogi papieskie buty. To święty. Wyzdrowieje ojciec natychmiast”. Ale nie włożyłem. Wziąłem je tylko do ręki i wzruszyłem się bardzo, myśląc o stopach Pielgrzyma Ewangelii docierającego na krańce świata. Jednym z tych krańców jestem ja sam.
Pojechałem do Rzymu po błogosławieństwo i kamień węgielny dla jamneńskiego kościoła. Przywiozłem wszystko, czego pragnąłem. Nie wiem, czy uda mi się ten kościół wybudować, ale wierzę w to. A najważniejsze, że w jego progi wszedł już pierwszy Pielgrzym.
Oceń