Pierwszy i Drugi List do Tesaloniczan
Gdzie są ci, którzy potrafiliby oddzielić sprawy wielkie od małych, sprawki od spraw ważnych, wielkość od sławy, bogactwo od mądrości, mity od rzeczywistości, próżność od świętości? Dlaczego głosy naprawdę istotne giną w „mediatycznym” zgiełku?
Przedstawiciele skrajnej chrześcijańskiej prawicy oraz komisja Henry’ego Hyde’a rozpoczęła batalię przeciwko Clintonowi. Mimo to, według sondażu przeprowadzonego przez CNN, Bill wraz ze swoją żoną Hilary nadal należą do najpopularniejszych Amerykanów — donosił 2 stycznia 1999 roku waszyngtoński korespondent „Le Monde” Patrice de Beer. Sprawa Clintona zaabsorbowała Europejczyków na równi z Amerykanami. Podobnie jak za Oceanem, większość Francuzów zadeklarowała swoje sympatie dla przywódcy Stanów Zjednoczonych. Odium nienawiści padło na Kennetha Starra i „starców z chrześcijańskiej koalicji”. Wśród obrońców pokrzywdzonego prezydenta znalazł się gwiazdor światowego kina Gérard Depardieu.
Aktor, znany w Polsce ze Sprawy Dantona Andrzeja Wajdy, bohater tak głośnych filmów jak Ostatnie metro, Pod słońcem szatana czy Najpiękniejszy zawód świata skończył w grudniu 50 lat. W swojej 25–letniej karierze zagrał w 34 filmach. We francuskich kinach — jak skrupulatnie odnotowuje „Box Office”— obejrzało go 95025676 widzów. W popularności zdystansował takie sławy jak Philippe Noiret, Jean–Paul Belmondo, Jean Gabin, Yves Montand, Alain Delon czy Michel Piccoli. Od ponad 10 lat należy do „najlepiej sprzedających się aktorów”. W 1981 otrzymał tytuł najlepszego aktora roku. Na długiej, złotej liście obok Cezarów widnieją tak prestiżowe wyróżnienia jak Nagroda Gérarda Philipa i Nagroda Stowarzyszenia Krytyków Kina Amerykańskiego. W 1996 roku Jacques Chirac odznaczył go Legią Honorową.
Z bogatej biografii, z której powstało już kilka książek, można wyczytać, że urodzony w Chateauroux (Indre) syn René i Alice z domu Marillier, absolwent Ecole d’art dramatique, interpretator, rozpoczynający swoją karierę od filmów krótkometrażowych, w kwietniu 1970 roku ożenił się z Elisabeth Guignot. Z tego związku narodzili się Guillaume i Julie (obecnie także aktorzy). Do pozafilmowych osiągnięć, takich chociażby jak odkrycie piosenkarki Patrycji Kaas, wtajemniczeni dołączają działalność finansową i… dyplomatyczną!
Depardieu wcale nie robi tajemnicy z licznych podróży na Kubę i ze swojej przyjaźni z Fidelem Castro. Aby przeciwstawić się wszechobecnej i dominującej kulturze amerykańskiej, postanowił założyć coś w rodzaju Villa Médicis, tyle że w karaibskim wydaniu. W 1997 roku, przy boku francuskiej Głowy Państwa, odbył swoją pierwszą oficjalną podróż do Rumunii. Dziennikarze zauważyli (i skwapliwie odnotowali!), iż „ambasador kultury francuskiej” za przewodniczkę wybrał sobie córkę prezydenta, Claude Chirac. Oboje „dyskutowali ze sobą jak starzy przyjaciele”. Na Wydziale Prawa bukaresztańskiego Uniwersytetu pilnie słuchał wykładu francuskiego prezydenta, zaś w Instytucie Francuskim — co także nie umknęło uwadze specjalistów od sensacji — stronił od miejscowego trunku, pijąc jedynie wodę. W filmie osiągnął już wszystko, zatem — spekulowali niektórzy — przyszedł czas, by rozpocząć batalię o wielkie pieniądze i polityczne wpływy.
Syn blacharza, pochodzący z miasteczka, w którym stacjonowali amerykańscy żołnierze, nie miał jeszcze 12 lat, kiedy musiał trudnić się przemytem i wraz z kolegami handlować whisky, papierosami i znaczkami, by podreperować swój budżet. Dzisiaj obraca ogromnymi sumami pieniędzy i jako właściciel 50 hektarów winnicy, produkując 250 tysięcy butelek białego Anjou, zaopatruje cały świat, także drogie restauracje Hollywood. Jego nową pasją jest „poszukiwanie czarnego złota”. Dbając o swoje naftowe inwestycje, musi bywać w Oslo i Nowym Jorku. „Wystarczają mi trzy czy cztery godziny snu” — zapewnia. „Nie gromadzę pieniędzy, mówi, przeznaczam je na zakup dzieł sztuki. Samolot i samochody są jedynym luksusem. Lubię szybko się przemieszczać” 1. Także jego D.D. Production, czyli wytwórnia filmowa, nie pozwala na bezczyność. Interesują go ludzie czynu, stąd jego osobista przyjaźń z trenerem „złotej ekipy” Aimé Jacquet, podziw dla Krzysztofa Kolumba, kontakty z kubańskim dyktatorem i generałem Lebiedziem, wreszcie poparcie dla Billa Clintona.
Życie bogate i aktywne, osobiste zaangażowanie w sprawy, które inte-resują opinię publiczną, apel o zniesienie kary śmierci w USA czy działania na rzecz walki z AIDS przysparzają Depardieu popularności i zwolenników. Ale zainteresowanie budzi i innego rodzaju aktywność. Już dwa lata temu obiegła Francję wiadomość, iż Gérard bardzo często pokazuje się w towarzystwie Carole Bouquet i że od trzynastu lat łączą ich zażyłe stosunki. Od wielu lat z „kobietą o dwóch obliczach” dzieli swoje pasje, przede wszystkim „do ziemi, do rodziny, do dobrych win i sportu”. Wprawdzie, w przeciwieństwie do niemieckiej prasy, nie zajmowano się nad Sekwaną romansem aktorki z Mitterrandem i brakiem zaufania byłego prezydenta do swojej powiernicy, którą mieli podobno śledzić specjalni agenci, jednak życie uczuciowe okazuje się — może nie tak jak dla Amerykanów, ale jednak — równie ważne.
Wraz z zainteresowaniem intymnymi szczegółami życia francuskiego gwiazdora pojawiało się w jego biografii coraz więcej ciemnych plam, niejasności, zagadek, a nawet oskarżeń. Zapomniano wszakże o nieudanym małżeństwie z Elisabeth i o kłopotach z synem czy raczej kłopotach syna z narkotykami i wymiarem sprawiedliwości, przycichła sprawa intymnych kontaktów i skrywanych pasji (choć zapewne nie zabraknie nowych rewelacji!), wybuchła jednak kolejna afera.
Powodem pojawienia się nowych „plam na honorze” był wypadek, jaki spowodował Gérard Depardieu jadąc po pijanemu. Być może nie byłoby żadnej sprawy, gdyby nie… odznaczenie przyznane aktorowi w 1996 roku. Znaleźli się bowiem tacy, którzy doszli do wniosku, iż Kawaler Legii Honorowej powinien być człowiekiem nieskazitelnym i nie karanym. Pojawiły się nawet głosy, że — w myśl obowiązujących zasad — należy aktora pozbawić orderu. Albowiem przynosi on wstyd nie tylko sobie, lecz własnemu narodowi i, co najważniejsze, szczytnemu odznaczeniu.
Jak na razie, w dobie polowania na byłych dyktatorów, nikt nie wpadł na pomysł, żeby odebrać francuski order Wojciechowi Jaruzelskiemu, dyskutuje się za to kwestie odpowiedzialności (także polskiego dyktatora!), moralności, karalności i ewentualnych sankcji za różnego rodzaju przewinienia. „Pinochetyzm” i „Monicagate” przesłoniły inne problemy. Casus Depardieu jest jednak dowodem, że szaleństwo i głupota, wszelkiego rodzaju nowinkarstwo i publiczne plotkarstwo, nie znają granic. I że osądy, opinie „nieskazitelnych” niczym nie odbiegają od tego, co można usłyszeć z ust „skażonych” dyplomatyczną wielomową, hipokryzją czy nawet kłamstwem.
Gérard Depardieu jest mało przekonującym moralnym autorytetem i zapewne byłoby lepiej, gdyby nie zabierał głosu w sprawach, których nawet najlepszy sąd nie rozstrzygnie. Takie są ponoć prawa demokracji, że każdemu na każdy temat wolno się wypowiadać, dziwny jednak (mimo swej powszechności!) wydaje się obyczaj zapraszania do telewizyjnego studia ekspertów od wszystkiego, a w konsekwencji osądzania innych za to… w czym samemu ma się wątpliwe osiągnięcia.
Skrajność rodzi skrajność. Skrajny populizm Clintona doprowadził do tego, że użyto przeciwko niemu skrajnych, „demokratycznych” procedur. Za swój populizm (i popularność) płaci francuski aktor publicznym osądem. Gdzie są jednak ci, którzy potrafiliby oddzielić sprawy wielkie od małych, sprawki od spraw ważnych, wielkość od sławy, bogactwo od mądrości, mity od rzeczywistości, próżność od świętości? Dlaczego głosy naprawdę istotne giną w „mediatycznym” zgiełku?
„Ewangelia nie jest obietnicą łatwych sukcesów. (…) Zawsze i wszędzie będzie ona wyzwaniem dla ludzkiej słabości. Ale właśnie w tym wyzwaniu leży siła Ewangelii. Człowiek może nawet podświadomie oczekuje takiego wyzwania, bowiem jest w nim potrzeba przerastania samego siebie” 2 — przypomniał Jan Paweł II. „Czy dożywamy końca metafizyki?” 3 — pytał Paul Ricoeur. Autor La critique et la conviction 4 nie boi się mówić o kryzysie demokracji. Uważa, że filozofów zastąpili filmowcy i politycy, i oni chcą decydować o tym, co nigdy nie będzie ich domeną. Kryzys władzy, kryzys różnorakich instytucji państwowych, kryzys wyobraźni — zdaniem francuskiego myśliciela — jest coraz bardziej widoczny.
Jaki będzie XXI wiek? To zależy od nas! — odpowiadają Papież i Filozof. Zależy tak od naszej wyobraźni, powrotu do istotnych, ludzkich spraw, jak i od „pielęgnowania w sercu swoim tej bojaźni Bożej, która początkiem jest mądrości” 5.
Paryż
1 „Paris Match”, nr 2493, 6.03.1997.
2 Przekroczyć próg nadziei, Jan Paweł II odpowiada na pytania Vitoria Messoriego, Lublin 1994, s. 90.
3 Les vérités de Paul Ricoeur, „Le Figaro”, 26.03.1998, s. 13.
4 Książka ukazała się w wydawnictwie Calmann–Lévy w 1995 roku.
5 Por. Przekroczyć próg nadziei, s. 164–166.
Oceń