Pierwszy List do Koryntian
Dz 10,34a.37-43 / Kol 3,1-4 lub 1 Kor 5,6b-8 / J 20,1-9 lub Łk 24, 13-35
Biegną do grobu. Wszyscy się spieszą. Piotr i Jan odbywają pierwsze w historii Kościoła zawody lekkoatletyczne. Niewiasty też chcą dotrzeć tam jak najszybciej. Każdy pragnie sprawdzić, czy nie wykradziono ciała.
Jan wchodzi do środka i zaczyna wierzyć w niemożliwe, a jednak dokonane. Dlaczego? Może znakiem jest chusta z zawoju głowy, nie rzucona byle jak, jak zrobiliby to złodzieje, ale równo złożona. Pan, powstawszy z martwych, jak zwykle zaścielił łóżko, porządnie, jak go Mama uczyła.
Nie tylko uczniowie biegną w pośpiechu. Spieszy się też Pan. Najpiękniej mówi o tym św. Leon Wielki: „by przygnębionych uczniów nie dręczyć zbyt długim smutkiem, skrócił przepowiedzianą przez siebie trzydniową zwłokę (spoczywania w grobie): do pełnego drugiego dnia dorzucił koniec pierwszego i początek trzeciego, tak że skrócił oczekiwanie, choć liczba dni została ta sama”. Przedziwna Boska arytmetyka odsłania czułość i niecierpliwość Pana, by dokonało się do końca dzieło naszego zbawienia. Od kiedy On zmartwychwstał, możemy być inni i możemy mieć nadzieję.
Nie do wszystkich to dociera. Dwaj uczniowie rozgoryczeni zawiedzionymi nadziejami wracają do domu. Dołącza do nich Zmartwychwstały, a oni nie widzą, że to On. Dopiero w Emaus, gdy wykonuje znany gest, otwierają im się oczy. Pięknie przedstawił to Carravaggio na obrazie Wieczerza w Emaus. Jezus – spokojna, młodzieńcza twarz, delikatny zarost na twarzy – błogosławi chleb. W postawach ciał uczniów widać napięcie, jeden palcami ściska krawędź stołu, jakby go chciał oderwać. Niemal widać, jak czują przypływ gorąca, trwogę i szczęście. Właśnie zrozumieli. Karczmarz i karczmarka – obojętni wobec tej sceny – usługują im, nic nie widząc, nic nie rozumiejąc.
Doświadczę obecności Zmartwychwstałego tylko wtedy, kiedy nie będzie mi obojętny. Uczniowie złożyli swoją nadzieję w Jezusie. Bolała ich męka Pana, byli zmęczeni, sfrustrowani. Myśleli, że On wyzwoli Izraela, a tu krzyż. I jeszcze z grobu Go pewnie wykradli. Nim zrozumieli, że to nie taki Mesjasz miał przyjść, jakiego naiwnie i płytko oczekiwali, już wystarczająco mocno odczuli brak Jezusa, żeby móc doświadczyć Jego obecności. Zobaczyli Jezusa, bo im Go brakowało.
Każdy nosi w sercu tęsknotę za Bogiem, którą On tam umieścił, kiedy nas powoływał do istnienia. Jeżeli pozwolimy tej tęsknocie wołać, to mimo codziennego zabiegania doświadczymy obecności Zmartwychwstałego. On zawsze jest obecny i daje się poznać tym, którzy do Niego należą.
Oceń