Drugi List do Koryntian
Tym, którzy cierpią niesprawiedliwie jako ludzie niewinni, obiecane jest szczęście: udział w tajemnicy Królestwa. Jedną z pułapek duchowego życia jest podszywanie się pod to błogosławieństwo, aby usprawiedliwiać własne religijne dziwactwa lub najzwyczajniejsze w świecie ułomności i błędy. Człowiek wierzący lub grupa osób związana z Kościołem może w ten sposób dumnie podnosić głowę w każdej sytuacji dezaprobaty lub krytycznych uwag pod swoim adresem. Klasycznym przykładem jest nastolatek, który zaangażował się w jakiś ruch kościelny: zarzut, że wskutek nowej przynależności zdystansował się od rówieśników i zaniedbuje szkołę, traktuje jako prześladowanie za wiarę.
Pierwszym postulatem płynącym z ósmego błogosławieństwa dla nas, Kościoła w Polsce, jest uczciwe przyznawanie się do błędów, jeśli je nam ktoś — niekiedy brutalnie — stawia pod nos. Niechby ta uczciwość dokonywała się przynajmniej na poziomie wewnętrznych kościelnych rozmów, jeśli wahamy się to wyznawać publicznie. Taka postawa jest konieczna, abyśmy nie zasłaniali błogosławieństwem naszych niesprawiedliwości, za które cierpimy słusznie.
Zróbmy zasadzkę na sprawiedliwego, bo nam niewygodny
Jednym z najgłębszych powodów prześladowań jest podświadoma zazdrość. Budzi się ona wobec człowieka, który podjął w swoim życiu ważne decyzje i stara się im pozostać wierny. Odważył się zaryzykować zaangażowanie po stronie dobra. Opowiedział się za nim. Taka postawa rodzi zawiść zwłaszcza u tych osób, których życie nie nabrało swojego ciężaru przez jednoznaczne opowiedzenie się po stronie istotnych wartości.
Zróbmy zasadzkę na sprawiedliwego, bo nam niewygodny: sprzeciwia się naszym sprawom, zarzuca nam łamanie prawa, wypomina nam błędy naszych obyczajów. Chełpi się, że zna Boga, zwie siebie dzieckiem Pańskim. Jest potępieniem naszych zamysłów, sam widok jego jest dla nas przykry, bo życie jego niepodobne do innych i drogi jego odmienne. Uznał nas za coś fałszywego i stroni od dróg naszych jak od nieczystości. Kres sprawiedliwych ogłasza za szczęśliwy i chełpi się Bogiem jako ojcem. Zobaczmyż, czy prawdziwe są jego słowa, wybadajmy, co będzie przy jego zejściu. Bo jeśli sprawiedliwy jest synem Bożym, Bóg ujmie się za nim i wyrwie go z ręki przeciwników. Dotknijmy go obelgą i katuszą, by poznać jego łagodność i doświadczyć jego cierpliwości. (Mdr 2,12–19)
Tekst Księgi Mądrości mówi o chęci wypróbowania sprawiedliwego, przetestowania jego cnót. Eksperyment zostaje podjęty w imię podejrzenia, że owa sprawiedliwość jest grą pozorów, udawaniem, a jej ukrytym celem — chęć wywyższenia się nad innych. Niemożliwe, żeby tak żyć naprawdę, bez zakamuflowanych, plugawych intencji!
Tam, gdzie pojawia się płomyk, na jaw wychodzą rzeczy dotąd ukryte. Trzeba zgasić niepokojące światło, które udowadnia, że jest możliwe to, co zostało uznane za nierealne: szlachetność, ofiarność, nonkonformizm. Podejrzliwość, sceptycyzm, ironia, dyskredytowanie intencji — oto formy prześladowania, których doświadczają poszczególni chrześcijanie lub Kościół jako społeczność. Dlaczego jednak błogosławionymi są ci, których dotyka krzywdząca, deprecjonująca ocena ich sprawiedliwości? Mogą oni wziąć na siebie nieprawość bliźniego. W chwili, kiedy nie jesteśmy już świadkami dziejącego się zła, lecz dosięga nas ono jako ofiary, mamy szansę odkryć własne miejsce na krzyżu. To jest najpewniejsza i najkrótsza droga do wzięcia krzyża wraz z naszym Mistrzem.
Święty Augustyn traktuje ostatnie błogosławieństwo jako najwznioślejsze — szczyt, ku któremu prowadzą wszystkie wcześniejsze. Zbawiciel chce nas wychować do współudziału w Jego odkupieńczej miłości: tej, która zbawia, a nie potępia. Mogą to czynić jedynie ludzie ubodzy duchem, zdolni do smutku, niosący pokój, cisi, miłosierni. Oni mieliby stać się przedmiotem ataku zła jako niewinni. W nich dokonywałoby się dopełnienie braku udręk Chrystusa — przez miłosierną miłość, pokutę, modlitwę i oddawanie życia za braci. W ósmym błogosławieństwie Jezus zaprasza swój Kościół do współcierpienia razem z Nim z powodu grzechu. Wszelka nieprawość domaga się odkupienia: wzięcia na siebie winy przez tych, którzy zgodzili się być „współukrzyżowani” z Chrystusem.
Błogosławieństwo Jezusa każe nam zastanowić się nad naturalnym odruchem, aby zawsze dementować fałszywe zarzuty, imputowane złe intencje. Konieczność obrony przed oczernieniem wydaje się nam zbyt oczywista. Nie powinno to stanowić normy. Każdorazowo, gdy doświadczamy prześladowań, musimy rozstrzygać, jak postąpić. Zabrać głos, czy zamilknąć. Jezus wobec Piłata nie odpowiada na zarzuty, wobec zaś faryzeuszy oskarżających Go o konszachty z Belzebubem broni się, używając mocnych argumentów. Jest zatem sprawą sumienia każdego z nas, jak zachować się, gdy nasza sprawiedliwość zostaje poddana próbie. Czasem więcej zła przynosi zażarta polemika czy uporczywe drążenie sprawy niż milczenie. Kiedy indziej niezabieranie głosu oznaczałoby współudział w złu i przyczynienie się do zgorszenia. Ósme błogosławieństwo zadaje nam trud mądrego i wnikliwego rozstrzygania, co zrobić z doznaną niesprawiedliwością.
Niezależnie, jak postąpimy w konkretnej sytuacji, powinniśmy badać intencje, jakie nami kierują. Nigdy nie może chodzić o wygranie walki. W sytuacji ucisku prześladowca już jest ofiarą własnej przewrotności, już jest przegrany. Rzecz jedynie w tym, by kłamstwo nie zostało wzięte za dobrą monetę przez ludzi, dla których mogłoby się stać przyczyną zgorszenia.
Kościołowi w Polsce — w jednej jego części — zbyt łatwo przychodzi, jako rzecz oczywista, reagować na oszczerstwa, prowokacje lub choćby nieżyczliwą interpretację jego intencji i działań. Zdarzają się również sytuacje urojonej dyskryminacji — doszukiwania się świadomej wrogości nawet tam, gdzie jej nie ma. Z drugiej strony, inna część Kościoła bardziej skłonna jest widzieć w każdej reakcji dowód przeczulenia i histerii, niż dopuścić, że naprawdę ma do czynienia z sytuacją prześladowania.
Polski Kościół w obu swoich częściach musi odkryć niewystarczalność postawy, polegającej na wskazywaniu zła, które się dokonało. Do nas wszystkich, którzy na różny sposób ograniczamy się do krytycznych słów, kieruje zaproszenie Prorok, który mówiąc o nieprawości tego świata, zarazem „wziął ją na siebie”. Nasz udział w Jego postawie ma się wyrazić w modlitwie i pokucie płynących ze współczucia. Możemy ponieść krzyż razem z Nim, gdy zatrzymamy zło na sobie, nie przekazując go dalej przez odwet lub gorzkie wyrzuty. Wszystko po to, byśmy stawali się ludźmi, którzy poczynając od własnej krzywdy — przeżytej na krzyżu — zaczynają ogarniać wszelkie zło odkupieńczą miłością Chrystusa.
Błogosławieni, którzy każde dziejące się zło traktują jako swoją własność. Błogosławieni, których ubodło ono bezpośrednio i osobiście. Ci wiedzą, że trzeba je odkupić przez miłość, a nie tylko o nim mówić jako własności bliźnich. Błogosławieni, którzy cierpią prześladowanie dla sprawiedliwości, a nie zadają cierpienia innym w imię urojonej własnej sprawiedliwości.
Oceń