Życie zmienia się, ale się nie kończy. Chrześcijańskie przeżycie żałoby
„Błogosławieni miłosierni, albowiem oni miłosierdzia dostąpią” (Mt 5,7). Właściwie chciałoby się dodać do zakończenia błogosławieństwa: „…miłosierdzia dostąpią i już dostąpili”. W przeciwnym wypadku, możliwe jest stwierdzenie, że miłosierdzie będzie zapłatą za nasze dobre czyny. Tymczasem kolejność jest inna: tylko dzięki temu, że sam doświadczyłem miłosierdzia, potrafię ofiarować je innym. Nie dlatego jestem miłosierny, iż spodziewam się miłosierdzia dostąpić, tylko dlatego, że już go dostąpiłem.
Miłosierdzie jest dziełem Boga, początkowo najbardziej widocznym w Jego współczuciu i wierności narodowi wybranemu: „Jahwe, Bóg miłosierny i litościwy, cierpliwy, bogaty w życzliwość i wierność, zachowujący swoją łaskę w tysiączne pokolenia, przebaczający niegodziwość, niewierność, grzech, lecz nie pozostawiający go bez ukarania…” (Wj 34,6n). Miłosierdzie jest Imieniem Boga. Jest to dar Ojca, Boga–Ojca, chociaż dar o wyraźnie macierzyńskim charakterze. Pochodzenie hebrajskiego słowa oznaczającego miłosierdzie jest związane z łonem kobiety, jako możliwością przyjęcia i oddania życia. Miłosierdzie to źródło życia, umożliwia czerpanie z „soków matki”, nieustannie obdarowuje, czyni ukochanym dzieckiem: „Mówił Syjon: «Pan mnie opuścił, Pan o mnie zapomniał». Czyż może niewiasta zapomnieć o swym niemowlęciu, ta, która kocha syna swego łona? A nawet gdyby ona zapomniała, Ja nie zapomnę o tobie!” (Iz 49,15). Bóg do tego stopnia nie zapomniał i nie opuścił, że „Syna swego Jednorodzonego dał, aby każdy, kto w Niego wierzy, nie zginął, ale miał życie wieczne. Albowiem Bóg nie posłał swego Syna na świat po to, aby świat potępił, ale po to, by świat został przez Niego zbawiony” (J 3,16). Jezus będzie o tym nauczał w przypowieściach, mających ukazać prawdę o nieskończonej dobroci Boga. Najbardziej znane: o nielitościwym dłużniku (Mt 18,23–35), zatrudnionych w winnicy (Mt 20,1–16) i synu marnotrawnym (Łk 15,11–32). Obraz Boga w osobach króla, właściciela winnicy i ojca podkreśla moment całkowitego daru wypływającego z ulitowania się („Pan ulitował się nad tym sługą, uwolnił go i dług mu darował”, Mt 18,27), dobroci („Czy na to złym okiem patrzysz, że ja jestem dobry”, Mt 20,15), miłości ojcowskiej („…ujrzał go ojciec i wzruszył się głęboko”, Łk 15,20). Przypowieści ukazują, że „dobroć ta pragnie człowieka przemienić (…). Przemieniająca to życie dobroć (…) wymaga — aby nie stać się pozbawioną wiarygodności bajką — odpowiedniego doświadczenia. Mówiąc, że jest ono dane w działalności Jezusa, nie zamieniamy tej przypowieści w jakąś alegorię, lecz próbujemy właściwie opisać jego stosunek do panowania Boga. Ukazanej dobroci można było doświadczyć w Jego działalności, ponieważ w Nim panowanie Boga stało się już faktem. Panowanie Boga ustanawia nowy ład”. Aby słowa Jezusa nie były nierealnym przesłaniem, musiały znaleźć potwierdzenie w Jego działalności, zwłaszcza w postawie wobec grzeszników, chorych i cierpiących, odrzuconych.
Już w Starym Testamencie widziano związek między doświadczeniem łaskawości Bożej i nakazem miłości wobec bliźniego: „Miłosierdzie człowieka — nad jego bliźnim, a miłosierdzie Pana — nad całą ludzkością” (Syr 18,13). Jesteśmy powołani, by naśladować miłosierdzie Boga, ponieważ wszyscy jesteśmy tymi, którzy je otrzymują. Można powiedzieć, że nie tylko naśladować, ale przekazywać dalej. Mamy być tymi, przez których Pan Bóg udziela Swojego miłosierdzia. Być może dlatego między ludźmi tak mało jest miłości, ponieważ nie jesteśmy świadomi tej łaski albo nie potrafimy jej przyjąć. Brak nam doświadczenia obdarowania w naszych relacjach czy wzajemnych więzach. Nie dostaje nam bezinteresowności i miłości. Często nasza codzienność przypomina wspomnianą przypowieść o nielitościwym dłużniku, która kończy się słowami: „Sługo niegodziwy! Darowałem ci cały ten dług, ponieważ mnie prosiłeś. Czyż więc i ty nie powinieneś był ulitować się nad swoim współsługą, jak ja ulitowałem się nad tobą?” (Mt 18,32– –33). Ta perykopa jest poprzedzona rozmową Jezusa z Piotrem, w której Piotr pyta o granicę przebaczania i otrzymuje odpowiedź: „Nie mówię ci, że aż siedem razy, lecz aż siedemdziesiąt siedem razy” (Mt 18,22).
Miłosierdzie jako dar przebaczenia, który otrzymujemy „siedemdziesiąt siedem” razy, jest szczególnie doświadczane w sakramencie pojednania. Formuła rozgrzeszenia rozpoczyna się od słów: „Bóg Ojciec Miłosierdzia, który pojednał świat ze sobą przez śmierć i zmartwychwstanie swojego Syna…” i streszcza całe dzieło miłości Boga, powierzone Kościołowi. Spowiedź ma być dla nas podstawowym sposobem spotkania Bożego miłosierdzia jako Jego dzieła i daru. Bł. Faustyna zapisała słowa Jezusa: „Pragnę, ażeby kapłani głosili to wielkie Miłosierdzie Moje względem dusz grzesznych. Niech się nie lęka zbliżyć do Mnie grzesznik. Palą Mnie płomienie Miłosierdzia, chcę je wylać na dusze ludzkie”. Sakrament pojednania to przedłużenie spotkania Jezusa z grzesznikami, to przebaczenie przynoszące nowe życie.
Inną drogą do rozpoznania Bożego miłosierdzia mogą być nasze codzienne sytuacje: czyjeś dobre słowo, gest, doświadczenie miłości, wierność przyjaźni czy znak pamięci. Papież wyraźnie podkreśla wyjątkowe znaczenie modlitwy: „Poprzez modlitwę Bóg objawia się przede wszystkim jako Miłosierdzie, to znaczy jako Miłość, która wychodzi na spotkanie człowieka cierpiącego, jako Miłość, która dźwiga, podnosi z upadku, zaprasza do ufności. Zwycięstwo dobra w świecie jest organicznie związane z tą prawdą. Człowiek, który się modli, wyznaje tę prawdę i niejako uobecnia Boga, który jest Miłością miłosierną pośród świata”. Człowiek modlący się odkrywa swoją biedę i kruchość, grzeszność i słabość oraz absolutną zależność od Boga. Czy żeby doświadczyć miłosierdzia, trzeba grzeszyć ciężko? Na pewno nie. Każdemu, kto nie ma grzechów ciężkich, żyje w miarę uczciwie, ale nie ma świadomości, że jest tak tylko dzięki Panu Bogu, i nie ma w tym żadnej jego zasługi, grozi sytuacja faryzeusza, który porównuje się z celnikiem i ocenia go (por. Łk 18,9–14). A przecież „jak grzesznik, tak i sprawiedliwy potrzebuje Mojego Miłosierdzia”. Poza tym, zbliżając się do Boga, odkrywa się to, o czym pisze św. Teresa z Avila: „A w samej sobie, gdy w tej świadomości Bożej przegląda swoje wnętrze, dusza widzi nie tylko pajęczyny wielkich przewinień, ale każdy, choćby najmniejszy, pyłek, bo Boskie Słońce świeci w niej bardzo jasno; i jakkolwiek by ta dusza pracowała nad udoskonaleniem siebie, skoro to słońce naprawdę ją ogarnie, widzi w sobie same męty”. Kiedy człowiek staje przed Bogiem Żywym i Prawdziwym, zawsze będzie miał uczucie pustych rąk i tego, że nic mu się nie należy.
Co może oznaczać w naszej codzienności, że człowiek „uobecnia Boga, który jest Miłością miłosierną pośród świata”? Początek jest związany z modlitwą, to ona pozwala rozpoznać działanie Boga, Jego obecność w człowieku i człowieka jako ukochane Jego dziecko. Trudno w to uwierzyć, stając wobec kogoś bliskiego, który nas zawiódł, zdradził, albo wobec kogoś, kto ewidentnie uczynił zło, świadomie i dobrowolnie raniąc nas i naszych bliskich. Tutaj modlitwa jest odpowiedzią wobec bezradności intelektualnej i emocjonalnej, staje się początkiem przebaczenia. To kwestia heroizmu, zapewne… Z modlitwy rodzi się miłość i nadzieja, albo przynajmniej znika pragnienie zemsty. Ale tak naprawdę, tylko doświadczając Bożego miłosierdzia i pokładając w nim nadzieję, możliwe jest przyjęcie losu człowieka zdradzanego.
Istnieją znacznie powszechniejsze obszary domagające się miłosierdzia: nasze słowa o innych, oceny, opinie, obmowy, oszczerstwa… Miłosierdzie w słowie wyraża się najpierw w obronie innego przede mną samym i moim ocenianiem. Wyrazem miłosierdzia może tu być pokora wobec drugiego człowieka i jego tajemnicy (tego, że wszystkiego nie wiem), przyjęcie możliwości mojej pomyłki (pokora wobec własnego sądu) oraz coś, co można by nazwać uczestniczeniem w Bożym spojrzeniu. Zaskakującą ilustrację takiej postawy możemy znaleźć w opowiadaniu Karla Čapka, gdzie sądzony po śmierci człowiek pyta się Boga, który jest świadkiem w procesie prowadzonym przez innych ludzi: „Dlaczego właśnie pan… dlaczego Ty, Boże, nie sądzisz sam?” I słyszy odpowiedź: „Dlatego, że wszystko wiem. Gdyby sędziowie wiedzieli wszystko, ale zupełnie wszystko, też by nie mogli sądzić; tylko by wszystko rozumieli, aż by ich od tego bolało serce”. Nasze miłosierdzie będzie związane z „dobrym myśleniem” o drugim, doszukiwaniem się i mówieniem o dobrych cechach innych, co nie jest łatwe, zwłaszcza wśród najlepiej nam znanych. Znowu powraca tu motyw doświadczenia obdarowania: „Ten, kto jest świadom otrzymanej Bożej dobroci, nie może już występować przed Bogiem jako sędzia innych”.
Miłosierdzie domaga się obecności. Bóg obecny w historii Izraela pochyla się nad jego biedą. Bóg obecny w historii naszego życia pochyla się nad naszym grzechem i nieszczęściem. Człowiek potrzebuje wiernej obecności jako świadectwa miłości mimo grzechu, niewierności, choroby czy bezużyteczności, jaką może odczuć. Bardzo mocno akcentuje ten wymiar miłosierdzia Jan Paweł II w ostatnim Orędziu na Światowy Dzień Chorych. Papież pisze o celu takiego dnia: „winien rozbudzić szczególną wrażliwość na potrzebę miłosierdzia”, a następnie wskazuje, jak realizować ten cel: „Oni [tzn. ludzie cierpiący] pragną nade wszystko daru obecności i współczucia, solidarnej miłości i ofiarnego, czasem wręcz heroicznego, poświęcenia”.
Heroiczne poświęcenie? Czy to nie znaczy czasami, że miłosierdzie jest jakąś naiwnością Boga? Czy Bóg nie namawia nas do idealizmu? A z drugiej strony: dlaczego Pan Bóg w osobie Chrystusa umiera za mnie na krzyżu? Bo mnie kocha, wierzy mi i pokłada we mnie nadzieję. Wobec takiej odpowiedzi trudno przyjąć postawę widza. Zresztą lepiej zgrzeszyć nadmiarem miłosierdzia…
Oceń