Bez znieczulenia
fot. filip urban / UNSPLASH.COM
Oferta specjalna -25%

Spowiedź

0 votes
Wyczyść

Miasto 44, reż. Jan Komasa występują: Józef Pawłowski, Zofia Wichłacz, Anna Próchniak, Antoni Królikowski, Maurycy Popiel, Polska 2014

Biedronka – jedna z głównych bohaterek Miasta 44 – podczas powstańczej zawieruchy trafia do szpitala polowego. Tam opowiada dzieciom bajkę o złym władcy, który mieszkańcom swego królestwa zabronił wszystkiego. Nie wolno było się bawić, nie wolno było chodzić do szkoły. Ale okazało się, że nawet on nie ma władzy odebrać im jednego: marzeń.

Długo wyczekiwany film Jana Komasy jest właśnie opowieścią o marzeniach. Z jednej strony one, piękne i idealistyczne, a z drugiej zagłada miasta oraz jego mieszkańców, wstrętna i przybijająca. Na tym kontraście zbudowana jest emocjonalna linia historii, którą oglądamy na ekranie.

Z historią na drugim planie

Film otwierają sceny z okupowanej Warszawy. Widzimy młodych ludzi, którzy próbują się odnaleźć w wojennej rzeczywistości. Pracują, kombinują, jak przeżyć, konspirują. Ale też zerkają ukradkiem na siebie, flirtują, podkochują się w sobie. Relacje tych, którzy przeżyli, potwierdzają, że tak właśnie było. Niebezpieczeństwo śmierci i bliskość wroga nie unieważniały człowieczeństwa ciemiężonych. Pomimo dramatycznej sytuacji młodzi ludzie chcieli normalnie kochać. Komasa, który przekopał się przez dziesiątki świadectw, opowiada powstańczą historię z perspektywy Stefana, Biedronki i Kamy – dwudziestolatków, którzy na gruzach stolicy marzą o miłości.

Ale nie tylko o niej. Siłą dominującą, która pcha ich na barykady, jest sen o wolności. Po pięciu latach okupacji, gdy wojna się prawie kończy i gdy Armia Czerwona zbliża się do Wisły, rozpiera ich energia. Decyzje są bardziej emocjonalne niż racjonalne, to prawda, ale to nie znaczy, że są mniej autentyczne.

Miasto 44, chcąc nie chcąc, wpisuje się w narodową debatę o Powstaniu. Warto było, czy też nie? Czy cena, którą musiała zapłacić Warszawa i warszawianie, nie była zbyt wielka? I czy decyzja kierownictwa Armii Krajowej była w pełni przemyślana? Reżyser zdecydował się na zabieg, który najprawdopodobniej miał wyrwać dzieło z kleszczy tej debaty. Zrealizował film historyczny bez historii. Skomplikowana gra wojenna jest tu głęboko w tle. Historia – tak zwana powszechna – została celowo wzięta w nawias. Dla jednych będzie to poważna wada, dla innych zaleta.

Komasa stawia akcenty w zupełnie innych miejscach. Klamrą tej opowieści z jednej strony są losy pojedynczego człowieka, wrzuconego w tryby okrutnej historii, a z drugiej dzieje pięknego i hardego miasta. Takie sprawy jak polityka międzynarodowa, państwa, narody są na drugim i trzecim planie. Dlatego dobrze się stało, że twórcy wybrali właśnie ten tytuł: Miasto 44 – bo to ono jest najważniejszym bohaterem.

W gorszym świecie

Akcent położony na Warszawę i jej mieszkańców sprawia niestety, że fabuła nie jest mocną stroną filmu. Bohaterowie płyną wraz ze swoim miastem po falach tragicznej historii. Nie udało się na tym tle zbudować mocnego przesłania. Oczywiście jest miłość, piękno młodości, walka, odwaga, bohaterstwo, poświęcenie itp. Brakuje jednak opowieści, która by wniosła coś nowego. Coś, z czym moglibyśmy wyjść z kina i na długo schować to w sobie. A tak, owszem, wychodzimy z pokaźnym bagażem, ale nie ma w nim niczego, poza niezwykle sugestywnie oddanym holocaustem ukochanego miasta. To poważny brak.

Z premedytacją użyłem tu słowa holocaust. Ponieważ ono i jego polski odpowiednik, czyli zagłada, są pojęciami najbardziej adekwatnymi do tego, co prezentuje Miasto 44. Skala zniszczenia stolicy oraz ogrom strat ludzkich są tu pokazane bez znieczulenia. Jak to się mówi w takich okolicznościach, Komasa nie bierze jeńców. Świetnie nakręcone i wyreżyserowane sceny powstańczych walk, połączone z bardzo sugestywnymi efektami specjalnymi dają obraz porażający. I, by znowu użyć potocznego wyrażenia, naprawdę wciskają w kinowy fotel.

Sceny początkowe – te sprzed godziny „W” – pomimo okupacyjnej rzeczywistości mają w sobie coś z sielanki. Choć nie są pozbawione grozy wojennej. Stefan ma niebezpieczne spięcie z niemieckim oficerem, widać ruiny getta, powieszonych ludzi. A jednak, z perspektywy późniejszego horroru, to zaledwie niewinne preludium. Z nadzieją oglądamy pierwsze dni Powstania zwieńczone sukcesami, mimo niezwykle słabego uzbrojenia. Aż do momentu, gdy z pełną mocą hukną niemieckie działa. To jeden z najmocniejszych obrazów filmu. Z twarzy młodych powstańców jeszcze nie zniknął uśmiech, jeszcze w ich sercach mieszka radość, bo zdobyli wiele dzielnic, a tu nagle, w ciągu kilku minut, wszystko spływa krwią. Na scenerię tych wydarzeń reżyser wybrał cmentarz powązkowski. W tym momencie już wiemy: nasi bohaterowie nie mieli pojęcia, na co się porywają. Ich zapał i ideały zostają brutalnie zamordowane. Dwudziestolatkowie padają od kul, giną naprawdę, symbolicznie padając pośród grobów dawnych mieszkańców miasta.

To przejście – od uśmiechu do krwi, od barykad do cmentarza – doskonale obrazuje szok, którego doświadczają walczący. Jeszcze wczoraj tak trochę „się bawili” w wojnę, a dziś wielu z nich poległo. Tak jakby niewidzialna ręka historii nagle wyrwała ich z w miarę normalnego życia i wrzuciła do świata, w którym panują zupełnie inne prawa. Dlatego nie rażą w tym filmie sceny pokazane w dużym zwolnieniu, tak zwane slow motion. Z podkładem współczesnej muzyki mogą niektórym wydawać się zbyt teledyskowe, ale nieprzystawalność obrazu oraz muzyki efektownie uwydatnia właśnie ten nagły przeskok do innej, gorszej rzeczywistości.

Gwiazdy jeszcze rozbłysną

W tym nowym świecie dzieją się rzeczy straszne. Kolejne kamienice stają w płomieniach, kolejne dzielnice padają. Ten koszmar filmowcy aplikują nam w dawce nie do zniesienia. Na naszych oczach giną ci, z którymi zdążyliśmy się zaprzyjaźnić. Miasto leży w gruzach, a nas wszystko boli. Jeśli ktoś widział hipnotyczną scenę lądowania w Normandii, którą portretuje Szeregowiec Ryan Stevena Spielberga, to będzie wiedział, o jakich emocjach tu mowa.

A na koniec pauza. Finalne ujęcie monstrualnie zrujnowanej stolicy w ogniu to jedna z najbardziej wstrząsających nieruchomych scen w polskim kinie. Przez kilkanaście sekund widzimy miasto w zgliszczach, w płomieniach, powalone na kolana, konające. Szczęśliwie Jan Komasa znalazł sposób na to, by wyciągnąć widzów z tego odrętwienia. Udało mu się wlać w ten ponury obraz trochę słońca i nadziei.

Trzeba też dodać, że jasnymi punktami filmu są aktorzy odtwarzający pierwszoplanowe role. Zofia Wichłacz (Biedronka), Anna Próchnik (Kama) i Józef Pawłowski (Stefan) stworzyli krwiste, autentyczne postacie. Dobrze się stało, że twórcy zaangażowali do głównych ról artystów początkujących, nieznanych szerokiej publiczności. W ten sposób na ruinach miasta symbolicznie narodziły się nowe gwiazdy polskiego kina, które bez wątpienia niejeden raz jeszcze zabłysną.

Krytycy zapewne zarzucą Janowi Komasie, że chce uciec od historii i od naszej narodowej debaty o Powstaniu, że unika jasnych odpowiedzi. Ja też nie potrafię odpowiedzieć na pytanie, czy było warto, czy poświęcenie tysięcy ludzi się opłaciło. Ale po wyjściu z kina wiem, że z ich ofiary zrodziła się nowa Warszawa, zupełnie nowe miasto ufundowane na krwi i marzeniach tych pięknych dwudziestoletnich.

Bez znieczulenia
Konrad Sawicki

urodzony w 1974 r. – absolwent teologii, publicysta, redaktor „Więzi”, współpracownik „Tygodnika Powszechnego” i Deon.pl, redaktor naczelny polskiego wydania portalu internetowego Aleteia....

Produkt dodany do koszyka

Zobacz koszyk Kontynuuj zakupy

Polecane przez W drodze