Moja redakcyjna koleżanka Katarzyna Kolska napisała w recenzji na łamach miesięcznika „W drodze” tak: „Jedno jest pewne: ta książka nas podzieli. Będziemy o niej dyskutować bardzo emocjonalnie”.
Naprawdę chciałbym, żeby tak było. Nie na zasadzie – wy jesteście homolobby, a wy homofoby. Wy jesteście za terapią reparatywną, a wy za akceptacją LGBT. Bo w tej książce nie ma emocjonalnego zacietrzewienia, neofickiej gorliwości i ideologicznego upierania się przy swoim. Dużo jest natomiast argumentów wartych zastanowienia. To historia człowieka, który po latach doszedł do wewnętrznego pokoju ze sobą i Bogiem. Włożył ogromny wysiłek w zrozumienie swojej homoseksualności. Nie uważa się za lepszego, nie mówi: „Byłem gejem ale teraz już się naprawiłem i nie jestem”. Nie o tym jest ta książka. Autor przywołuje argumenty z własnego życia, ze swoich seksualnych doświadczeń. Równie często jak o cierpieniu pisze o radości. Każe nam się skonfrontować z mało popularnymi tezami. Jak choćby z tą, że coming out nie przynosi upragnionego szczęścia, że ludzka seksualność to coś więcej niż orientacje, skłonności i uczucia. I że mówienie o homoseksualności czy heteroseksualności jest nieadekwatnym definiowaniem seksualnej tożsamości mężczyzn.
To bardzo potrzebna książka. Wybijająca nas z utartych światopoglądowych haseł naszej codziennej wojny.
Roman Bielecki OP, redaktor naczelny miesięcznika „W drodze”
Oceń