Wprowadzający pokój
fot. natalia y ZsibzRw / UNSPLASH.COM
Oferta specjalna -25%
Najniższa cena w ostatnich 30 dniach: 27,92 PLN
Wyczyść

Wprowadzanie pokoju to męka dla egoizmu, który zawsze wszystko najlepiej rozumie i ma świetną pamięć, gdy chodzi o zbrodnie i błędy innych ludzi.

Zostawmy na boku polityczne manifestacje pokoju – wypuszczanie na wolność białych gołębi, antywojenne protesty pod banderą międzynarodowych organizacji, prestiżowe nagrody dla mniej czy bardziej wiarygodnych bojowników na rzecz lepszej przyszłości. To wszystko ma swoją wartość, istota sprawy kryje się jednak głębiej.

Popatrzeć w lustro

W Starym Testamencie na określenie pokoju pojawia się hebrajskie słowo shalem, co dosłownie oznacza bycie bezpiecznym, zdrowym, wolnym od zranień. W Nowym Testamencie używany jest natomiast grecki termin eirene, mówiący przede wszystkim o sytuacji politycznego ładu i spokoju. Znaczenie obu pojęć pozwala nam, przy pewnym uproszczeniu, rozumieć pokój jako poszukiwanie dobra, zarówno osobistego, jak i wspólnego. Nie wolno nam jednak odwrócić tej kolejności. Pierwszym krokiem jest skorzystanie z rady pewnego pastora, przygotowującego swoich uczniów do misji ewangelizacyjnej: „Zanim pójdziesz ewangelizować, najpierw spojrzyj w lustro. Nie możesz dopuścić do takiej sytuacji, że człowiek, z którym będziesz rozmawiać, widząc twoją twarz, zawoła: »O nie, dzięki! Zostaw mnie w spokoju. Mam wystarczająco wiele swoich własnych problemów«”.Chodzi o uważne i krytyczne zbadanie własnej duchowej kondycji. Pokój możemy przekazać innym tylko wtedy, gdy mamy go w sobie.

Obsesja zła

„Źródłem wojny jest strach” – pisze Thomas Merton w jednym ze swoich esejów i zwraca uwagę, że uległość strachowi bierze się z braku wiary w skuteczność Bożej opieki. Kiedy pojawia się taki kryzys, wówczas „budujemy na wszelkie sposoby obsesję zła”. Jesteśmy tak nim zaabsorbowani i przerażeni, że jedynym rozwiązaniem wydaje się przemoc. Jawna agresja to ostateczność, wyraz kompletnej bezradności. Zazwyczaj wyrządzamy krzywdę dyskretnie, inteligentnie, uparcie sącząc ponure myśli i słowa. Z pozoru to nic groźnego, a jednak okazuje się fatalne w skutkach. Zatruwamy siebie i otoczenie pesymizmem i lękiem, ubranymi w maskujące opakowanie błyskotliwego cynizmu lub udawanej pewności siebie. To właśnie w nienawróconym umyśle znajduje się początek niepokoju, który potrafi przybrać przerażające rozmiary.

Dlaczego wyrwanie się z obsesji zła jest tak trudne? Dlatego że sposób postępowania bywa dla nas najczęściej nie do zaakceptowania. Pierwszym krokiem do zaistnienia pokoju nie jest wcale modlitwa o to, by nasi wrogowie zaprzestali knucia intryg przeciwko nam. Początkiem jest modlitwa o to, byśmy sami powstrzymali się od tego, co prowadzi do niepotrzebnych konfliktów. Zamiast odczuwać nienawiść do ludzi, których uznajemy za wrogów, należy znienawidzić to, co w naszej duszy jest poważnym nieuporządkowaniem, prowadzącym do wojny.

Żeby zrozumieć wysokie wymaganie błogosławieństwa „czyniących pokój”, wystarczy przypomnieć – wolny już dzisiaj od kontrowersji – list biskupów polskich do biskupów niemieckich, wystosowany w 1965 roku z inicjatywy kardynała Karola Wojtyły – „Przebaczamy i prosimy o przebaczenie”. Wprawdzie to prosta i konkretna realizacja Ewangelii, jednak dla wielu z nas taki sposób działania jest zbyt trudnym egzaminem. Nie należy się temu dziwić. Ewangeliczne wprowadzanie pokoju to piekielna męka dla egoizmu, który zawsze wszystko najlepiej rozumie i ma świetną pamięć, gdy chodzi o zbrodnie i błędy innych ludzi.

Pozdrowienie

Jeśli wprowadzanie pokoju jest możliwe tylko dzięki nawróceniu, to warto wiedzieć, że chodzi przede wszystkim o zmianę sposobu myślenia. Takie znaczenie ma w Ewangelii słowo metanoia, które najczęściej tłumaczy się właśnie jako „nawrócenie”. Zaproszenie do przemiany świadomości dostrzegamy między innymi podczas misyjnej mowy Jezusa, skierowanej do apostołów: „Wchodząc do domu, przywitajcie go pozdrowieniem. Jeśli dom na to zasługuje, niech zstąpi na niego pokój wasz; jeśli nie zasługuje, niech pokój wasz powróci do was” (Mt 10,12–13). Wbrew pozorom nie sam pokój jest tu ważny, ale zalecenie, by przywitać się pozdrowieniem. Ewangelista Mateusz użył w tym miejscu słowa aspazomai, czyli „pochwycić w ramiona”, „objąć”. Możemy to określić mianem życzliwości uprzedzającej niechęć i podejrzliwość. A to znaczy, że pierwszą reakcją chrześcijanina w kontakcie z każdym spotkanym człowiekiem powinno być życzliwe usposobienie. To cecha przypisywana Bogu. Upodabniamy się do Niego za każdym razem, gdy wygrywa w nas boskie przed-założenie, że drugi człowiek – nawet gdy wszystko temu przeczy – nosi w sobie dobro. Nasza życzliwość może je obudzić. Jeśli tak się stanie, wtedy możemy mówić o sytuacji pokoju.

Realizm

Ewangeliczna życzliwość nie próbuje banalizować zła. Nie uchyla się także przed konfrontacją z przemocą. Jest na odwrót. Dopiero wypełniając błogosławieństwo pokoju, docenimy wagę problemu, gdy z narażeniem zdrowia psychicznego i fizycznego staniemy twarzą w twarz z lękiem drugiego człowieka. Częściej z tego spotkania odejdziemy poturbowani niż uśmiechnięci. Pewnie rzadko poczujemy dumę z dobrze wykonanego zadania. Na szczęście człowiek pokoju jest realistą i nie obraża się na warunki, w których przyszło mu żyć. Jezus przecież nie zszedł z krzyża urażony tym, że większość ludzi nie rozpoznała w Nim Boga. Warto o tym pamiętać, bo w przeciwnym razie będziemy mieli wrażenie, że zło dominuje. A ono potrafi za sprawą swojej krzykliwości robić piorunujący efekt. Jednak w takich momentach warto wrócić do sprawdzonej rady mnicha Mertona: „Trzeba nadal uparcie żywić nadzieję, iż uda się odnaleźć tę odrobinę dobra”.

Wprowadzający pokój
Szymon Popławski OP

urodzony 16 maja 1984 r. w Augustowie – dominikanin, absolwent Szkoły Retoryki Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie, rekolekcjonista, socjusz prowincjała (od 02.2022 r.).Od maja 2021 roku do lutego 2022 roku...

Produkt dodany do koszyka

Zobacz koszykKontynuuj zakupy

Polecane przez W drodze