Pan młody zakładający obrączkę pannie młodej
fot. James Bold / Unsplash

W naszym lesie są też wilki

Oferta specjalna -25%

Święty Józef. Niedopowiedziana historia

0 votes
Najniższa cena w ostatnich 30 dniach: 29,93 PLN
Wyczyść

Jeśli w ramach posługi miłosierdzia w sakramencie pojednania mamy unikać „sali tortur”, to musimy wiedzieć, kiedy i do czego jesteśmy uprawnieni; musimy wiedzieć, kiedy możemy i powinniśmy rozgrzeszyć, a kiedy należy odmówić rozgrzeszenia.

W listopadowym wydaniu miesięcznika (11/2024) zamieściliśmy rozmowę z biskupem Pilzna Tomášem Holubem (Powroty), który w odpowiedzi na adhortację Amoris laetitia z 2016 roku zaprosił pary rozwiedzione żyjące w ponownych związkach, by spróbowały uregulować swoją sytuację życiową i na drodze rozeznania, do czego zachęca papież Franciszek, powróciły do Stołu Pańskiego. Na wywiad z bp. Holubem zareagowali o. Norbert Lis OP, którego głos (Podróbka miłosierdzia) zamieściliśmy w numerze grudniowym (12/2024), a także p. Piotr Werner, którego tekst (Sto czy dziewięćdziesiąt dziewięć?) opublikowaliśmy w numerze styczniowym (1/2025). Dziś głos w sprawie zabiera o. Michał Mrozek OP.

Z zaciekawieniem przeczytałem w grudniowym numerze miesięcznika „W drodze” polemikę ojca Norberta Lisa OP z tezami wyrażonymi przez biskupa Tomáša Holuba w wywiadzie opublikowanym w listopadowym wydaniu czasopisma na temat udzielania komunii świętej osobom żyjącym w sytuacjach nieregularnych. Głos pana Piotra Wernera w tej sprawie („W drodze” 1/2025) zachęcił mnie do włączenia się w dyskusję. Chcę sprostować dwa błędy teologiczne biskupa Holuba, przypomnieć teologię stojącą za rozwiązaniami przyjętymi przez Świętego Jana Pawła II w adhortacji Familiaris consortio oraz podzielić się kilkoma uwagami na temat „reformowania” Kościoła z perspektywy kapłana spowiednika.

Nieścisłości i błędy teologiczne

Biskup Tomáš Holub wypowiada się nieprecyzyjnie. Do głównych błędów wyliczonych przez ojca Norberta (rozerwanie tożsamości Chrystusa i komunii świętej oraz sprowadzenie jej do „pokarmu na drogę” dla wszystkich) dodam jeszcze dwa. Po pierwsze, biskup Holub zrównuje grzech ciężki z ekskomuniką, a dokładniej rozgrzesza z grzechu ciężkiego w imię przynależności do Kościoła. Jego rozumowanie jest takie: skoro osoby w nieregularnych związkach pozostają w Kościele, to „powstaje pytanie, na jakiej podstawie nie dopuszczać ich do Stołu Pańskiego” (s. 46). Drugi błąd polega na zawężeniu grzechu ciężkiego wyłącznie do „świadomego i dobrowolnego odrzucenia łaski Bożej” (s. 45).

Przypomnijmy: do Kościoła człowiek należy przez wiarę i przez chrzest. Pozostaje w nim tak długo, jak długo wierzy w podstawowe prawdy wiary, niezależnie od tego, czy żyje w stanie łaski uświęcającej, czy też nie. Tylko najcięższe grzechy, na przykład te powiązane z karą ekskomuniki zaciąganej mocą samego prawa (tzw. latae sententiae), oznaczają automatyczne wyłączenie ze wspólnoty Kościoła. Są to między innymi grzechy herezji, apostazji i schizmy, zastosowanie fizycznej przemocy wobec papieża, intencjonalne świętokradztwo wobec konsekrowanych postaci, zdrada przez spowiednika sakramentalnej tajemnicy spowiedzi czy skuteczne spowodowanie aborcji. Ale nawet wtedy intencją Kościoła jest zbawienie grzesznika. Surowa kara ma uświadomić człowiekowi powagę grzechu oraz konieczność nawrócenia. Nie należy mylić utraty łaski z apostazją. Analogicznie odmowa rozgrzeszenia nie jest formą ekskomuniki.

Brak rozgrzeszenia to ważna informacja dla penitenta. Jego sytuacja stoi w sprzeczności ze stanem łaski. Nawrócenie domaga się poważnej zmiany. Dzięki temu człowiek na nowo jedna się z Chrystusem i ze wspólnotą Kościoła, co wyraża także samo pojęcie communio. Istnieje piękna tradycja wyrażania przez penitentów żalu w formie prośby o pojednanie z Bogiem i z Kościołem. Wszyscy potrzebujemy nawrócenia i łaski, tyle że łaska nie jest czymś, co nam się należy. Jest to dar miłosiernego Boga, który możemy przyjąć lub odrzucić. Przyjmujemy go przez wiarę i nawrócenie, a więc w procesie uzgodnienia naszego życia z przesłaniem Ewangelii. Zawsze oznacza to konieczność zapoznania się z wiarą i jej wymaganiami. Nie każdy człowiek może od razu uwolnić się z grzechów ciężkich w swoim życiu. Nawrócenie nie jest kwestią wyłącznie jednorazowej decyzji, lecz wiąże się z ustawiczną formacją umysłu i serca oraz czuwaniem nad sobą.

Druga sprawa to grzech ciężki. Nie jest to tylko kwestia świadomego i intencjonalnego odrzucenia łaski Bożej. Grzechem ciężkim jest każda krzywda wyrządzona bliźniemu. Mówi o tym sam Dekalog. Tylko pierwsze trzy przykazania odnoszą się bezpośrednio do Boga. Pozostałe siedem odnosi się do bliźniego, na przykład zabójstwo, cudzołóstwo czy kradzież.

Można popełnić grzech ciężki, będąc przyzwoitym człowiekiem – weźmy króla Dawida i grzech z Batszebą. Jeden grzech ciężki pociąga za sobą kolejny: cudzołóstwo prowadzi do morderstwa. Ta historia odsłania prawdę o nas. W miarę upływu czasu widzę to coraz wyraźniej. Jestem zdolny do zła. Istnieją sytuacje, które mogą mnie skusić lub złamać. Stąd też w Modlitwie Pańskiej prosimy o wybawienie od zła, a w Ewangelii znajdujemy cały szereg zachęt: do nawrócenia, do wiary, do czuwania nad sobą, do ustawicznej modlitwy, do wystrzegania się grzechu. Jesteśmy słabi. Gdy upadniemy, potrzebujemy spowiedzi. I kapłani, i świeccy.

Chrystus jednoznacznie podkreśla nierozerwalność małżeństwa. Stąd wynika nauczanie Kościoła. Prawo i procedury, zarówno świeckie, jak i kościelne, stoją na straży równowagi między sprawiedliwością i miłosierdziem, między zrozumieniem słabości a koniecznością postawienia tamy złu. Normy, prawa i kary mają służyć człowiekowi. Mogą też być nadużyte.

Może się wydawać, że dobrym lekarstwem na legalizm będzie rozluźnienie prawa. Jednak każdy kij ma dwa końce. Jako ludzie bywamy często niedojrzali; kombinujemy, manipulujemy, także podświadomie, mimo dobrej woli. Właśnie dlatego potrzebujemy prawa oraz norm, które sprawdzają się w dłuższej perspektywie. Bezprawie jest gorszą chorobą niż legalizm. Dlatego, aby uniknąć bałaganu, trzeba kwestie wątpliwe i trudne porządkować w konkretny i przemyślany sposób.

Rozwiązania przedstawione w adhortacji Familiaris consortio

Warto najpierw przypomnieć rozwiązania przyjęte przez Świętego Jana Pawła II odnośnie do nieregularnych sytuacji. Zacznijmy od tego, że adhortacja Familiaris consortio (1981 rok) ma doktrynalnie tę samą rangę co adhortacja Amoris laetitia papieża Franciszka. W obu przypadkach mamy do czynienia z papieską adhortacją po synodzie biskupów. Jest to zwyczajne nauczanie Kościoła. Istnieje możliwość uzgodnienia obu dokumentów, ponieważ literalnie nie zawierają sprzecznych tez, lecz raczej przesunięcie akcentów, które można różnie interpretować. Choć adhortacja Amoris laetitia jest nowszym dokumentem (2016 rok), to jednak na poziomie konkretnych rozwiązań jest ona bardziej ogólnikowa. Nie zawiera tak jasnych i jednoznacznych kryteriów, które są obecne w adhortacji Familiaris consortio. Pojawia się więc zasadne pytanie: jak należy stosować poprzednie wskazówki? Wydaje się, że intencją papieża Franciszka jest modyfikacja wcześniejszego sposobu postępowania, jednak nie jest to wyraźnie i dokładnie określone. Adhortację Amoris laetitia można odczytywać w świetle adhortacji Familiaris consortio. Wtedy uzyskujemy większą jednoznaczność co do zakresu możliwości udzielania rozgrzeszenia i dopuszczania do komunii świętej osób w nieregularnych sytuacjach. Można też, co się dzieje częściej, odczytywać adhortację Amoris laetitia jako korektę wcześniejszego nauczania, która zezwala na robienie wyjątków od podanych reguł. Rodzi się jednak pytanie, jakie są nowe kryteria rozeznania.

Piotr Werner słusznie zauważa, że „»nieregularność« niejako z definicji domaga się doprecyzowania” (s. 92). W Familiaris consortio Jan Paweł II dookreśla różne typy takich nieregularnych sytuacji. Papież dokonuje ich oceny oraz podaje wskazówki do pracy duszpasterskiej. Obejmują one także konkretne kryteria odnoszące się do możliwości udzielenia rozgrzeszenia oraz dopuszczenia do komunii świętej.

Niekiedy można odnieść wrażenie, że troska o osoby znajdujące się w nieregularnej sytuacji rozpoczęła się dopiero teraz. Tymczasem Jan Paweł II wielokrotnie podkreślał wagę i konieczność otoczenia troską duszpasterską oraz wszelką możliwą pomocą tych, którzy znaleźli się w takiej sytuacji. Na przykład w odniesieniu do osób rozwiedzionych, żyjących w nowych związkach, papież pisze: „Razem z Synodem wzywam gorąco pasterzy i całą wspólnotę wiernych do okazania pomocy rozwiedzionym, do podejmowania z troskliwą miłością starań o to, by nie czuli się oni odłączeni od Kościoła, skoro mogą, owszem, jako ochrzczeni, powinni uczestniczyć w jego życiu. (…) Niech Kościół modli się za nich, niech im dodaje odwagi, niech okaże się miłosierną matką, podtrzymując ich w wierze i nadziei” (nr 84).

Jan Paweł II rozpoczyna omówienie sytuacji nieregularnych od osób żyjących w „małżeństwie na próbę” (nr 80), następnie przechodzi do wolnych związków (n. 81) i dalej do sytuacji katolików złączonych jedynie ślubem cywilnym (nr 82). Sytuacja tych ostatnich osób jest oceniona lepiej niż wcześniej wymienionych ze względu na większy zakres trwałych zobowiązań i odpowiedzialności za siebie. Niemniej jednak, choć papież zachęca takie pary do uczestnictwa w życiu wspólnot kościelnych oraz do traktowania ich z „wielką miłością”, to równocześnie uwrażliwia na to, że „pasterze Kościoła nie mogą ich dopuścić do sakramentów” (nr 82).

Dalej Jan Paweł II omawia sytuację osób żyjących w separacji oraz rozwiedzionych, które nie zawarły nowego związku (nr 83). W tym wypadku, gdy osoby porzucone pozostają z wyboru samotne ze względu na nierozerwalność węzła małżeńskiego, mogą przyjmować sakramenty i nie należy im robić w tym zakresie żadnych trudności. Warto podkreślić, że osoba rozwiedziona może przyjmować komunię świętą. Czasem bowiem pokutuje stereotyp negatywnej oceny z samej racji rozwodu. Jeśli ktoś, żyjąc samotnie, pozostaje wierny przysiędze małżeńskiej, wówczas nie powinien jako osoba rozwiedziona napotykać na przeszkody co do rozgrzeszenia czy przyjmowania komunii świętej. Jest to sytuacja nieregularna, ale nie na tyle, aby odmawiać możliwości pełnego uczestnictwa w sakramentach.

W kolejnym punkcie papież omawia sytuację rozwiedzionych, którzy zawarli nowy związek (nr 84). Jan Paweł II podkreśla konieczność duszpasterskiej troski o nich oraz różnicowania „pomiędzy tymi, którzy szczerze usiłowali ocalić pierwsze małżeństwo i zostali całkiem niesprawiedliwie porzuceni, a tymi, którzy z własnej, ciężkiej winy zniszczyli ważne kanonicznie małżeństwo”. Papież zachęca ich „do słuchania Słowa Bożego, do uczęszczania na mszę świętą, do wytrwania w modlitwie, do pomnażania dzieł miłości oraz inicjatyw wspólnoty na rzecz sprawiedliwości, do wychowywania dzieci w wierze chrześcijańskiej, do pielęgnowania ducha i czynów pokutnych, ażeby w ten sposób z dnia na dzień wypraszali sobie u Boga łaskę”. Równocześnie jednak papież potwierdza praktykę „opartą na Piśmie Świętym, niedopuszczania do komunii eucharystycznej rozwiedzionych, którzy zawarli ponowny związek małżeński” (nr 84).

W przypadku osób rozwiedzionych żyjących w ponownych związkach Jan Paweł II pokazuje możliwość pojednania się z Bogiem w sakramencie pokuty i przyjmowania komunii świętej warunkowo, gdy sposób życia małżonków nie będzie naruszał prawdy o nierozerwalności małżeństwa. Chodzi o postanowienie „życia w pełnej wstrzemięźliwości”, co polega konkretnie na tym, że powstrzymują się oni „od aktów, które przysługują jedynie małżonkom” (nr 84).

Jest to bardzo wyjątkowa sytuacja: osoby rozwiedzione dalej mieszkają i żyją ze sobą. Niemniej jednak postanawiają – ze względu na Pana Boga i wcześniejsze zobowiązania wyrażone w przysiędze małżeńskiej – żyć we wstrzemięźliwości seksualnej. Takie rozwiązanie słusznie się jawi jako nie całkiem spójne z nauką Kościoła na temat małżeństwa. Na tym dokładnie bowiem polega „nieregularność” tej sytuacji. Ludzie pozostają razem i się kochają, choć równocześnie „ograniczają” zakres tej miłości i rezygnują z fizycznego zjednoczenia. To samo nauczanie znajduje się w Katechizmie Kościoła katolickiego (nr 1650).

Teologia ciała Jana Pawła II idzie w parze z dużymi wymaganiami: właściwym miejscem przeżywania zjednoczenia seksualnego jest małżeństwo. Jest ono nierozerwalne. Dlatego też każdy akt tego rodzaju poza małżeństwem jest poważnym grzechem, jak uczy Katechizm: „Akt płciowy powinien mieć miejsce wyłącznie w małżeństwie; poza nim stanowi zawsze grzech ciężki i wyklucza z Komunii sakramentalnej” (KKK, nr 2390).

Przedstawione przez Jana Pawła II rozwiązanie, które w czasach jego wprowadzania też stanowiło pewną zmianę (szczególnie w przypadku osób rozwiedzionych w nowych związkach, które zobowiązują się do życia w czystości), jest jasno uzasadnione doktrynalnie oraz idzie w parze z jednoznacznie wskazanymi i określonymi kryteriami oceny. To jest bardzo ważne z praktycznego punktu widzenia. Wtedy można wyjaśnić powody braku rozgrzeszenia oraz warunki poprawy. Dalsze rozwinięcie doktrynalnego uzasadnienia można znaleźć zarówno w Katechizmie Kościoła katolickiego (1992), jak i w encyklice Veritatis splendor (1993). Dlatego wrażenie teologicznego braku konsekwencji, o którym mówi biskup Holub (s. 46), jest błędne i wynika z pomieszania kwestii przynależności do Kościoła z kryteriami regulującymi dopuszczanie do komunii świętej.

Warunki dobrej i skutecznej reformy

Aby skutecznie wyleczyć człowieka, trzeba jasno i precyzyjnie zdiagnozować chorobę oraz znaleźć właściwy sposób jej leczenia. To samo dotyczy reformowania Kościoła: musimy jasno zdiagnozować problem, jeśli mamy go realistycznie rozwiązać. Leczenie nie powinno także spowodować strat poważniejszych niż sama choroba, ponieważ wtedy traci sens i nie warto go podejmować.

Otóż zasadnicza trudność z wprowadzeniem zmiany zaproponowanej przez papieża Franciszka polega na tym, że nie jest ona czytelna ani jednoznaczna. Nie została też w wystarczający sposób uzasadniona i wyjaśniona w stosunku do wcześniejszych praktyk. Ktoś mógłby powiedzieć, że właśnie o to chodziło: wcześniejsze ramy pozostają w mocy, ale teraz możemy rozeznawać każdą sytuację z osobna, bo każdy przypadek jest inny, i robić uzasadnione wyjątki.

Po części trzeba się z tym zgodzić: każda sytuacja jest odmienna. Niemniej jednak robienie wyjątków bez podania jasnych reguł rodzi mnóstwo problemów. Przede wszystkim otwiera nieograniczone pole do nadinterpretacji. A to jest moim zdaniem o wiele bardziej szkodliwe niż pierwotny problem.

Jeśli możemy robić wyjątki od wcześniej ustalonych reguł, to pojawia się pytanie, kiedy można je robić, a kiedy nie. Jeśli w ramach posługi miłosierdzia w sakramencie pojednania mamy unikać „sali tortur” (por. Amoris laetitia nr 305 przypis 351), to musimy wiedzieć, kiedy i do czego jesteśmy uprawnieni. Spowiednik musi mieć jakieś kryteria rozeznania, jeśli nie ma rozgrzeszać wszystkich bez różnicy. Potrzebujemy nowych wytycznych, jeśli coś się zmieniło. Musimy wiedzieć, kiedy możemy i powinniśmy rozgrzeszyć, a kiedy należy odmówić rozgrzeszenia. Wierni też powinni to wiedzieć przed spowiedzią. Zaoszczędzi im to niepotrzebnego rozczarowania czy stresu. Brak reguł oznacza subiektywność i arbitralność rozstrzygnięć: co ksiądz, to inne rozeznanie sytuacji.

Skoro obowiązkiem penitenta jest wyspowiadanie się z grzechów ciężkich, to musi on je znać oraz wiedzieć, na czym polega wola nawrócenia i poprawy. Wspólnie ze spowiednikiem potrzebują dołożyć starań, by spełnić warunki dobrej spowiedzi, co zakłada także żal za grzechy, postanowienie poprawy i zadośćuczynienie. Spowiednik musi wiedzieć, czego ma wymagać od penitenta. Podobnie penitent powinien dobrze rozumieć swoją sytuację w świetle nauczania Kościoła: kiedy jest w porządku, a kiedy jego wybory pociągają za sobą brak możliwości rozgrzeszenia i przystępowania do komunii świętej.

Jeśli tych kryteriów zabraknie, wówczas pojawi się całe spektrum rozwiązań – od utrzymania dotychczasowej linii postępowania po bardzo swobodną interpretację grzechów ciężkich i warunków pojednania. Mimo jednoznacznego nauczania Jana Pawła II oraz Benedykta XVI w wielu krajach od wielu lat księża i biskupi podają własne kryteria dopuszczania osób do komunii świętej. Często w krajach Europy Zachodniej, na przykład we Francji czy we Włoszech, o czym miałem okazję się przekonać, wszyscy idą kolejnymi ławkami do komunii świętej. Jeśli w Kościele od lat nie przestrzegano tak wyraźnie podanych zasad pojednania z Bogiem, co będzie teraz? Szersze przyzwolenie na subiektywną ocenę pociągnie za sobą dalsze przesuwanie granic, aż po całkowitą dowolność i różnorodność kryteriów. Brak wskazówek uniemożliwia także jakąkolwiek weryfikację poprawności stosowania nowych reguł. Wszyscy kapłani zyskują status specjalistów i prawo rozstrzygania skomplikowanych spraw. Czym się kierować w przypadku rozbieżnych opinii? Kto i na jakiej podstawie może przedstawić swoje rozstrzygnięcie jako lepsze czy jako ostatecznie wiążące?

Dlatego jestem krytycznie nastawiony do odczytywania Amoris laetitia inaczej niż w świetle dotychczasowych kryteriów przedstawionych w Familiaris consortio. Rozstrzygnięcia przypadkowe i subiektywne prowadzą do pogorszenia sytuacji. Przypomina mi to bałagan, o jakim słyszałem, w kwestii reformy liturgii po Soborze Watykańskim II. Na Zachodzie Europy reforma ta często przeradzała się w nieodpowiedzialne i wręcz absurdalne (jeśli nie świętokradcze!) formy odprawiania mszy świętej: byle gdzie, bez szat liturgicznych, w naczyniach codziennego użytku, w miejscach pracy. Idea była dobra: być z Bogiem bliżej ludzi. Jednak wcielenie tej idei było fatalne i spowodowało skutki odwrotne do zamierzonych. Jezus nie będzie bliżej nas, gdy postawimy znak równości między człowiekiem i Bogiem. Człowiek potrafi być nie tylko dzieckiem Boga, lecz także i dzieckiem diabła, jak wynika ze słów Jezusa zapisanych w Ewangelii Jana (8,44).

Widziałem w Kościele wiele różnych sytuacji. Wiem, że człowiek jest istotą niezwykle pomysłową i skłonną do rozmaitych nadużyć i przegięć: od twardego, bezdusznego, legalistycznego konserwatyzmu po liberalną kreatywność wyzutą z wszelkich reguł i zasad, a nawet gustu. Dlatego każda reforma musi być starannie przemyślana i roztropnie wprowadzona.

Papież Franciszek nie definiuje tego, co chce osiągnąć przez dopuszczenie tego rodzaju wyjątków, lecz dzieje się to jakby mimochodem, przy okazji. Wydaje się, że chodzi mu przede wszystkim o mniejszy rygoryzm duchownych i o ich większe zrozumienie dla zwykłych ludzi, czasem zaplątanych w grzech.

Czy możliwość robienia uznaniowych wyjątków od ogólnych reguł wyleczy księży ze zbyt formalnego podejścia do wiernych czy to w zakresie sakramentów, czy w kancelarii parafialnej? Mam co do tego ogromne wątpliwości. Dlatego bliskie jest mi pytanie o konkrety wprowadzanych zmian, o bardziej jednoznaczne kryteria rozeznania, o jaśniej określone warunki dopuszczania osób rozwiedzionych, żyjących w ponownych związkach do komunii świętej.

Wierni mają prawo wiedzieć, co jest grzechem, na czym konkretnie polega nawrócenie, czego mają się trzymać, co jest dobre, a co jest złe. To nie jest legalizm: to jest potrzeba określoności, jasnych reguł. Jeśli tego zabraknie, wówczas postulowana reforma okaże się wielkim fiaskiem. Zamiast rozciągnięcia Bożego miłosierdzia na skruszonych grzeszników możemy zmagać się z wysypem kąkolu. Byłoby źle, gdyby szukanie zagubionej owcy szło w parze z pozostawieniem szeroko otwartej bramy owczarni. W naszym lesie są też wilki.

I jeszcze jedno. Rozeznanie skomplikowanych sytuacji nie jest prostą sprawą. Szczególnie w kontekście osób rozwiedzionych żyjących w nowych związkach. Polecam powieść Sándora Máraia Ta prawdziwa. Jest to opowieść rozpisana na dwa głosy: żony oraz męża. Głosy te jednak nie składają się w całość. Raczej dają poczucie dwóch różnych opowieści do tego stopnia, że tracimy pewność, gdzie leży prawda i która wersja pozwala nam lepiej ją zrozumieć i uchwycić. Tak jest właśnie w wypadku ludzkich historii. O ważności pierwszego małżeństwa nie powinien rozstrzygać nigdy spowiednik jednej ze stron. Nikt nie jest w stanie połapać się w historii danego człowieka bez dalszej weryfikacji faktów, nie możemy zweryfikować żadnego złożonego procesu na podstawie zeznania wyłącznie jednej strony, nawet jeśli będziemy towarzyszyć jej dłuższy czas. Będzie to ocena naznaczona subiektywnością. Stąd też przypomina mi się porzekadło: Lepsze jest wrogiem dobrego.

W naszym lesie są też wilki
Michał Mrozek OP

urodzony 13 grudnia 1975 r. w Ostrołęce – dominikanin, doktor nauk teologicznych, dyrektor Instytutu Tomistycznego, sekretarz „Przeglądu Tomistycznego”, wykładowca Kolegium Filozoficzno-Teologicznego oo. dominikanów w Krakowie....

Produkt dodany do koszyka

Zobacz koszykKontynuuj zakupy

Polecane przez W drodze