Tabu, czyli granice artystycznej wolności

Tabu, czyli granice artystycznej wolności

Oferta specjalna -25%

Pierwszy i Drugi List do Tesaloniczan

0 opinie
Najniższa cena w ostatnich 30 dniach: 52,90 PLN
Wyczyść

„Nie należy bronić chrześcijaństwa. Prawda obroni się sama” – pisze Marcin Cielecki w artykule „Oburzające prawdy” zamieszczonym we wrześniowym numerze „W drodze”. Konsekwentnie więc autor chrześcijaństwa nie broni.

Marcin Cielecki podejmuje się obrony Doroty Nieznalskiej, a właściwie — jeśli dobrze zrozumiałem — jej najbardziej znanego twórczego dokonania (boję się bowiem napisać — „dzieła”), którym jest Pasja. Dlaczego broni Pasji? Pierwsza odpowiedź, która mi się narzuca, to ta wynikająca z logiki przyjętej przez autora. Broni Pasji, bo — jak rozumiem — trzeba ją obronić, nie obroni się bowiem sama. I w tym cały jej dramat.

Dyskurs o wierze?

Cóż jest według Marcina Cieleckiego godnego obrony w inkryminowanym dziele? „Nasza wiara, nasze chrześcijaństwo są tak słabe, nieporadne, zagrożone, że trzeba ich bronić przed każdym wątpliwym nawet dziełem sztuki (które wcześniej czy później i tak przeminie)” — pisze autor, nie do końca jednakże precyzując, kogo ma na myśli, używając zaimka „nasza”, nie wyjaśniając, kim są owi „my”, których to wiara jest słaba i zagrożona. Gramatyka jest nieubłagana i każe nam jednak myśleć, że autor jest jednym z tych, o których mówi. Parafrazując samego autora, powiem tak: „Nie wiem, w czyim imieniu mówi Cielecki, bo na pewno nie w moim. Mierzi mnie, gdy ktoś próbuje się mną wysługiwać”. Dlaczego nie w moim? Dlatego, że nie zgadzam się z tezą, którą stawia na początku swojego wywodu. „Nie potrafimy rozmawiać o wierze. Jest to temat tabu” — stanowczo konstatuje Cielecki.

Przyznaję, że po raz pierwszy spotykam się z propozycją wpisania wiary na listę tematów tabu, propozycją tym zresztą ciekawszą, że wyartykułowaną przez studenta teologii! Nie chcę mówić za innych, by nie popaść znów w tajemnicze „my”. Mogę się wypowiadać tylko w swoim imieniu i śmiem twierdzić, że potrafię rozmawiać o wierze. I nie znajduję w niej obszarów zakazanych czy nietykalnych, czyli „tabu”1, choć zapewne znajdą się w niej obszary nader delikatne i czułe, po których trzeba się poruszać z dużą dozą wrażliwości. Bałbym się jednak mówić o wierze tak, jak proponuje Cielecki. Dla niego bowiem instalacja Nieznalskiej to nic innego jak dyskurs o wierze.

Autor, podpierając się ks. Józefem Tischnerem, ucieka się do rozumienia wiary jako wewnętrznego sporu człowieka o siebie i o Boga. Ten właśnie spór, często prowadzący do granic bluźnierstwa, staje się według autora źródłem i materią artystycznego dzieła. „Sztuka — pisze Cielecki — jest zapisem sytuacji duchowej”. Artyści zaś — nie wiedzieć dlaczego — mieliby być predestynowani przede wszystkim do uwieńczania w swoim dziele stanów dalekich od szczęścia. „Ich szokujące dzieła są lustrami pokazującymi najciemniejsze strony naszego życia wewnętrznego” — mówi autor artykułu. W tę religijno–artystyczną optykę wpisuje się według Cieleckiego Nieznalska ze swoją Pasją.

Nie będę przywoływał tutaj całej, skądinąd interesującej, interpretacji artystycznego dokonania Nieznalskiej, którą proponuje autor. Dość powiedzieć, że Pasja jest dla niego (bo nie dla jej autorki!) dyskusją o rozdarciu czy może napięciu, które jest w człowieku między pragnieniem samozbawienia a zbawieniem ofiarowanym przez Chrystusa. „W tym sensie Pasja Nieznalskiej sprowokowała do pełniejszego, bardziej aktualnego odczytania prawd zawartych w chrześcijaństwie”— podsumowuje odkrywcze walory dzieła Cielecki.

Dla poparcia swej tezy o teologicznych możliwościach sztuki z pogranicza bluźnierstwa, by nie powiedzieć – bluźnierczej, autor proponuje własną interpretację szokującego dzieła pt. Pisschrist. I chociaż autor deklaruje: „nie chcę bronić pisuaru z krucyfiksem”, to — w moim przekonaniu — ostatecznie dokonuje jego jednoznacznej apologii. Tutaj też, jak w przypadku Pasji, „gwałtowne oburzenie przesłoniło refleksję”.

Cóż pozostaje nam, odbiorcom? „Najwłaściwszą postawą jest wtedy milczenie i szacunek” — odpowiada autor, wszak artyści uwieczniający w swych dziełach te dramatyczne strony wiary „są może (…) uczciwsi od nas”. Wbrew temu jednak zaleceniu, w moim przekonaniu, wobec Pasji Nieznalskiej milczeć niepodobna.

Co autorka (rzeczywiście) miała na myśli?

Cielecki uczynił wiele, by udowodnić nam, że Nieznalska jest bez mała artystą religijnym. W obrończym ferworze „ochrzcił” Pasję i uczynił z niej dzieło z gatunku sakralnych. Wykład tego, czym jest instalacja gdańskiej artystki, pomieścił w części artykułu noszącej znamienny tytuł: „Co autorka miała na myśli?”. Wbrew jednak tytułowi dokonał własnej, religijnej egzegezy dzieła i powiedział nam, co on sam ma na myśli, kontemplując Pasję. Autor szczerze jednak przyznaje, że „tego nie powiedziała nam ani sama artystka, którą dzieło najwyraźniej przerosło, ani zagorzali przeciwnicy. Nie uczynili tego również jej obrońcy”.

Cielecki mówi nam więc nie to, o czym jest dzieło, ani to, jakie intencje przyświecały jego twórcy, ale to, co sam w nim zobaczył. I ma prawo. Właściwie miałby, gdyby sama artystka nie dokonała własnej, autorskiej interpretacji Pasji. Trudno chyba zignorować intencje twórcy, a te są jasne. „Pasja należy do prac, w których analizuję kulturowy stereotyp męskości. Chodzi o absurd podnoszenia własnego ciała, własnej męskości, potencji do roli sacrum” — twierdzi Nieznalska. Prac podejmujących temat kulturowego stereotypu męskości jest więcej. Wystarczy wejść na internetową stronę Doroty Nieznalskiej (www.spam.art.pl/nieznalska/index.html), by się z nimi zapoznać. Autorka Pasji w sztuce, którą tworzy, dotyka modnej dzisiaj problematyki gender, tzn. kulturowych modeli płci i relacji między nimi. Obraz mężczyzny, który jawi się w jej dziełach, to dominujący macho, samiec skoncentrowany na podnoszeniu swych walorów fizycznych. Jego charakterystycznymi cechami są siła i przemoc, które oczywiście dominują w jego relacji do kobiety. O tym mówią takie instalacje Nieznalaskiej, jak choćby Wszechmoc II. Rodzaj: żeński czy Potencja, a także kilka dzieł bez tytułu (choćby cykl zdjęć przedstawiających nagiego mężczyznę i tresowanego psa). Dość daleko tym tematom do problemu wewnętrznego, metafizycznego rozdarcia między zbawieniem a pokusą samozbawienia, które w Pasji dostrzega Cielecki.

Desakralizacja sacrum

W artystycznym języku Nieznalskiej pojawiają się symbole i toposy zaczerpnięte z religii, a dokładniej z chrześcijaństwa. Jest tak w Absolucji, składającej się z konfesjonału i zdjęcia nagiego, kulącego się mężczyzny. Do religii odwołuje się także w pracy zatytułowanej Oto ciało moje, przedstawiającej fotogramy nagiego ciała kobiecego. Jaką rolę odgrywają w artystycznych działaniach Nieznalskiej odwołania do religii?

Zgadzam się z ks. Niedałtowskim, według którego należy wierzyć Nieznalskiej, że nikogo nie chciała obrażać. Daleki jestem od oskarżania artystki o chęć wywołania skandalu, który miał zaowocować popularnością i tzw. zaistnieniem w mediach. Nie przypuszczam też, by Pasja zrodziła się jako dzieło w swej intencji bluźniercze, czego nie mogę powiedzieć o wspomnianym Pisschrist. W moim przekonaniu nie mamy do czynienia z intencjonalnym zamierzeniem obrażania kogokolwiek czy występowania przeciw Bogu i wierze. Nie w takim celu wykorzystano w dziele religijne odniesienia. Wydaje się bowiem, że dla Nieznalskiej religijne symbole i toposy tracą swoje sakralne znaczenie, stając się jedynie elementami kultury o religijnej proweniencji. Nieznalskiej nie „mówią” już one tego, co „mówią” człowiekowi wierzącemu. Przyjęcie takiej perspektywy, tzn. traktowania religijnych symboli jak wszystkich innych, pozwala artystce dowolnie je wykorzystywać. Tak się stało właśnie w Pasji. Małgorzata Taraszkiewicz– –Zwolicka opisuje ją w ten sposób: „Pasja jest instalacją, w której zestawione zostały obdarzony atrybutami płci symbol męki oraz zapisany na taśmie video graniczący z cierpieniem trening ciała. Wzajemna relacja tych narzędzi tortur, narzędzi przynależnych mężczyznom i ich wyborom dotyczy także miejsca kobiety”. Krzyż użyty przez artystkę nazwany jest tutaj po prostu narzędziem męki oraz narzędziem tortur. Dla Nieznalskiej krzyż nie jest już narzędziem męki Pańskiej, narzędziem tortur, na którym umarł Zbawiciel. Utracił swoją sakralną wymowę i stał się elementem popkultury.

Taką właśnie perspektywę przyjąłbym, interpretując inne dokonania artystyczne Nieznalskiej. Konfesjonał nie jest zapewne dla niej jako artystki miejscem sprawowania sakramentu pokuty i pojednania, który chciałaby wyszydzić, ale miejscem, w którym mężczyznom odpuszcza się (czytaj: puszcza się płazem) ich przewinienia wobec kobiet. Podobnie jest zapewne w instalacji zatytułowanej Oto ciało moje, w której należy się chyba doszukiwać się nie tyle intencji sprofanowania Eucharystii, ile bardziej komentarza do relacji kobieta — mężczyzna opierającej się na cielesnym oddaniu się. Nieznalska wykorzystuje religijne toposy, gdyż są rozpoznawane w kulturze o chrześcijańskim pochodzeniu, ale wykorzystuje je zupełnie niereligijnie. Jej sztuka nie jest więc w żaden sposób konfesyjna czy antykonfesyjna. Czy jednak taka autonomizacja tego, co religijne, jest uzasadniona? Czy można się nie liczyć z religijnym znaczeniem użytych symboli?

Drugie życie symboli

Współczesna kultura, a zwłaszcza kultura popularna z powodzeniem wykorzystuje ikony czy pojęcia o proweniencji religijnej. Wystarczy choćby spojrzeć na liczbę aniołów czy diabłów „zaludniających” emitowane w telewizji spoty reklamowe. Powszechnie też np. wprowadza się w reklamach pojęcie nieba czy piekła. Strategie reklamowe oparte na motywach religijnych mają na celu wywołanie skojarzeń odwołujących się do znanych już doświadczeń ze sfery nadprzyrodzonej i przeniesienie ich na reklamowany towar. Zazwyczaj odniesienia te opierają się na subtelnych skojarzeniach, nie przekraczają granic tzw. dobrego smaku, nie wywołując u odbiorców oporu i nie naruszając ich uczuć religijnych. Dotyczy to zwłaszcza tych elementów kultury religijnej, które zadomowiły się na dobre w przestrzeni kultury ludowej, dzięki czemu zostały poddane procesowi swoistego obłaskawienia i stały się bardzo bliskie człowiekowi. Inaczej bywa z motywami odnoszącymi się bezpośrednio do depozytu wiary, do tego, co dla człowieka wierzącego jest rzeczywiście święte. Wykorzystanie postaci Jezusa, Maryi czy też odwołanie się do scen biblijnych poprzez nadanie im nowych, świeckich znaczeń często traktowane jest jako nadużycie, a nawet zamierzone bądź niezamierzone bluźnierstwo. Przywołajmy tutaj dwa klasyczne już przykłady reklam z wykorzystaniem odniesień religijnych, które wywołały żywą reakcję opinii publicznej, jeden z zakresu reklamy komercyjnej, drugi z zakresu tzw. reklamy społecznej.

W styczniu 1998 roku została we Francji wstrzymana kampania reklamowa nowego modelu samochodu Volkswagen Golf 4. Składała się ona z cyklu czterech billboardów, z których pierwszy nawiązywał treściowo do Ostatniej Wieczerzy według Leonarda da Vinci. Przedstawiał on dwunastu mężczyzn siedzących przy stole po prawej i lewej stronie trzynastej osoby. Na plakacie znalazło się hasło: „Przyjaciele, radujmy się, ponieważ narodził się nowy Golf” i podpis „Generacja Golf VW”2. Paralela między ustanowieniem Eucharystii przez Jezusa a wprowadzeniem na rynek nowego modelu samochodu marki Volkswagen została uznana w odbiorze opinii publicznej za bluźnierstwo, tym bardziej że służyła celom komercyjnym.

Z mniej jednoznaczną reakcją mieliśmy do czynienia w Polsce, gdy na okładce tygodnika „Wprost” pojawił się obraz Matki Bożej Częstochowskiej z maską przeciwgazową na twarzy. Autorzy projektu przekonywali, że ich celem było uwrażliwienie społeczeństwa na problem postępującego zanieczyszczania powietrza i że nie mieli żadnych intencji antyreligijnych. Nie wszyscy jednak dali się do takiego tłumaczenia przekonać i większość środowisk katolickich nie kryła oburzenia z powodu instrumentalnego czy nawet bluźnierczego wykorzystania ikony jasnogórskiej.

Tak czy inaczej, kultura coraz powszechniej żywi się religią, reinterpretując sakralne pojęcia, ikony, motywy czy nawet postaci. Odrywając się od religijnych znaczeń, autonomizują się one i zaczynają żyć własnym życiem.

Święte i nienaruszalne

Jakie są więc granice takiego działania? „Artysta sam powinien wyznaczać sobie granice, biorąc pod uwagę swoje sumienie i szacunek dla innych” — twierdzi ks. Niedałtowski. Przytoczone przykłady jasno pokazują, że nie jest łatwo wyznaczyć granice szacunku dla innych. Nie ma bowiem tutaj żadnych powszechnie przyjętych kryteriów. To, co dla jednego jeszcze dopuszczalne, dla innego staje się bluźnierstwem. Artysta musi mieć tego świadomość.

„W Europie przedstawienie krzyża zawsze będzie nieodparcie kojarzone z chrześcijaństwem i osobą Chrystusa” — słusznie pisze Cielecki, ale zaraz dodaje zupełnie naiwnie: „Twierdzenie, że krzyż z instalacji nie odnosi się do narzędzia zbrodni popełnionej na Chrystusie, wykazuje jedynie, że Nieznalska nie jest świadoma, w jakiej kulturze żyjemy”. W to akurat uwierzyć się nie da. Trudno domniemywać, że artysta mający akademickie wykształcenie i czerpiący w swej twórczości z chrześcijańskiej topiki nie wie, w jakiej kulturze żyjemy. Nieznalska o tym wie i z całą świadomością z tej kultury czerpie, co więcej — świadomie się narażając na oskarżenia o świętokradztwo i bluźnierstwo.

W dyskusji nt. Pasji jej obrońcy często odwołują się do prawa artysty do twórczych poszukiwań. Zgadzam się, że istnieje wolność tworzenia. Jednak wolność ta, jak każda inna, staje się zniewoleniem innych, gdy narusza ich dobra osobiste, godność czy uczucia. Wtedy każdy ma prawo zaprotestować czy wyrazić swoje zdanie. Mam prawo więc powiedzieć, że instalacja Doroty Nieznalskiej przekracza granice mojej religijnej wrażliwości. Naruszyła bowiem sferę, która jest dla mnie nienaruszalna. Instrumentalnie wykorzystała znak, który jest dla mnie święty — znak krzyża. Instrumentalnie, bo zmieniając jego znaczenie. Tego, co dla mnie święte, użyła w zaiste nieświętym celu.

Latem tego roku w Zielonej Górze można było obejrzeć przygotowaną przez studentów edukacji artystycznej Uniwersytetu Zielonogórskiego wystawę zatytułowaną Wystawa dla podróżnych, która pokazywana była w pomieszczeniach dawnej restauracji dworcowej. Znalazło się tam kilka prac nawiązujących do religijnej symboliki. Jedną z nich był cykl pt. Pan z wami składający się z trzech obrazów. Zaczerpnięte z eucharystycznej konsekracji słowa „Bierzcie i pijcie” oraz „Bierzcie i jedzcie” znalazły się na olejnych obrazach przedstawiających odpowiednio butelkę coca–coli i logo sieci restauracji McDonalds’a. Trzeci obraz, pokaźnych rozmiarów, był kompozycją 17 portretów utrzymanych w stylistyce pop–artu i nawiązujących do słynnej Marylin Monroe Andy’ego Warhola. Wśród przedstawionych postaci znaleźli się m.in. Wojciech Jaruzelski, Osama bin Laden, Jaser Arafat, Józef Stalin, Adolf Hitler, Fidel Castro, Władimir Putin czy George Bush. Pod każdym portretem widnieje napis „Pan z wami”.

Przyznaję, że ciekaw byłbym, jak to dzieło zinterpretowałby Marcin Cielecki. Zapewne byłoby to interesujące, co mówię bez cienia ironii. Mnie ten tryptyk dotknął. Oglądałem go — bo nie mógłbym go oglądać inaczej — jako ksiądz. Nawiązanie do Mszy św. narzucało się przecież samo. Wezwanie „Pan z wami” nie jest neutralnym wyrażeniem. To słowa objawiające obecność Chrystusa pośród zgromadzenia liturgicznego wypowiadane przez kapłana. W jakim celu autor włożył je w usta osób kojarzonych dość jednoznacznie z polityką, a także wojną i przemocą? Jakie znaczenie miało mieć kojarzenie słów konsekracji z fast foodem? (Skojarzyło mi się to ze sceną z filmu Hair, w której tabletki LSD rozdawane były jak komunia św.) Przeciwko czemu skierowane było ostrze krytyki autora? Przeciw totalitaryzmowi i popkulturze czy przeciw Eucharystii? A może przeciw nikomu? Może to miała być tylko taka gra skojarzeń, tym razem obliczona na efekt? Pozostawiam te pytania bez odpowiedzi. Jakiekolwiek bowiem by one były, w moim przekonaniu nie usprawiedliwiają takiego użycia religijnych cytatów.

Czy artysta ma obowiązek tę moją wrażliwość uszanować? Czy mam prawo stanowić granice religijnej i artystycznej wrażliwości, czy tylko może tego dokonywać gremium akademickich krytyków i recenzentów? Ja też — podobnie jak Cielecki — nie znam się na sztuce. Jak każdy jednak, znam się na własnej wrażliwości i wolno mi mieć taką, jaką mam. I każdy artysta sięgający po religijne znaki musi się liczyć z tym, że ci, dla których są one święte, może się poczuć dotknięty.

W obronie chrześcijaństwa

„Każde pisanie o tym, co wywołała Pasja, jest robieniem Nieznalskiej mimowolnej reklamy. Jeśli Nieznalska jest artystką, to za jakiś czas z pewnością zobaczymy jej kolejne dokonania” — pisze Cielecki. Swoim tekstem przyczyniłem się więc do spopularyzowania Nieznalskiej. Jednak wcale tego nie żałuję. Przyjrzałem się przynajmniej części tego, co zrobiła. I uważam — mówię to jako laik — że ma interesujące projekty i pomysły, jak choćby jej dość znana instalacja Modus operandi podejmująca problem gwałtu. Znam tę instalację jedynie ze zdjęć i opisów, ale w rzeczywistym odbiorze musi być wstrząsająca.

Nie wiem jednak, kiedy i jakie kolejne dokonania Nieznalskiej zobaczymy. 7 listopada miał się odbyć wernisaż jej następnej wystawy, tym razem w Koszalinie. Wystawa została odwołana po interwencji opinii publicznej. Zdaje się, że to gorsza kara dla artystki niż ta, którą zasądził sąd. Źle by było, gdy spoglądać na jej twórczość tylko z perspektywy tej jednej, nieszczęsnej Pasji. Źle się też stało, że osądzono jej dzieło, zanim ujrzało światło dzienne. Protestujący mieli zapewne szlachetne intencje. Chcieli bronić chrześcijaństwa przed — jak się spodziewali — kolejnym znieważeniem. W ten sposób jednak — i tu zgadzam się z Marcinem Cieleckim — chrześcijaństwa nie da się obronić. Co więc robić? „Nie karać — mówi abp Józef Życiński, odnosząc się do kazusu Nieznalskiej — ale dotrzeć (…) z przesłaniem, które obudzi wrażliwość sumienia”3. Mówiąc krótko — nie bać się, pozwolić tworzyć i rozmawiać, z Nieznalską i o Nieznalskiej, z wieloma innymi i o wielu innych. Tylko tak bowiem umacnia się wiara, gdy jest przekazywana. Co więcej, nie ma takiej sfery, której nie byłaby zdolna oświecić, bo w niej jest tylko jasność. I żadnego tabu.

1 Zob. Władysław Kopaliński, Słownik mitów i tradycji kultury, Warszawa 19914, s. 1163. 2 Jacqueline Freyssinet–Dominjon, L’image du religieux dans la publicité, w: Pierre Bréchon, Jean–Paul Willaime (red.), Médias et religions en miroir, Paris 2000, s. 61. 3 Skok w ciemność, rozmowa z abp. Józefem Życińskim, „Tygodnik Powszechny”, 24.08.2003, s. 9.

Tabu, czyli granice artystycznej wolności
ks. Andrzej Draguła

urodzony 5 stycznia 1966 r. w Lubsku – prezbiter diecezji zielonogórsko-gorzowskiej, doktor habilitowany teologii, profesor na Wydziale Teologicznym Uniwersytetu Szczecińskiego, kierownik Katedry Teologii Praktycznej w Instytucie Nauk Teologicznych US, członek Komitetu Nauk...

Produkt dodany do koszyka

Zobacz koszyk Kontynuuj zakupy

Polecane przez W drodze