Pisane na cmentarzu
Oferta specjalna -25%

Hewel. Wszystko jest ulotne oprócz Boga

3 opinie
Wyczyść

Cmentarze odwiedzamy w różny sposób i z różnych powodów. Niektórzy wpadają na cmentarz tak jak wpada się czasem do krewnych lub dobrych znajomych. Robią tak, bo na cmentarzu leżą szczątki kogoś im bardzo bliskiego. Wdowy rozmawiają ze swoim mężami, żaląc się na ciężkie czasy. Dzieci przychodzą, by poradzić się mądrego rodzica, którego nagle zabrakło w domu. Ktoś mógłby powiedzieć, że takie rozmawianie ze zmarłymi na cmentarzu to dziwactwo. Sądzę jednak, że ucinanie sobie pogawędki nad grobem oznacza, że cmentarz tak naprawdę należy do żywych, bo choć nie do końca chrześcijańskie napisy na nagrobkach często mówią o wiecznym śnie i martwym spokoju, to przecież wierzymy w świętych obcowanie, a nie w niezbadaną otchłań cieni. Są tacy, którzy lubią odwiedzać cmentarze, gdyż spacer po cmentarnych alejach wprowadza ich w mądrą zadumę i pomaga być lepszym. Gdy patrzymy na groby, może nam na przykład przyjść do głowy myśl, którą ksiądz poeta wyraził w wierszu: „śpieszmy się kochać ludzi, tak szybko odchodzą”. Nie brak też takich, dla których cmentarze są czymś przygnębiającym. Lękiem bowiem napawa ich nieuchronna perspektywa śmierci.

Założyciel jezuitów św. Ignacy z Loyoli radzi w swoich Ćwiczeniach duchownych wyobrazić sobie własną śmierć: np. leżę umierający w szpitalu na środkach przeciwbólowych. Można wówczas pytać: Czy zostawiłem swoje sprawy uporządkowane? Co chciałbym jeszcze naprawić, zrobić? Kto jest przy moim łóżku szpitalnym? Co w tym czasie umierania jest rzeczywiście ważne, a co okazuje się czymś błahym? Tego rodzaju ćwiczenie modlitewne nie służy nasycaniu się odorem śmierci, ale – wręcz przeciwnie – chodzi tutaj o to, by lepiej żyć, by dokonywać lepszych życiowych wyborów.

Zresztą od śmierci nikt z nas nie ucieknie. Prędzej czy później będziemy musieli się z nią skonfrontować. Filozofowie dochodzili w tej konfrontacji do różnych wniosków. Platon głosił, że śmierć jest wyzwoleniem duszy z klatki nędznego ciała. Zatem prawdziwe życie zaczyna się po śmierci. Krainą cieni jest życie doczesne, gdy tymczasem wyzwolona, czysta dusza ma dostęp do jasnych, prawdziwych idei. Epikur próbował uciec od śmierci, rozumując następująco: śmierci nie ma, ponieważ gdy my jesteśmy, to jej nie ma, a kiedy ona przychodzi, to nas nie ma. Problemem człowieka nie jest więc sama śmierć, ale cierpienie i umieranie. Poglądy Epikura są zapewne bliskie zwolennikom eutanazji. Katolicki teolog Karl Rahner wskazuje na podwójny charakter umierania. Z jednej strony jest to sytuacja, w której – jak się wydaje – człowiek niewiele może zrobić. Ciało i duch słabną: umieranie dotyczy całego człowieka. Z drugiej jednak strony śmierć to moment, w którym człowiek może dokonać najwyższego aktu wolności, a mianowicie opowiedzieć się ostatecznie za Tajemnicą wychylającą się z drugiej strony śmierci. Godzina unieruchomionych rąk i unieruchomionych nóg okazuje się godziną najwyższej ufności i powierzenia się: „W Twoje ręce oddaję ducha mego”.

Życie okazuje nam różne oblicza śmierci. Niekiedy śmierć jest czymś całkowicie zrozumiałym i naturalnym, wręcz wyczekiwanym. Kiedy wstąpiłem do nowicjatu, spotkałem tam blisko 90–letniego brata Nazaruka. Miał Panu Bogu trochę za złe, że inni, młodsi, umierają, a on wciąż musi się męczyć na tym łez padole. Pamiętam, że lubił, kiedy nowicjusze śpiewali mu „Niech aniołowie zabiorą cię do raju”. Wówczas pojękiwał radośnie, jakby ciesząc się z perspektywy własnego pogrzebu. Jego śmierć była spokojną śmiercią człowieka sytego lat. Nie zawsze jednak tak się dzieje. Śmierć bywa także okrutna i niezrozumiała. Kiedy umiera dziecko, młody człowiek, buntujemy się i trudno nam znaleźć słowa pocieszenia. Tajemnicą ludzkiego serca pozostaje to, że jednych takie tragiczne doświadczenie oddala od Boga, a innych – na odwrót – przybliża. Nie zapomnę świadectwa pewnego mężczyzny, który po stracie małego dziecka powiedział, że dopiero teraz otworzył się przed nim nieskończony świat nadprzyrodzonej chrześcijańskiej nadziei. Jest też śmierć, którą można by nazwać bohaterską. Śmierć za ojczyznę, w obronie innych – budzi ona smutek, ale jeszcze większy podziw i wdzięczność.

Ostatecznie każda śmierć jest inna, niepowtarzalna. Dobrze się stanie, jeśli będziemy mogli za samym mistrzem Mozartem powtórzyć: „Śmierć jest prawdziwym, ostatecznym celem naszego życia, dlatego od paru lat starałem się zapoznać z tą prawdziwą i najlepszą przyjaciółką człowieka; na tyle dobrze, że w jej postaci nie ma teraz dla mnie nic strasznego, wręcz przeciwnie, postać śmierci jest uspokajająca i pocieszająca”. Podobnie pisze Jan Paweł II w Liście do osób w podeszłym wieku: „głębokim pokojem napełnia mnie myśl o chwili, w której Bóg wezwie mnie do siebie – z życia do życia! Dlatego wypowiadam często – i bez najmniejszego odcienia smutku – modlitwę, którą kapłan odmawia po liturgii eucharystycznej: (…) w godzinie śmierci wezwij mnie i każ mi przyjść do Siebie”.

Zatem wybierzmy się na cmentarz, by zaprzyjaźnić się z naszą śmiercią. Wszak życie to sztuka umierania…

Pisane na cmentarzu
Dariusz Kowalczyk SJ

urodzony w 1963 r. – jezuita, profesor teologii, wykładowca teologii dogmatycznej, profesor Wydziału Teologii Papieskiego Uniwersytetu Gregoriańskiego w Rzymie. W latach 2003-2009 prowincjał Prowincji Wielkopolsko-Mazowieckiej Towarzystwa Jezusowego....

Produkt dodany do koszyka

Zobacz koszyk Kontynuuj zakupy

Polecane przez W drodze