Czytam książkę o jedzeniu. O tym, że jest najważniejsze na świecie. Ważne nie w ten banalny, wyświechtany sposób powtarzany przez poradniki wellness, ale w sposób filozoficzny, rozpisany na pięciuset stronach fascynujących analiz. Ich początek sięga debiutu homo erectus, a kończy się na przyszłości. Lepszej niż teraźniejszość, w której jedzenie jest jednym z najbardziej uwikłanych moralnie i niebezpiecznych zajęć.
Nie lubię chodzić do sklepów spożywczych. W tych małych, sieciowych, trudno znaleźć coś, co jest prawdziwym jedzeniem. Coś, co ma smak i składniki odżywcze i nie jest próżniowo zapakowaną pustką. W dużych sklepach wybór jest większy, ale tylko z pozoru. Awokado wygląda kusząco, ale gdzie i z jakim skutkiem wyrosło? Jaki ma ślad węglowy, ile wody na jego potrzeby zużyto? Ile wiosek przesiedlono, ile drzew wycięto? Można się nie przejmować, ale… nie, już nie można się nie przejmować. Rzeczywistość to siła, której nie sposób zaprzeczać bez końca. Idę więc wzdłuż alejek, pcham wózek i z każdym krokiem tracę apetyt. Na parówki i wędliny patrzę jak na zwłoki, inaczej nie umiem. Na rogaliki i bułeczki z czekoladą – jak na bomby tłuszczowo-cukrowe, których zadaniem jest dać szybki strzał przyjemności i uzależnić.
A ten pomidor? Czy jest pomidorem naprawdę, czy tylko upodobnił się do niego
Zostało Ci jeszcze 75% artykułuWykup dostęp do archiwum
- Dostęp do ponad 7000 artykułów
- Dostęp do wszystkich miesięczników starszych niż 6 miesięcy
- Nielimitowane czytanie na stronie www bez pobierania żadnych plików!
Oceń