Dlaczego? Biblijne podstawy katolicyzmu
Początek lata witałam w Toskanii, dokąd pojechałam między innymi po to, aby otworzyć wystawę w miejscowości Radda in Chianti.
Radda to ładne średniowieczne miasteczko, położone malowniczo na wzgórzu między dolinami rzek Arbia i Pesa.
Pierwsze wzmianki o tamtejszym zamku znajdziemy w dokumencie cesarza Ottona III z 1002 roku. W późniejszych wiekach zamek Radda wchodzi w posiadanie możnej feudalnej rodziny hrabiów Guidi, ale już od XIII wieku znajduje się, jak prawie całe terytorium Chianti, we władaniu Republiki Florenckiej.
Żeby bronić swych ziem, Florencja w XIV wieku tworzy Lega del Chianti, czyli ligę małych miasteczek, a Radda będzie jej stolicą. Herb ligi to czarny kogut na złotym tle, który na początku XX wieku stanie się symbolem winnego konsorcjum Chianti Classico.
Tuż za murami miasteczka znajduje się stary klasztor S. Maria in Prato, z ładnym romańskim kościółkiem (XI wiek), który został rozbudowany w XVII wieku, kiedy franciszkanie przyjęli cały budynek. Dzisiaj jest siedzibą Fundacji Ochrony Terytorium Chianti Classico, której jestem od roku prezesem.
***
Fundacja zorganizowała w klasztorze wystawę fotograficzną zatytułowaną Through Chinese Eyes. Będzie ją można zwiedzać przez całe lato. Trzej artyści z Chin: Li Yuxiang, Zhao Tongjie, Yang Dazhou, obfotografowali tę piękną krainę, która się rozciąga pomiędzy Florencją a Sieną. Widoki z tych dwóch miast stanowią ramy tego wyjątkowego pejzażu będącego dziełem idealnej syntezy między pracą ludzką a pięknem natury. Ta podróż fotograficzna jest absolutnie zachwycająca. Na pierwszy rzut oka widoki zatrzymane w obiektywie wydają się nam tradycyjne, powiedziałabym wręcz banalne. Jak z kiepskiej pocztówki: cyprysy, pagórki pokryte winnicami, słoneczniki, piwnice z beczkami itd., ale przyglądając się uważniej, można dostrzec ukryty detal, inne światło, nietypowe ujęcie znanego zabytku. Jest to stary świat oglądany nowymi oczyma.
***
Czytam wspomnienia wojenne mojej babci Elnyth – wywodzącej się ze szkockiej rodziny Arbuthnot, urodzonej i wychowanej we Florencji – która wyszła za mąż za mego dziadka Ferrante Capponiego, oficera marynarki wojennej Królestwa Włoch. Wspomnienia babci noszą znamienny tytuł Divided loyalties (Podzielona lojalność), dobrze oddający dramat osoby, która patrzy, jak jej dwie ojczyzny – Anglia i Włochy – walczą ze sobą. Zawieszenie broni, podpisane 8 września 1943 roku między włoskim rządem, kierowanym przez marszałka Badoglio, a siłami alianckimi, zapoczątkowało okres prawie rocznej hitlerowskiej okupacji.
Armia niemiecka wycofywała się powoli, w miarę jak oddziały alianckie posuwały się do przodu, od południa Półwyspu Apenińskiego. W nocy z 3 na 4 sierpnia 1944 roku wycofujące się oddziały hitlerowskie wysadziły w powietrze wszystkie mosty we Florencji oprócz Ponte Vecchio. Zniszczony został cały obszar śred- niowiecznego miasta przylegający do mostów, między innymi zachodnia część (bliżej Ponte Vecchio) Via de Bardi, ulicy, przy której znajduje się nasz rodzinny pałac.
Oto jak babcia opisała zniszczenie najstarszego mostu we Florencji, Ponte alle Grazie, zbudowanego w 1227 roku (most ten był starszy od Ponte Vecchio, który w obecnym kształcie został zbudowany w 1345 roku) przez ówczesnego podestę miasta Rubaconte da Mandello.
4 sierpnia
Zaczyna świtać, Ferrante twierdzi, że będzie lepiej, jeśli znowu zejdziemy do piwnicy, bo na pewno zaraz wysadzą Ponte alle Grazie. Do piwnicy dociera słabe, niebieskawe światło dzienne. Kładę się na materacu, gdy stary olbrzymi dzwon z Palazzo Vecchio wybija godzinę szóstą. Jest to jedyny pocieszający dźwięk w tej koszmarnej rzeczywistości. Nagle słychać przerażający huk, ktoś zaczyna krzyczeć, wszyscy go uciszają, bo histeria może być zaraźliwa i do tej pory udało nam się uniknąć podobnych scen. Myślimy, że mostu już nie ma, ale Ferrante, który od razu pędzi na piętro, żeby popatrzeć przez okno, wraca i twierdzi, że most jeszcze stoi, a nie widać żadnego niemieckiego żołnierza w pobliżu. Ziemia pode mną jakby się kurczy i podnosi, a ja czuję gwałtownie uderzenie w plecy. Słychać huk tysiąca huraganów i trzask rozbijającego się szkła z okien. Pałac nadal stoi, ale czy wytrzyma kolejny wybuch? Czuję, że zaraz nastąpi, i cieszę się, że moja matka i moje dzieci są bezpieczni w innej części miasta, żal mi tych, którzy zostali ze mną w domu. Myślę o tym, że mogłam lepiej wykorzystać czas, który był mi dany. Tak szybko minęło moje życie; wydaje mi się, że dopiero parę dni temu jako dziecko przechodziłam przez Ponte alle Grazie.
Kiedy przychodzi kolejny wybuch, kurz mnie oślepia i przydusza, boję się, że pałac runął nad naszymi głowami. W niepewnym świetle świtu wszystko wygląda strasznie groteskowo. Żyjemy, ale czujemy, że zaraz się udusimy. Bardzo powoli kurz się unosi i Ferrante woła: „Most Jegomości Rubaconte już nie istnieje …”. Wszystko skończone, my żyjemy, pałac stoi. Nie czujemy na razie żalu z powodu utraty najstarszego mostu florenckiego, dla nas znaczy to tylko, że koszmar okupacji minął i rzeka Arno dzieli nas już od ostatniego wycofującego się niemieckiego żołnierza.
Oceń