Wczoraj dopadła mnie jedna z nieuniknionych życiowych okoliczności – hurtowe biglowanie koszul (na śląskiej prowincji koszule prasują raczej goście z innych części Polski). Czynność ta zwykle prowadzi mnie albo do odmawiania koronki (w celu zagwarantowania dostatecznej dozy cierpliwości), albo do błądzenia myślami gdzie popadnie. Tym razem wypadł wariant drugi. I poleciało à la Proust – skojarzeniami aż do 1991 roku, kiedy to – dumny i blady – wkroczyłem w progi Wyższego Śląskiego Seminarium Duchownego. Magicznej przestrzeni wolnej od biglowania. Pamiętam, że brak dostępu do pralki i żelazka zdziwił jedynie jednego z kolegów – miał już ponad 30 lat i kawałek samodzielnego życia za sobą. Dla nas, „normalnej” reszty świeżo podbudowanej zdanym egzaminem dojrzałości, była to jak najbardziej naturalna kolej rzeczy – oto opuściliśmy przestrzeń profanum, by zajmować się sprawami wyższymi. Biglowanie symbolicznie przynależało do świata, który jakże wspaniałomyślnie raczyliśmy właśnie zostawić.
Uśmiechnąłem się do swoich myśli z odrobiną wyrozumiałego politowania, usiłując jednocześnie obrócić w niebyt fałdę, która złośliwie się zakradła na spodnią stronę rękawa. Wyznacznikiem świeck
Zostało Ci jeszcze 75% artykułuWykup dostęp do archiwum
- Dostęp do ponad 7000 artykułów
- Dostęp do wszystkich miesięczników starszych niż 6 miesięcy
- Nielimitowane czytanie na stronie www bez pobierania żadnych plików!
Oceń