Sezon na skandalistów
Oferta specjalna -25%

Ewangelia według św. Marka

0 opinie
Wyczyść

Co robić, kiedy jakiś przełamujący kolejne tabu „artysta inaczej” wsadzi krucyfiks do kubła z moczem i wystawi to coś na widok publiczny jako dzieło sztuki? Krew się w przyzwoitym człowieku burzy i chciałoby się w taki czy inny sposób dać wyraz swej niezgodzie na „artystyczną” bezczelną głupotę. Trzeba jednak pamiętać, że jakakolwiek ostra reakcja będzie na rękę owemu skandaliście. A to dlatego, że nie jest ważne, czy o skandaliście mówią dobrze, czy też źle; ważne jest, by mówili. Ponadto zawsze się znajdzie grupka znawców i dziennikarzy, którzy z marnego artysty zrobią nie tylko geniusza postnowoczesności, ale także męczennika ciemnoty i obskurantyzmu. W rezultacie skandalista będzie chodził w chwale, a jego szanse na wystawę w Berlinie lub w Paryżu znacznie wzrosną. Czyli nie protestować? No tak, ale czy można udawać, że nic się nie stało? Dobrego wyjścia nie ma i na tym właśnie polega przebiegłość skandalistów.

Co zrobić, kiedy jakiś duchowny rzuca – w atmosferze skandalu – kapłaństwo i przekreśla złożone śluby? Od odchodzącego księdza oczekiwałbym, że powie Kościołowi, współbraciom i wiernym kilka prostych, uczciwych słów: „Przepraszam, zaplątałem się i nie umiem inaczej…”, „Dziękuję”, „Nie myślcie o mnie źle”. Od Kościoła należy oczekiwać, że w duchu Ewangelii i zgodnie z obowiązującym prawem pomoże eksksiędzu uregulować – o ile to możliwe – swoje sprawy i rozpocząć godziwe życie w nowej sytuacji. Gorzej, jeśli ów ksiądz ogłasza światu, że nie ma za co przepraszać, bo nic się nie stało, dziękować też nie ma za co, bo wszelkie długi za darmową naukę w seminarium już spłacił, a co do myślenia, to raczej Kościół powinien go poprosić, aby nie myślał o nim źle. Jeszcze gorzej jest wówczas, gdy żywiące cześć dla wszelkiego rodzaju skandalistów media postanowią wypromować „eksa”, czyniąc z niego odważnego poszukiwacza wolności i prawdy skrywanej lub fałszowanej przez instytucję Kościoła.

Byłem swego czasu na 10–leciu jezuickiego gimnazjum i liceum w Gdyni. Piękna i dobra to szkoła, która zaistniała i rozwija się dzięki wysiłkowi i dobroczynności wielu ludzi. W pewnym momencie na uroczystości pojawiła się ekipa telewizyjna. Świetnie! – pomyślałem sobie – szkoła warta jest tego, by zwrócić na nią uwagę. Niestety! Dziennikarzom nie chodziło o jezuicką szkołę. Oni po prostu się dowiedzieli, że na uroczystości jest arcybiskup i chcieli zapytać go o najważniejszą – ich zdaniem – sprawę, a mianowicie o los prałata Jankowskiego. Trudno się dziwić ekipie telewizyjnej, skoro sam słyszałem, jak pewien człowiek zwany autorytetem przekonywał, że od tego, jak zostanie rozwiązana sprawa ks. Jankowskiego, zależy przyszłość Kościoła w Polsce. Biegali więc redaktorzy za Jankowskim i jego biskupem, sądząc zapewne, że wykuwają tym samym nowe oblicze polskiego katolicyzmu.

Irytuje mnie też moda na wałkowanie tematu pt. „Ojciec Dyrektor i Radio Maryja”. Rozumiem oczywiście, że skoro temat się sprzedaje (a sprzedaje się bardzo dobrze), to media chętnie go podejmują. Nie rozumiem jednak tych, którzy uważają, że Radio Maryja jest rzeczywiście głównym problemem Kościoła w Polsce. Ich zacietrzewienie jest dla mnie tak samo irracjonalne jak przekonanie niektórych fanów toruńskiej rozgłośni, że jest to jedyne polskie (nie tylko polskojęzyczne) medium, które mówi prawdę na każdy temat, od Trójcy Świętej poczynając, a na szczegółach budżetu państwa kończąc. Wygląda to tak, że tzw. liberałowie katoliccy straszą Radiem Maryja, a Radio Maryja straszy tzw. liberałami i w tym obopólnym straszeniu tworzą pewną symbiozę, gdyż potrzebni są sobie nawzajem, aby nie stracić poczucia misji dziejowej w walce ze złem. Mając na co dzień do czynienia z ludźmi, którzy nie biorą udziału w tym straszeniu, stawiam postulat, aby przykładać właściwą miarę do różnych rzeczywistości, które składają się na to, co nazywamy Kościołem. Tym bardziej, że nie widzę powodu, aby w Kościele nie stosować zasady: „Żyj i pozwól żyć innym”.

Na skandalistów najlepszą odtrutką jest zdrowe poczucie humoru. Tylko ono może sprawić, że nie damy się wciągnąć w jałowe spory, które skandalistów jedynie nobilitują. Poczucie humoru nie polega na traktowaniu wszystkiego w sposób niepoważny, ale jest cechą zaiste boską, która pozwala odróżnić tych, którzy mają rzeczywiście coś do powiedzenia i z którymi warto się spierać lub zgadzać, od szarlatanów ustawiających się zręcznie w świetle jupiterów. Zamiast dostawiać nowe jupitery, lepiej jest po prostu zgasić światło.

Sezon na skandalistów
Dariusz Kowalczyk SJ

urodzony w 1963 r. – jezuita, profesor teologii, wykładowca teologii dogmatycznej, profesor Wydziału Teologii Papieskiego Uniwersytetu Gregoriańskiego w Rzymie. W latach 2003-2009 prowincjał Prowincji Wielkopolsko-Mazowieckiej Towarzystwa Jezusowego....

Produkt dodany do koszyka

Zobacz koszyk Kontynuuj zakupy

Polecane przez W drodze