W ubiegłym semestrze prowadziłem na pewnej śląskiej uczelni zajęcia dotyczące duchowości chrześcijańskiej. Adresatami byli studenci różnych kierunków i lat, w ramach dohumanistycznienia się. Wykorzystałem tę sytuację do swoich niecnych celów i poprosiłem o napisanie prac na temat tego, które z idei związanych z duchowością postrzegają jako obumarłe. Zwykle mam do czynienia z „kościelnymi” studentami, więc była to nie lada gratka.
Jasne – z niecałych sześćdziesięciu prac nie da się wyciągnąć z naukową rzetelnością żadnych statystycznych prawidłowości. Ale na potrzeby felietonu powinno wystarczyć. Zwłaszcza że jeden temat powtarzał się znacznie częściej od innych. Asceza. Wyraz ten rzucał mi się w oczy z nagłówków i pierwszych zdań tekstów, pobudzając moją ciekawość. Co właściwie w ascezie, albo jakie jej rozumienie, postrzegają jako martwe?
Pierwsza prawidłowość występująca w odpowiedziach, a warta wspomnienia, to wskazanie na martwotę idei ascezy jako czegoś, co kojarzy się głównie z pogardą dla ciała, nieumiejętnością pozytywnego spojrzenia na materię. Moi studenci ascezę postrzegali jako martwą, bo opartą na błędnych, dualistycznych
Zostało Ci jeszcze 75% artykułuWykup dostęp do archiwum
- Dostęp do ponad 7000 artykułów
- Dostęp do wszystkich miesięczników starszych niż 6 miesięcy
- Nielimitowane czytanie na stronie www bez pobierania żadnych plików!
Oceń