Słuchanie na modlitwie
Chcę, abyś był, Tomáš Halík, przeł. Andrzej Babuchowski, Znak, Kraków, s. 256
Coraz trudniej pisać o książkach Tomáša Halíka – z tytułu na tytuł są coraz lepsze. Poruszane w nich tematy zmierzają w głąb problemu, rozmach filozoficzny i religijny jest wciąż mocno osadzony w konkrecie życia. Próba zacytowania najciekawszych fragmentów jest karkołomna: tu ołówek podkreśla niemal co drugie zdanie, fiszki i marginesy pokrywają się spontanicznie uwagami czytelnika. Wymyśliłem nawet „prawo Halíka”: im trudniej pisać o jego książkach, tym lepiej się je czyta. Gdy rozpocząłem lekturę Chcę, abyś był, pomyślałem, że tym razem mu się nie uda. Pisać o miłości? O przykazaniach miłości Boga i bliźniego? Tego nie da się napisać przekonująco bez popadnięcia w religijny kicz. I wiecie co? Znowu mu się udało.
Chcę, abyś był jest w pewnym sensie książką, która musiała powstać. Po tytułach o wierze i nadziei (Teatr dla aniołów, Drzewo ma jeszcze nadzieję) pojawia się kolejny, tworząc na półce ciekawą trylogię. Sam autor podkreśla raczej związki z inną książką, a mianowicie Cierpliwością wobec Boga. Świadczy to tylko o jednym: powracają te same, odwieczne i nigdy niewyczerpane problemy. Te, które nigdy się nie nudzą. Za przewodników w wierze znów będziemy mieli Nietzschego oraz Eckharta, a Halík stanie po stronie nas – trochę wierzących, trochę niewierzących. W Chcę, abyś był jednym z ciekawszych fragmentów jest ten:
Wiara, która sądzi, że nie potrzebuje już płomienia tęsknoty, jest trupio zimna; jeśli uważa, że nie potrzebuje już wyruszać w dalszą drogę poszukiwania i pytania, jest dotknięta paraliżem. Jeśli przekonanie religijne nie zawiera owego żarliwego przytaknięcia, jeśli owo „wiem, że jesteś” nie jest już ożywione pragnieniem miłości, owym „chcę, abyś był”, to wiara zamienia się w ideologię. Traci w ten sposób swój niepowtarzalny korzenno-słony smak, do niczego już się nie nadaje, tylko do wyrzucenia i podeptania przez ludzi. A ludzie to często i chętnie (słusznie!) czynią.
Miłość Boga
Nasza relacja do Boga zawiera się w zawieszeniu głosu, w uniesieniu wzroku aż do nieba. Jeśli ma być szczera – nie może uniknąć pytań. Stawiamy Bogu pytania, bo wierzymy, że odpowie. Pytanie najtrudniejsze: o przyczynę zła i śmierć niewinnych, o przebaczenie i szczęście. Halík pisze, że „istnieją pytania tak dobre, że szkoda je kalać odpowiedziami”. Muszą trwać, rezonować w przestrzeni między Ty i ja. Zaskakuje autor, gdy stwierdza, że nie należy się spieszyć z odpowiedziami, ponieważ można zagłuszyć Boga. To kolejna, z książki na książkę zauważalna coraz bardziej, cecha czeskiego księdza. Coraz mniej u niego uniwersyteckiej filozofii, a coraz więcej wprowadzenia w medytację, w życie wewnętrzne. Halík, pisząc o miłości chrześcijańskiej, odwołuje się do „dwóch słów” Boga.
Droga człowieka wierzącego przebiega między pierwszym i drugim słowem Boga. Dla Halíka owym pierwszym słowem Boga jest okrzyk rozpoczynający XX wiek: Bóg umarł. Przez całe stulecie zgłębialiśmy znaczenie wycofania się, ukrycia się Boga. Tak, czas temu sprzyjał. Okrzyk Nietzschego „Bóg umarł” Halík traktuje jako mowę prorocką. To zdanie jest tak potężne, tak błyszczące, że nie sposób nie zostać nim dotkniętym. W różny sposób, podczas życiowych zawirowań, doświadczaliśmy mocy pierwszego zdania Boga. Stwórca nie mówi wiele, On mówi wszystko. Wypowiada się cały. „Jestem, Który Jestem”. Bóg wypowiada Słowo, ale nie krzyczy. Nie zagłusza, ale trwa. Słowo, przez które świat się stał, wciąż brzmi. Ono nie zamilkło, nie skończyło się; świat stwarzany jest niejako każdego dnia. Bóg jest niezmienny, nieustannie wypowiada swoje Słowo. Jan od Krzyża w odpowiedzi na pragnienia dodatkowych objawień, dodatkowych słów, pisze:
Mógłby wtedy Bóg powiedzieć: Wszystko już powiedziałem przez Słowo, będące moim Synem, i nie mam już innego słowa. Czyż mogę ci więcej odpowiedzieć albo objawić coś więcej ponad to? Na Niego więc zwróć swoje oczy, gdyż w Nim złożyłem wszystkie słowa objawienia. Odnajdziesz w Nim o wiele więcej niż to, czego pragniesz i o co prosisz. Prosisz bowiem o słowo czy objawienie częściowe, jeśli zaś na Niego spojrzysz, znajdziesz wszystko w pełni. On jest całą moją mową, odpowiedzią, całym widzeniem i objawieniem.
Żadna epoka nie jest ani dalej, ani bliżej Niego. Bóg nie milknie po żadnej z Golgot wieku. To raczej człowiek się zmienia. W sytuacjach granicznych dla życia swego i bliskich dopomina się o interwencję – odpowiedź – Boga. Żąda odpowiedzi szybkiej, łatwej. Nieraz wyręczamy Boga: sami udzielamy gładkich odpowiedzi, paradoksalnie – nie dopuszczamy do głosu Jego milczenia. Im bardziej chcemy przegadać Boga, tym bardziej Bóg milczy. Stwórca nie daje łatwych, natychmiastowych odpowiedzi. Albo inaczej: On już dawno udzielił odpowiedzi. Na zło odpowiedzią nie jest dobro, ale świętość. On sam. Milczenie jest także odpowiedzią.
Miłość bliźniego
W pewnym sensie można powiedzieć, że Bóg jest jednym słowem, ale wypowiedzianym wielokrotnie (na różne sposoby). Chwile zrozumienia i otępienia następują po sobie, godziny spędzone na górze Tabor i godziny w Getsemani się przenikają. Wiara nie żyje jedynie w światłach Taboru i wielkanocnym „alleluja!”; zna również milczenie i pytanie krzyża. Jeśli Bóg umarł, to zmartwychwstanie Jezusa jest owym zdaniem drugim. Przez pierwsze słowo możesz zajrzeć wprost w życie Boga. To wiara, to miłość. Gdy Bóg się ukrywa, odnajdujesz Go, patrząc w twarz drugiego człowieka. Drugim słowem Boga jest przykazanie miłości bliźniego. Jezus, zapytany o to, które przykazanie jest największe, wypowiada je oba niemal jednym tchem (Łk 10,27).
Bóg, jak przekonuje Tomáš Halík, nie jest naprzeciwko nas, jest wewnątrz nas na podobieństwo oddechu. Wiara to koan, buddyjska zagadka, której nie można rozwiązać. Gdy będziemy praktykować tę zagadkę, przeżuwać słowo Boże, rozmyślać nad wiarą, po pewnym czasie stanie się to, o czym mówią mistycy: problem nie zniknie, ale stanie się oddechem. Na wiele pytań wciąż nie ma odpowiedzi. Mają swój smak i swój ciężar. Mają również wpisane w siebie oczekiwanie na odpowiedź.
Odpowiedzialność za wiarę
Wielkie prawdy religijne zamienione w reklamowe slogany, przekształcają się w pobożny kicz. „Bóg cię kocha”, „Jezus jest odpowiedzią” – nie mogą być rozrzucane swobodnie to tu, to tam. Halík zwraca uwagę, że owe prawdy naszej wiary „spływają pewnemu rodzajowi ludzi zbyt prędko i łatwo z ust, powiedziałbym nawet: cuchną z ust”. Miłość do bliźniego to również odpowiedzialność za swoją wiarę. Nie triumfującą, ale współczującą i wsłuchującą się w głos drugiego. I choć mam poczucie, że owo „drugie zdanie” jest nieco słabiej przedstawione na kartach książki, to nie sposób nie wynotować kilku cennych myśli. Jak choćby tej, o nadstawianiu drugiego policzka. Czeski ksiądz pisze: „Człowiek może nadstawić jedynie swój policzek, jeśli istnieje nadzieja, że w ten sposób zatrzyma zło, ale nie policzek drugich; ich musi bronić, za nich bierze odpowiedzialność”. W innym zaś miejscu stwierdza, że mamy przebaczać, ale nie mamy mieć dziurawej pamięci. Natomiast zblazowanej i posuniętej do granic tolerancji należy przeciwstawić prawdę. Nie są to wskazówki łatwe, przeciwnie: wczytuję się w nie, zdając sobie sprawę, że ich zastosowanie wymaga nie powierzchownego chrześcijaństwa, ale właśnie pracy wewnętrznej.
Nie bój się kochać
Skoro Chcę, abyś był dotyczy miłości, to nie sposób pominąć jej przeciwieństwa: lęku. We fragmentach dotyczących strachu Halík daje się poznać raz jeszcze jako uważny socjolog, ale też jako wytrawny obserwator znaków obecnego czasu. „Mam wrażenie – pisze autor – że zanik »bojaźni Bożej« otwiera coraz większą przestrzeń dla lęku i trwogi, i to zarówno w sferze świeckiej, jak i w nowożytnej formie religii: często jest to lęk nieuświadomiony i tłumiony”. Wniosek jest zaskakujący: im mniej bojaźni Bożej, tym więcej lęku w życiu. Potwierdzałoby to wzrost zainteresowania demonologią, opętaniami oraz większą liczbą zgłaszających się do egzorcystów. Raz jeszcze okazuje się, ale nie jest to żaden triumfalizm, że Bóg stanowi podstawę człowieczeństwa. Im bardziej człowiek staje się nieludzki, tym bardziej swoje człowieczeństwo odnajduje w Bogu.
Okrzyk Nietzschego „Bóg umarł” został potraktowany przez chrześcijaństwo na serio. Po ponad stu latach zaczynamy się wyzwalać z teologii śmierci na rzecz teologii zmartwychwstania. Idąc za „prorokiem” Nietzschem, możemy pytać: Jaki Bóg umarł? Halík zaszczepia w czytelniku nadzieję, że odszedł bóg banalny, bóg nowożytności. To w dużej mierze jest pytanie dotyczące naszego życia religijnego: czy przynależy ono do boga banalnego, czy do Boga żywego?
Oceń