Pierwszy i Drugi List do Tesaloniczan
Prorok widzi to, co jest dostępne każdemu człowiekowi. Ale podczas gdy dla każdego kwitnący migdałowiec zapowiadał zbliżającą się wiosnę, Jeremiasz widział w nim znak, że Pan czuwa nad Swoim słowem.
Dominik Jarczewski OP: Kim jest prorok?
ks. prof. Wojciech Pikor: To trudne pytanie, gdyż nie ma jednego modelu proroka. Każdy jest inny i musi być postrzegany oddzielnie. Jeśli chodzi o Biblię, nie można proroka zamykać w kategoriach osoby, która przepowiada przyszłość.
A tak z reguły myślimy o prorokach…
I jest to o tyle uzasadnione, że w języku greckim termin prophetes jest wieloznaczny. Wszystko zależy od tego jak interpretować przedrostek „pro”. Jeśli potraktujemy go jako odniesienie do przyszłości („pro” jako „wpierw”), to prorok rzeczywiście będzie kimś, kto o tej przyszłości mówi. Ale można też przetłumaczyć, że jest to osoba, która mówi „w miejsce” kogoś lub „wobec” kogoś – i tu jesteśmy bliżej biblijnego rozumienia proroctwa. Prorok to jest ktoś, kto przekazuje słowo Boże. A dokładniej: to człowiek, który przyjmuje słowo Boże, sam jest jego słuchaczem i przez jego pryzmat patrzy na rzeczywistość. Bardzo często interesuje go nie tyle przyszłość, co przeszłość, z której wyciąga wnioski odnoszące się do tego, co dziś należy czynić.
W tym sensie właściwie każdy chrześcijanin powinien być prorokiem.
Na mocy chrztu każdy chrześcijanin ma udział w prorockim urzędzie Jezusa. Każdy zatem jest powołany do bycia prorokiem. Szczególnie, jeśli uwzględnimy, że zanim prorok zacznie mówić, musi to słowo przyjąć. W Piśmie Świętym mamy relacje o powołaniu prorockim, podczas którego prorok karmi się słowem. Bóg wkłada Jeremiaszowi w usta słowa (Jr 1,9), a Ezechiel wręcz spożywa zwój otrzymany od Boga (Ez 2,8–3,3). Każdy z nas jest zaproszony do wejścia w postawę proroka, czyli postawę słuchania. Mam pozwolić, żeby to słowo weszło we mnie i stało się jedno ze mną. W pewnym momencie to bowiem słowo decyduje o tym, kiedy prorok będzie mówił. W 20 rozdziale Księgi Jeremiasza pojawia się kapitalna scena, kiedy prorok walczy ze słowem. Jest ono w jego wnętrzu jak ogień, a Jeremiasz nie jest w stanie tego ognia stłumić.
To na ile prorok jest wolny w swoim działaniu?
Trzeba by najpierw zapytać, czym jest wolność. Czy wolność polega na robieniu tego, co się chce? Czy też wolność to postawa człowieka, który troszczy się o jakieś dobro. W tym drugim sensie prorok jest wolny – nie tylko troszczy się, ale wręcz walczy o dobro, narażając swoje życie. Nie zapominajmy też, że prorok może to słowo odrzucić. Nie zawsze jest posłuszny.
Mamy takie przykłady?
Mamy. Przede wszystkim proroka Jonasza, człowieka, który otrzymuje polecenie, by pójść do Niniwy, a on nie chce tego zrobić. Idzie w drugą stronę – do Tarszisz, na krańce ówczesnego świata. Ta księga bardzo dobrze pokazuje, że prorok otrzymawszy słowo, nie powtarza go w dosłowny sposób. On przyjmuje, słucha i dopiero na kanwie tego słowa, w konfrontacji z rzeczywistością, konstruuje swoje orędzie. W przypadku Jonasza mamy do czynienia z osobliwą, karykaturalną wręcz sytuacją, kiedy prorok cały czas stara się, żeby Pan Bóg dostosował się do jego wyobrażenia, jakim powinien być Bogiem. Dla Jonasza ma być Tym, który karze za zło. Dlatego Jonasz oczekuje śmierci jako kary za swoje nieposłuszeństwo. A Bóg okazuje się Kimś innym.
Jak odróżnić proroka prawdziwego od fałszywego?
Nie ma jednoznacznych kryteriów, które pozwoliłyby już w momencie wypowiadania proroctwa ocenić jego wiarygodność. Każdy może przecież powiedzieć, że Bóg do niego przemówił, i nie da się tego sprawdzić. Najczęściej odpowiedź przychodzi po jakimś czasie. Księga Powtórzonego Prawa jako kryterium wiarygodności proroka uznaje spełnienie się proroctwa (Pwt 18,21–22). Innym kryterium jest spójność jego życia. Jeremiasz na przykład będzie często zarzucał swoim adwersarzom, którzy mienią się prorokami, że ich życie moralne jest pełne dwuznaczności.
Czyli świadectwo życia…
Zgodność słów z czynami. Jako kryterium można również wskazywać na treść. Prawdziwy prorok będzie wzywał do nawrócenia, wypowiadał słowo, które człowiekiem wstrząśnie i poruszy. Natomiast fałszywi prorocy będą utwierdzać przewrotnego człowieka w jego postępowaniu, będą zgadzać się na jego niesprawiedliwe postępowanie. Za jeszcze inne kryterium można przyjąć dobro wspólnoty.
To dobro jednak można bardzo różnie rozumieć…
Tak. Znów oceniamy po owocach. Ostatecznie więc mamy kilka kryteriów, ale nie są one nigdy wystarczające. Kiedyś jeden z biblistów, o. Pietro Bovati SJ, emerytowany profesor Biblicum, napisał, że tylko prawdziwy prorok rozpozna drugiego proroka. Tylko osobiste doświadczenie przyjęcia słowa, głoszenia go i życia nim pozwala rozeznać. To tak jak z siostrą Faustyną i jej spowiednikiem księdzem Michałem Sopoćką. W jaki sposób rozeznał, że jej objawienie było prawdziwe? Po prostu sam żył wiarą i słuchał słowa Bożego.
A jeśli słowo się nie spełnia?
To jest pytanie o to, jak oceniać skuteczność słowa. Czy chodzi o to, by spełniło się ono w stu procentach? Czy może ta skuteczność polega na czymś innym? Pierwsza opcja uderza w wolność Boga, który byłby związany proroctwem. Poza tym milcząco zakłada się, że słowa proroka stanowią stenogram wypowiedzi Boga.
A tak nie jest?
Nie jest! Przecież prorok słucha, próbuje to słowo zrozumieć, odnieść je do życia słuchaczy. W tym słowie Bożym jest wiele elementów ludzkich – i to nie tylko od strony literackiej, ale i w treści. Ile we wspomnianym proroctwie Jonasza jest jego własnych emocji, nastawienia do mieszkańców Niniwy! Mamy też proroctwa, które na pierwszy rzut oka się nie zrealizowały. Na przykład Ezechiel zapowiada upadek Tyru. Gdyby patrzeć z perspektywy czasów proroka, to Babilonia wcale nie zdobyła Tyru. Ale 200 lat później Aleksander Wielki tego dokonał.
Czyli Bóg objawił Ezechielowi, że Tyr upadnie, a prorok dopowiedział sobie, że pod naporem ówczesnego imperium – Babilonii?
Możliwe. To wszystko jednak odwodzi nas od właściwego rozumienia celu proroctwa. Nie chodzi w nim bowiem o zaspokojenie czyjejś ciekawości, ale doprowadzenie słuchaczy do decyzji wobec Boga: na tak lub na nie. Chodzi o to, żeby słuchacze wyszli z iluzji o samych sobie. W podobny sposób możemy patrzeć na powołanie Izajasza, który słyszy: „Zatwardź serce tego ludu, znieczul jego uszy, zaślep jego oczy, iżby oczami nie widział ani uszami nie słyszał”. Czy to prorok ma ich zamknąć na słowo Boże? Czy może raczej ma im uprzytomnić, że nie słuchają Boga?
Ale jeśli weźmiemy pod uwagę zadanie, którego się podejmują, to mają dość dziwną taktykę – powołują się na wizje senne, używają symboli – tak jakby chcieli, żeby nikt ich nie zrozumiał.
Zakładają, że słuchacze są inteligentni. To jest pytanie, czy rzeczywiście te teksty są aż tak zagadkowe, jak nam się dziś wydaje. Patrząc na reakcję słuchaczy, na ich opór, a nieraz przemoc względem proroka, musieli doskonale wiedzieć, o czym do nich mówi.
Czyli to kwestia różnic kulturowych?
To prawda, żyjemy w innej kulturze, ale byłbym ostrożny ze zbyt pochopnym spychaniem proroków do przeszłości. Od strony komunikacji można nawet powiedzieć, że oni są bardzo na czasie. Prorocy wiedzieli, że do człowieka można trafić nie tylko poprzez słowo, ale też przez obraz, przez działanie. W swoich opowiadaniach bardzo często posługiwali się formą, która wymagała od słuchaczy, by wczuli się w sytuację bohaterów, żeby opowiedzieli się za lub przeciw temu, co słyszeli, i żeby dopisali – swoim życiem – zakończenie historii. Taki Ezechiel na przykład to człowiek żywego słowa, teatru…
Performance’u?
Coś w tym jest. Prorocy bardzo często wykonują pewne czynności symboliczne, których ludzie nie rozumieją i zaciekawieni pytają, co one znaczą. Ezechiel na przykład przez 390 dni leży na jednym boku i 40 dni na drugim, a Izajasz zaczyna chodzić nago po Jerozolimie.
Ekstrawagancja?
Albo retoryka.
Albo… choroba psychiczna?
Prorokiem, którego stan zdrowia najczęściej kwestionowano, jest Ezechiel. Rzeczywiście ma to pewne uzasadnienie. Jeżeli prorok przez siedem dni po swoim powołaniu pozostaje w stanie odrętwienia, to mogłoby to wskazywać na katatonię, afazję czy cyklofrenię. Niektórzy jednak poszli o wiele dalej i na przykład amerykański biblista David Halperin uważał, bazując na psychoanalizie, że Ezechiel był w dzieciństwie ofiarą gwałtu i cierpiał na kompleks Edypa, co ma tłumaczyć obrazy przemocy wobec kobiet, pojawiające się jako metafora relacji między Jahwe a Izraelem. Moim zdaniem, próby diagnozowania kogoś po śmierci są mało wiarygodne. Przecież rzetelna diagnoza domaga się szerszego wywiadu. Kiedyś jednak poprosiłem nieżyjącego już psychiatrę dr. Rajmunda Szmindę, dyrektora Szpitala Psychiatrycznego w Starogardzie Gdańskim, aby przeanalizował teksty Ezechiela. Stwierdził on, że ich autor to osoba jak najbardziej zdrowa psychicznie. Obrazy mogą szokować, są surrealistyczne, ale ani na moment nie odbiegają od głównego wątku, nie ma w nich sprzeczności, zagubienia się, co ma miejsce w przypadku osób chorych psychicznie.
Na ile, w takim razie, prorok jest świadomy tego, co mówi? W Biblii pojawiają się opisy uniesień prorockich, stanów ekstatycznych…
Rzeczywiście coś takiego pojawia się w Pierwszej Księdze Samuela, mamy też proroków Baala, którzy nacinają sobie skórę i wpadają w trans pod wpływem muzyki. Jeśli dodać jedno do drugiego i dołączyć wątpliwej jakości psychologię, to nic tylko zgodzić się z Dodą, że prorocy to byli ludzie, którzy palili zioło i opowiadali jakieś niestworzone rzeczy. Proszę jednak zauważyć, że doświadczenie prorockie to jedno, a sytuacja przemawiania do ludu to już coś innego. Nie ma w Biblii takiej sceny, żeby prorok w momencie przeżywania wizji od razu ją wypowiadał. Ezechiel, na przykład, dwukrotnie opisuje swoją wizję Chwały Jahwe i za każdym razem jest ona coraz bardziej spójna. Prorok przeżył coś, czego do końca nie rozumiał. Najpierw więc sam próbował to nazwać i sobie uporządkować, a dopiero potem przekazywał to innym.
To doświadczenie uniesienia czy wizji jest o wiele bardziej racjonalne, niż nam się wydaje. Bardzo często prorok widzi to, co jest dostępne każdemu człowiekowi. W scenie powołania Bóg pyta Jeremiasza, co widzi, a on odpowiada, że widzi gałązkę drzewa czuwającego, czyli migdałowca. Czy tylko on ją widział? Nie. Ale gdy dla każdej innej osoby kwitnący migdałowiec był znakiem zbliżającej się wiosny, dla Jeremiasza był znakiem, że Pan czuwa nad swoim słowem. Podobnie jest w przypowieści Jezusa o sądzie ostatecznym. Wszyscy ludzie widzą bezdomnego, głodnego, ubogiego, więźnia, ale tylko nieliczni dostrzegają w takiej osobie Jezusa. Na czym zatem polega proroctwo? To głębsze spojrzenie na rzeczywistość – oczami Boga.
Prorok zawsze rozumie to, o czym mówi?
To znaczy?
Czy Izajasz znał tożsamość zapowiadanego Emmanuela?
Proroctwo o Emmanuelu pojawia się w 7 rozdziale Księgi Izajasza. Podobna postać potomka królewskiego występuje w kolejnych rozdziałach. Widać z tego, że sam Izajasz próbował określić, kim będzie przyszły potomek. Szukał też w swoim otoczeniu kogoś, kto spełniłby kryteria odpowiadające temu proroctwu. I co ciekawe, im bardziej próbował zrozumieć, tym bardziej wybiegał w przyszłość, porzucał kategorie swojej epoki. Podobnie jest z proroctwem o cierpiącym Słudze Jahwe. W różny sposób próbowano identyfikować Go z którąś z historycznych postaci Starego Testamentu, ale im głębiej wczytać się w ten tekst, tym bardziej widać, że nie istnieje taka osoba, że z perspektywy proroka są to słowa, które dopiero czekają na swoje wypełnienie,
są przedmiotem nadziei.
Są jednak i takie proroctwa, które raczej nie krzepią. Jak rozumieć dzień Pański?
Pierwsze skojarzenia na pewno nie są pozytywne. Gdzieś w uszach brzmi nam jeszcze średniowieczna sekwencja Dies Irae, opisująca serię katastrof.
Nic dziwnego, że boimy się końca świata. Kto by się pchał ku zagładzie?
A tymczasem w Piśmie Świętym na pierwszym miejscu jest idea wybawienia.
Wybawienia? Prorok Amos mówi przecież: Biada oczekujacym dnia Pańskiego… On jest ciemnością, a nie światłem (Am 5,18).
Tak, ponieważ jego współcześni uważali, że jako członkowie narodu wybranego zostaną automatycznie zbawieni – niezależnie od tego, jak postępują. Dlatego prorok odpowiada: Jeśli tak postępujecie, to powinniście się raczej lękać dnia Pańskiego.
Zbawienie, o którym mowa, dotyczy czasów ostatecznych czy jeszcze doczesnych?
Ta idea ewoluuje. W punkcie wyjścia mamy nawiązanie do nowego exodusu, do potwierdzenia i powtórzenia przymierza na Synaju. Kolejni prorocy mówią już o odrodzeniu świata, zbawieniu Izraela. Natomiast dopiero prorocy powygnaniowi, jak Malachiasz, będą coraz bardziej skłaniać się ku opisowi, który wykracza poza kategorie doczesne. Nawet jednak u nich wszystko jest mocno zakorzenione w teraźniejszości. Punktem wyjścia jest bowiem pytanie o Bożą sprawiedliwość w świecie, który coraz bardziej staje się światem oddalającym się od Bożych ideałów.
Taki świat trzeba ukarać?
Ukarać? A może odnowić? W Księdze Sofoniasza, prezentującej najbardziej dramatycznie wydarzenia Dnia Jahwe, Bóg zapowiada, że rozleje swoje wody na powierzchnię ziemi (1,2). To nawiązanie do historii o potopie. Oczywiście możemy o tej historii myśleć jako o zagładzie, ale przecież to jest też historia ocalenia Noego i nowego stworzenia. Wszystko zależy od interpretacji.
Po której stronie się opowiemy?
Właśnie! Podobnie jest z obrazami ognia i ciemności.
Budzą przerażenie…
A przecież Sofoniasz odwołuje się do Księgi Wyjścia i zawarcia przymierza na Synaju. Objawieniu Boga na Synaju towarzyszył właśnie obłok ciemności i ogień. Co zatem zapowiada prorok? Nowe przymierze. Bóg walczy o swój lud, nie pozwala mu zginąć. W pismach prorockich co jakiś czas mowa jest o gniewie Bożym. Czy gniew Boży to gniew przeciw człowiekowi? Nie. To wyraz sprzeciwu Boga wobec drogi samozagłady, którą wybrał Jego lud. Stąd ostrzeżenie: Nawróćcie się! A jednocześnie obietnica dla wszystkich sprawiedliwych, że dzień Pański będzie dla nich dniem wybawienia.
Proroctwa dotyczą teraźniejszości czy przyszłości?
Na pierwszym miejscu dotyczą teraźniejszości. Są słowami skierowanymi do ludzi żyjących w konkretnym czasie i miejscu. To oni mają się nawrócić – nie ich potomkowie.
Jednak wypełnienie proroctwa może już należeć do czasów potomków.
Ludzie zawsze będą mogli powiedzieć, tak jak Ezechielowi: „Widzenie, jakie on ma, odnosi się do dni bardzo odległych. Prorokuje o dalekiej przyszłości” (Ez 12,27). Niezależnie od tego, kiedy nastąpi wypełnienie, samo słowo dotyka teraźniejszości. Cierpiący Sługa Jahwe poniesie śmierć w przyszłości, ale powodem tego będą winy i grzechy słuchaczy Izajasza. A to z kolei prowadzi do pytania, jaką w związku z tym mają zająć postawę już dziś.
Czyli to słowo już dziś ma szansę zacząć działać?
I działa! Współcześni egzegeci wyróżniają w Księdze Izajasza trzy części, które powstały w różnym czasie i miały różnych autorów…
Taka szkoła Izajasza?
Tak. Ale co to nam pokazuje? Że to słowo nie traciło na aktualności, że było wciąż odczytywane na nowo, poszerzane, że wciąż znajdowało nowych słuchaczy.
Czy w kontekście tego, co ksiądz powiedział, prorocy spełnili swoją misję czy nie? Przecież Jeremiasza do końca nikt nie słuchał.
Po ludzku Jeremiasz poniósł klęskę. I w życiu osobistym, i w życiu społecznym. Ale to, że dzisiaj czytamy jego księgę, to jest pewien sukces. Bo jego słowo nie przepadło, wciąż mówi…
Chociaż jego współcześni się nie nawrócili…
Czy aby na pewno? Przecież Jeremiasz sam nie spisał swojej księgi. Rozdział 36 wspomina Barucha, ale z kontekstu można wyczytać, że takich uczniów było całkiem sporo. Nawet król Sedecjasz, który był przeciwnikiem politycznym Jeremiasza, rozmawiał z nim w więzieniu. Wspierał go Godoliasz, wspierała rodzina Szafana na dworze. W rozdziale 26 opisany jest proces proroka i znajdują się tam osoby, które w jego obronie przywołują precedens sprzed stu lat.
Sprzyjają, ale czy się nawracają?
Skoro o nawróceniu mowa, to łatwo zapomnieć, że pierwszą osobą, która ma się nawrócić, jest sam prorok. Przypadek Jeremiasza jest o tyle ciekawy, że on walczy ze słowem Bożym. W 15 rozdziale mówi, że Pan stał się dla niego zwodniczym strumieniem. Poszedł za słowem Boga niczym za wyschniętym korytem rzeki na pustyni, licząc, że dojdzie do źródła. Tymczasem pozostaje sam na środku pustyni i umiera. Jeremiasz mówi do Boga: Jesteś dla mnie źródłem śmierci, a Bóg mu odpowiada: Jeśli wrócisz do Mnie, staniesz się na powrót moimi ustami, będziesz żył. Co tak naprawdę prorok odkrywa? Że tym pierwszym nawracającym się jest Pan Bóg.
Niezmienny Pan Bóg się nawraca?!
Zajrzyjmy do Księgi Ozeasza. W rozdziale 11 Izrael zostaje przedstawiony jako Boży syn, który doświadcza wciąż nowych aktów dobrodziejstwa od Boga, odpowiada jednak na nie buntem. Wedle wszelkiej logiki Bóg powinien go ukarać. I w tym momencie Bóg mówi: „Moje serce zwraca się przeciwko Mnie” (Oz 11,8). Bóg walczy sam ze sobą! Ukarać czy okazać miłosierdzie? Ostatecznie mówi: „Bogiem jestem, nie człowiekiem” i wybacza. Podobnie jest z małżeństwem Ozeasza. Bóg karze mu poślubić prostytutkę, a gdy ona go zdradza, ma poślubić ją na nowo. A to przecież wbrew Prawu! Ale tak miłuje Pan Bóg. Kiedy należałoby oczekiwać ukamienowania niewiernej małżonki, Bóg na nowo wchodzi w zaloty z Izraelem (Oz 2,16). Choćby człowiek zdradził, Bóg pozostaje wierny.
Oceń