Ewangelia według św. Jana
Jan Paweł II w swej książce Przekroczyć próg nadziei napisał, że jeśli w świecie z jednej strony jest „obecna ewangelizacja, to z drugiej strony jest w nim także obecna potężna antyewangelizacja, która ma też swoje środki i swoje programy i z całą determinacją przeciwstawia się Ewangelii i ewangelizacji. Zmaganie się o duszę świata współczesnego jest największe tam, gdzie duch tego świata zdaje się być najmocniejszy. W tym sensie encyklika Redemptoris missio mówi o nowożytnych areopagach. Areopagi te to świat nauki, kultury, środków przekazu; są to środowiska elit intelektualnych, środowiska pisarzy i artystów”.
Ojciec Święty nieprzypadkowo przywołał wydarzenia opisane w Dziejach Apostolskich, kiedy to św. Paweł trafił na ateński Areopag, gdzie odbył publiczną dysputę z najwybitniejszymi intelektualistami tamtej epoki: greckimi filozofami epikurejskimi i stoickimi. Dyskusja przebiegała wartko, dopóki Apostoł nie zaczął głosić im Chrystusa Zmartwychwstałego. Wówczas myśliciele uśmiechnęli się pod nosem, postukali się palcami w czoło i poradzili Pawłowi, żeby przyszedł innym razem.
Podobna reakcja spotkałaby Apostoła zapewne i dziś, gdyby trafił na „nowożytne areopagi” czyli np. na Sorbonę, do Hollywood czy do CNN. Też mógłby liczyć jedynie na pobłażliwe uśmieszki i słabo skrywaną drwinę.
Wizyta na Areopagu była jedyną znaną nam misją św. Pawła, w którą udał się sam. Nie towarzyszyli mu ani Barnaba, ani Sylas, ani Tymoteusz. Ten epizod pokazuje, jak dotkliwy może być brak wspólnoty, zwłaszcza w zetknięciu ze światem areopagów. Dziś bardzo często chrześcijanie skazani są na porażkę, gdy wchodzą w pojedynkę w struktury owego świata. Nierzadko na początku mają nadzieję, że uda im się naprawić otoczenie; potem okazuje się jednak, że to otoczenie psuje ich. O niepowodzeniu decyduje brak zakorzenienia we wspólnocie Kościoła.
Śledząc losy chrześcijańskich inicjatyw medialnych, którym udało się pogodzić walor profesjonalny z ewangelizacyjnym, można zauważyć, że u ich początku leżał Boży plan, a nie biznesplan.
Katolicka telewizja EWTN, która w Stanach Zjednoczonych ma 52 miliony widzów, powstała nie dlatego, że analitycy mediów odkryli lukę na rynku, ale dlatego, że Matka Angelika, zakonnica, która wcześniej nie miała nic wspólnego ze środkami masowego przekazu, usłyszała podczas modlitwy wezwanie do stworzenia katolickiej stacji.
Brazylijski holding medialny Cansao Nova, który dysponuje siecią swych nastawionych na ewangelizację stacji telewizyjnych, rozgłośni radiowych i dzieł misyjnych, nie powstał ani z wielkiego kapitału, ani z zaawansowanego know–how. U początków owej inicjatywy, która jest dziś w skali kontynentu południowoamerykańskiego realną chrześcijańską alternatywą dla świeckiej kultury masowej – np. ponad 50 milionów Brazylijczyków ogląda co niedzielę transmisje celebrowanych przez ks. Marcelo Rossiego Mszy świętych, na które przychodzi 30, 50, a niekiedy nawet 80 tysięcy ludzi – stała grupa dwudziestu modlących się osób. Była to mała wspólnota katolicka, która wraz z pełniącym w niej posługę duszpasterską księdzem pragnęła rozpoznać wolę Pana Boga względem nich. Podczas modlitwy rozeznali, że miejscem, w które mają zostać posłani, są media, chociaż żaden z nich nie miał wcześniej do czynienia ani z radiem, ani z telewizją. Na początku przejęli jedną lokalną rozgłośnię, potem drugą, a później w ciągu kilkunastu lat zbudowali medialne imperium.
Także w Polsce można wskazać podobne przykłady. Kilkadziesiąt lat temu na pole w pobliżu Warszawy wyszło trzech gruźlików, którym lekarze nie dawali długiego życia. Wokół nich rozciągały się uprawy buraków. Pierwszej zimy spędzonej na tym miejscu przymierali głodem. Kilka lat później zamiast buraczanych pól stało tam prawdziwe miasteczko – hale drukarskie, redakcje, ośrodki duszpasterskie. Koncern wydawniczy, który założył o. Maksymilian Kolbe, wydawał gazetę o największym wówczas nakładzie na całym świecie.
Wydaje się, że kluczowe dla powodzenia całego przedsięwzięcia jest rozeznanie, czy chodzi o dzieło dla Boga, czy dzieło Boga. W tym pierwszym przypadku to my sami wyobrażamy sobie, w jaki sposób możemy Panu Bogu pomóc; w drugim natomiast jedynie odpowiadamy na Boże zaproszenie do udziału w Jego planie.
Sukces zarówno EWTN, jak i Cansao Nova, jest dowodem żywotności Kościoła w USA i Brazylii, dlatego że obie stacje działają tylko dzięki datkom wiernych. Ich istnienie jest więc dowodem na moc wiary amerykańskich i brazylijskich katolików. Założyciele obu stacji podkreślają, że o wiele ważniejsza niż wsparcie finansowe jest jednak modlitwa całej rzeszy anonimowych widzów, która stanowi fundament misji obu tych instytucji. Bez owego fundamentu wspólnoty i modlitwy nie byłoby możliwe powstanie telewizji, w której usłyszeć można Dobrą Nowinę.
Czy w Polsce jest możliwe powstanie katolickiej telewizji na miarę dwóch opisanych powyżej? Dotychczasowe doświadczenia w tej materii nie nastrajają optymistycznie. Chłodna ludzka analiza daje niewiele szans takiej inicjatywie. Jedynym wyjściem wydaje się odpowiedź z zupełnie innego poziomu – nie biznesplan, lecz Boży plan. W takiej perspektywie pieniądze nie są wcale decydujące, o czym przekonuje przykład Brazylii, społeczeństwa o wiele biedniejszego od polskiego, które stać jednak na utrzymanie swymi datkami kilku telewizji katolickich (bo Cansao Nova nie jest jedyną stacją żyjącą z ofiar wiernych). Musi jednak najpierw powstać ożywiana wiarą wspólnota, która będzie się modlić, będzie rozeznawać wolę Bożą i odpowiadać na wezwanie do ewangelizacji. Wszystko zależy więc od Boga, jeżeli to ma być rzeczywiście Jego dzieło, i wszystko zależy od ludzi, bo to oni powinni dać Mu odpowiedź.
Oceń