Pierwszy List do Koryntian
Żyjemy ponoć w świecie bez autorytetów. Politycy, uczeni, pisarze i poeci, przywódcy religijni – większość z nich jest cokolwiek miałka, poddana prawom reklamy, popytu i podaży. Wśród niewielu autorytetów, które się ostały, największym jest zapewne Jan Paweł II. Jednak i tu nasuwa się pytanie: Na czym właściwie ów autorytet polega? Bo przecież tyleż banalna, co prawdziwa wydaje się teza, że kochamy Papieża i go oklaskujemy, ale w niewielkiej części realizujemy w życiu jego nauczanie. Wystarczy tu wskazać na takie sprawy, jak uczciwość w życiu gospodarczo–społecznym czy etyka seksualna, w tym szczególnie antykoncepcja. Symptomatyczne były również reakcje na stanowisko Ojca Świętego w sprawie wojny w Iraku. Wielu polskich polityków podkreślało, że Jan Paweł II pozostaje dla nich najwyższym autorytetem, ale uważają – inaczej niż Stolica Apostolska – że siłowe obalenie reżimu Husajna jest zasadne i potrzebne. Niektórzy mrugali okiem i dodawali, że w sprawie wojny Papież wypowiada się tak, bo przecież inaczej nie może.
Wygląda na to, że w kwestii słowa „autorytet” panuje w naszych umysłach poważny zamęt. Samo narzekanie na brak autorytetów wypływa niekiedy z nieuzasadnionego oczekiwania, że jakiś człowiek może być absolutnym autorytetem dla wszystkich. Tymczasem jedynie Bóg może nim być, ale On dał człowiekowi wolność i autonomię, i nie narzuca się nam zbytnio ze swoją boską wolą. Większość nieporozumień dotyczących autorytetu wynika – jak to zauważył o. Józef Maria Bocheński – z pomieszania dziedzin autorytetu. Tak się dzieje na przykład wtedy, gdy aktor korzysta z uznania, którym się cieszy jako aktor, by przekonywać do jakiejś koncepcji politycznej lub gospodarczej. Nadużyciem jest sugerowanie, że ten, kto wspaniale umie zagrać Hamleta, wie też doskonale, który system podatkowy jest najlepszy.
Pewien radny z Ligi Polskich Rodzin postanowił opuścić tę partię, gdyż stwierdził, że nie może być przeciwko wejściu Polski do Unii Europejskiej, skoro Jan Paweł II jest za. Sądzę, że radnemu pomyliły się dziedziny, w których wypowiedź Papieża jest dla katolika zobowiązująca, z dziedzinami, co do których – z punktu widzenia posłuszeństwa wiary – dopuszczalny jest pluralizm. W jednym z programów Monika Olejnik męczyła Jarosława Kaczyńskiego zarzutem, że jest za karą śmierci, a Ojciec Święty jest przeciwko. Kaczyński dokonywał łamańców intelektualnych, aby się usprawiedliwić, co jeszcze bardziej skłaniało waleczną panią redaktor do podkreślania rozmijania się polityka–katolika z papieskim autorytetem. Moim zdaniem, Jarosław Kaczyński mógł spokojnie stwierdzić, że w sprawie kary śmierci nie podąża za ostatnimi wypowiedziami Jana Pawła II na ten temat i że jako katolik ma wciąż do tego prawo. Pod warunkiem, że szczerze szuka prawdy i stara się postępować zgodnie z sumieniem i wedle swej najlepszej wiedzy.
Trzeba też zwrócić uwagę na problem pomieszania autorytetu wiedzy i autorytetu władzy. Autorytet wiedzy opiera się na uznaniu czyichś kompetencji w danej dziedzinie i prawdomówności danej osoby. Autorytet władzy – na posiadaniu odpowiednich uprawnień do podejmowania wiążących decyzji. Źle się na przykład dzieje, gdy generał uważa, że z definicji zna się lepiej od szeregowego na elektronice myśliwców, nawet jeśli szeregowy jest specjalistą w tej dziedzinie. Dobrze, kiedy autorytet władzy idzie w parze z autorytetem wiedzy, ale w dzisiejszym skomplikowanym i wymagającym coraz większej specjalizacji świecie najczęściej tak nie jest. Dlatego też jest bardzo ważne, aby autorytety wiedzy i władzy umiały ze sobą twórczo i z potrzebną dozą pokory współpracować.
Ludzkie autorytety powinny być świadome swych ograniczeń. Owych ograniczeń nie można jednak wykorzystywać do podkopywania wszelkiego autorytetu. Niekiedy niszczy się autorytet jako taki, głosząc tezę, że wszyscy są równi, a każdy ma swoją prawdę. Do tego dochodzi ideologia tolerancji względem wszystkich i wszystkiego. Tego rodzaju opinia jest lansowana szczególnie w odniesieniu do spraw religii i moralności. W telewizyjnych talk–show sadza się obok siebie, np. zacnego filozofa etyka i wygadaną tirówkę, aby wyszło, że nie ma jednej prawdy, gdyż każdy ma swoje racje i swoje odczucia.
Nie brak też takich, którzy wyśmiewają podporządkowanie się autorytetowi jako rzekomo niezgodne z rozumem. A przecież bywa akurat odwrotnie. Wszak w naszym codziennym życiu co krok opieramy się na jakimś autorytecie. Nie jesteśmy w stanie – co oczywiste – wszystkiego objąć rozumem. Bez aktów zaufania autorytetowi innych ludzi nie dałoby się żyć w społeczeństwie. Rozumna jest postawa słuchania kogoś mądrzejszego, kiedy samemu nie ma się dostatecznego rozeznania w jakiejś sprawie. Broniłem prawa katolika do różnienia się w pewnych kwestiach z nauczaniem Jana Pawła II. Ale z drugiej strony, powracając do problemu integracji europejskiej, jeśli ktoś sam czuł się zdezorientowany, to zrobił rozumnie, idąc za autorytetem Papieża, a nie za autorytetem Księdza Dyrektora Radia Maryja. Aczkolwiek – tu uprzedzam ewentualne e–maile – miał prawo zrobić inaczej. Na koniec spieszę z wyjaśnieniem, że jako autor tekstów „jezuita i kwita” nie przypisuję sobie żadnego szczególnego autorytetu oprócz autorytetu najętego przez dominikanów felietonisty.
Oceń