Nie jestem szczególnie aktywnym uczestnikiem mediów społecznościowych, ale od czasu do czasu obserwuję toczące się tam dyskusje dotyczące Kościoła czy teologii. Algorytmy filtrujące treści, które śledzą moje klikanie z wytrwałością, na jaką stać tylko maszyny, oddają tu zresztą całkiem niezłe usługi. Na razie nie są jednak w stanie ocenić teologicznej jakości wypowiedzi, więc podrzucają wszystko, co się wiąże z „Bogiem”, „Kościołem”, „religią” czy „chrześcijaństwem”. Chwilami mam wrażenie, że uczestniczę w eksperymencie Stańczyka, który miał podobno wypytywać mieszkańców królewskiego grodu o sposoby na wszelkie schorzenia i w ten sposób doszedł do wniosku, że najwięcej jest w mieście medyków. Tylko materia inna i skala większa. Głównie dlatego, że recepty nie są wystawiane dyskretnie, na Stańczykowe ucho, ale na platformach, przez które dostęp do nich mają tysiące ludzi.
„Każdy jest teologiem” – nie tak dawno ukazała się nawet książka pod tym tytułem. Jestem się w stanie zgodzić z tym zdaniem pod warunkiem, że obwarujemy je licznymi ograniczeniami. Nie będę wszystkich w
Zostało Ci jeszcze 75% artykułuWykup dostęp do archiwum
- Dostęp do ponad 7000 artykułów
- Dostęp do wszystkich miesięczników starszych niż 6 miesięcy
- Nielimitowane czytanie na stronie www bez pobierania żadnych plików!
Oceń