Najnowsze darmowe sloty bez rejestracji

  1. Betswap Gg Casino No Deposit Bonus: W symbolach bazowych masz Klasyczne wiśnie, kostki i kostki z nadrukowanym numerem 7.
  2. Kasyno Online Dla Polaków - Z drugiej strony, szybkość Wirtualnego bakarata zależy wyłącznie od gracza.
  3. Gry Casino Do Pobrania Za Darmo: Tyle Sushi procent wypłat wynosi 96,22%.

Sloty online prawdziwe pieniądze bez depozytu 2024

Jakie Są Najlepsze Automaty Do Gry
Lub uruchom ekscytującą rundę gier bonusowych na automacie Fruit Rainbow.
Kasyno Online Wpłata Bonus Na Start
Ta ekscytująca sekcja gier zawiera tytuły takie jak Double Joker, Tens or Better oraz popularne Asy i twarze.
Uncle Pennybags jest widoczny kaskadowo w dół określonej liczby kwadratów z każdej wygranej.

Nowe kasyno online z prawdziwymi pieniędzmi

Black Jack Jak Grac
Jest on dostępny w Internecie, w książkach i bibliotekach.
Gry Slotowe Evolution Online
Przed rozpoczęciem każdej gry gracz musi postawić zakłady, więc na depozycie muszą znajdować się pieniądze..
Bethall Casino 50 Free Spins

Ja dziewczynka jestem człowiek

Ja dziewczynka jestem człowiek

Oferta specjalna -25%

Dwa grosze. O Bogu bliskim

0 votes
Wyczyść

Motyl i skafander, reż. Julian Schnabel, wyst. Mathieu Amalric, Emmanuelle Seigner, Francja/Stany Zjednoczone 2007

„Karta o człowieku jest bardzo prosta. Stwierdza ona dobrze znane Krysi prawdy w formie sądów przeczących. Brzmi ona tak: Ja dziewczynka nie jestem kwiat. Ja dziewczynka nie jestem owoc. Ja dziewczynka nie jestem warzywo. Ja dziewczynka nie jestem drzewo”. W końcu „Ja dziewczynka nie jestem zwierzę. Ja dziewczynka jestem człowiek”. To fragment lekcji o świecie głuchociemnej Krysi Hryszkiewicz, otwierający zbiór wspomnień o podwarszawskim zakładzie w Laskach. Nieustająco pouczająca lektura przenosząca w inny horyzont myślenia. Nieco poza tyranizującą nas „osobowość społeczną”, z dręczącym pytaniem, o to, kim jestem w oczach innych ludzi, co o mnie pomyślą, czym jeszcze powinienem się wykazać, co zrobić dla uznania. Jak pisze Gabriel Marcel: „w gruncie rzeczy wszystko sprowadza się do różnicy między tym, co się ma, a tym, czym się jest”.

Otóż tak właśnie. To, co mamy, możemy pokazać i nazwać. A to, czym jesteśmy, jakoś temu opisowi się wymyka. Możemy, na przykład, posiadać przedmioty, funkcje, zalety czy wady, wpływy i władzę. Więcej, może się wydawać, że sferę naszego istnienia stanowi nasza działalność, bo to właśnie działalność ujawnia, kim człowiek jest. Ale przecież w ostatecznym rozrachunku i ona zmierza ku rubryce „mieć”, a posiadanie staje się zazwyczaj jej główną inspiracją. Czy zmienia się to kiedyś? Tak, choćby wtedy, gdy zaczynamy działać w imię czegoś lub kogoś. Albo bardziej dramatycznie, wtedy, gdy doświadczamy kruchości i zawodności życia w zderzeniu z rzeczywistością, która lekce sobie waży nasze dobre pomysły na samych siebie. Tak jak w tym filmie…

JeanDominique Bauby był francuskim dziennikarzem, redaktorem magazynu „Elle”. To możemy przeczytać na stronie Wikipedii. W wyniku wylewu zapadł na tzw. syndrom zamknięcia i został zupełnie sparaliżowany. Mógł jedynie odrobinę poruszać głową, chrząkać i mrugać lewym okiem (prawe zaszyto mu z powodu wysokiego prawdopodobieństwa zapalenia spojówki). Pozostając w tym stanie, napisał książkę. Pomagająca mu kobieta, wysłana z wydawnictwa, z którym podpisał kontrakt (jeszcze przed chorobą), recytowała specjalny alfabet (litery są w nim ułożone w kolejności od najczęściej używanych w słowach do najrzadziej używanych), a on mrugał okiem, kiedy wypowiedziała żądaną literę, po czym rozpoczynała alfabet od nowa. W ten sposób, litera po literze, stworzył całą książkę. Umarł 10 dni po jej wydaniu. Powiemy, temat niemal z góry skazany na sentymentalne i kiczowate potraktowanie, bo historii o chorych i terapeutach, chorobach i zwycięstwach nad nimi oglądaliśmy na ekranie mnóstwo. Tu dotyka ona nowego wymiaru, może właśnie przez namacalne świadectwo zapisu choroby „od wewnątrz”. Opowieść o dramatycznym zawężeniu skali życiowych doznań, pokazana kamerą „ukrytą” w jedynym zdrowym oku JeanaDominique’a, porusza sprawy, co do których pytania są zawsze te same, a odpowiedzi jednakowo trudne: rodzina, wiara, kruchość życia.

Choćby zaskakująca bezpośredniość zdania napisanego w chwili zdarzenia, które jak pisze Emily Dickinson, „druzgocze najpotężniejsze serca”. Słyszymy: „Kiedy byłem zdrowy, nie żyłem naprawdę. Kiedy stałem się motylem uwięzionym w skafandrze, narodziłem się ponownie jako ja”. Skąd zaskoczenie? Może stąd, powiedzą egzystencjaliści, że na co dzień zapominamy o istnieniu śmierci i cierpienia, staramy się od nich uchylać i egzorcyzmować ból ze świata. Maskujemy nieuchronne elementy życia, co czyni z tych sytuacji mało znaczące momenty rzeczywistości, na które reagujemy wyłącznie w kluczu naszych doraźnych interesów, tego co można dla siebie „wygrać” poprzez takie, a nie inne zachowanie. „Zachowujesz się w życiu jak w tłoku: dostajesz się do największego kłębowiska, patrzysz, jakby tu zostać przez innych wypchnięty do góry, tak że mógłbyś się na nich oprzeć, a jeśli już jesteś na górze, starasz się, aby Ci było jak najwygodniej; podobnie też pozwalasz unosić się przez życie. Z chwilą gdy tłoku już nie ma, całe zdarzenie się kończy, a Ty stajesz ponownie na rogu ulicy i czekasz”. To Søren Kierkegaard, jeden z prekursorów egzystencjalizmu. Drżenie i lęk towarzyszący filozofii i literaturze opisującej upadki bytu, wstrząsające podstawami naszego „ja”, są ciągle aktualne. Ciągle pytają, jak „odważnie być”, jak uczynić z nas tych, którzy potrafią przekroczyć swoją samotność, bezsilność, zagubienie, także swoje cierpienie. Na przekór temu, że czasem może wydawać się, iż żyć nie mamy już prawa i że „przystojniej byłoby już nie żyć” (Miłosz), i że doświadczenie życiowe podpowiada, iż rzucenie w świat ma zabarwienie tragiczne. Pierwsze słowa, które w swoim alfabecie „wypowiada” bohater, brzmią właśnie tak: „chciałbym umrzeć”. „Takich głosów powinniśmy usłyszeć jeszcze setki tysięcy od ludzi, którzy są w szpitalach psychiatrycznych, przywiązywani do łóżek, od ludzi opuszczonych, dla których jest coraz mniej miejsca w społeczeństwie”, przypominam słowa siostry Małgorzaty Chmielewskiej, wypowiedziane przy okazji niedawnej dyskusji o eutanazji, którą wywołał głośny list sparaliżowanego mężczyzny proszącego o odłączenie od respiratora. I zanim powiedział, że doszedł do ściany i odbił się od niej, był także motylem uwięzionym w skafandrze.

Bez poetyckich wzlotów. Tak w filmie, jak i w życiu nie ma recepty na obejście bólu, a nawet jakiegoś ćwiczenia na to, jak spojrzeć śmierci w oczy. Pozostaje raczej stare chrześcijańskie przeświadczenie, zamknięte w zdaniu, że „żeby żyć, trzeba umrzeć”. Profesor Andrzej Szczeklik, na co dzień zanurzony w chemii, mikrobiologii i genetyce, pisze, że tak pojmowane śmierć i umieranie miało dawniej coś z osobliwej sztuki – sztuki umierania. To pozwalało szerzej i zwyczajniej mówić o agonii i śmierci, choć wcale nie znaczyło, że była ona przez to spokojniejsza. Czy przypadkiem nie trzeba do takiej sztuki powrócić? W końcu to ten świat i jego dramatyczne nierzadko relacje są dla nas codzienną szansą dotknięcia sensu naszego istnienia. Ktoś pozwala się w nich znaleźć i poznać, a dzieje się to nie „obok” rzeczy, zjawisk, ludzi, ich wzajemnego pokomplikowania, ale właśnie „poprzez”. Tak jak w filmie, przez przyjaźń z drugim człowiekiem, rodzinę, ojcostwo. Te relacje dają wgląd w namacalny wzrost ludzkiego serca, gdzie to, co jest tylko zwykłą zasadą, przybiera postać konkretu. Obyśmy mogli kiedyś doświadczyć, podobnie jak w końcowych kadrach filmu, stopienia w całość skruszonych lodowców, symbolu rozbitych części osobowości, zwycięstwa ludzkiego ducha. Obyśmy mogli potwierdzić, że „zawsze ważny jest człowiek i jego zwykła dobroć, jego intencje i to, żeby był coraz prostszy i zdrowszy, i większy, przez świadomość swojej małości, swojej biedy, swoich klęsk, swojego błota”. Te słowa Matki Róży Czackiej są proste, zawstydzająco proste, trzeźwe, a jednak pełne pogody. Jak ten film.

Ja dziewczynka jestem człowiek
Roman Bielecki OP

urodzony w 1977 r. – dominikanin, absolwent prawa KUL i teologii PAT, kaznodzieja i rekolekcjonista, od 2010 redaktor naczelny miesięcznika „W drodze”, były Prowincjalny Promotor Środków Społecznego Przekazu (2018-2022), autor wielu wywiadów, recenzji filmowych i literackich...

Produkt dodany do koszyka

Zobacz koszyk Kontynuuj zakupy

Polecane przez W drodze