Ewangeliczny język Etty Hillesum

Ewangeliczny język Etty Hillesum

Oferta specjalna -25%

Pierwszy List do Koryntian

0 opinie
Wyczyść

Zapiski Etty Hillesum to świadectwo kogoś, kto przeżywał spotkanie z Bogiem wśród zaszczutych strachem, przerażonych ludzi w dusznych barakach. To odpowiedź na dramatyczne pytanie, gdzie był Bóg, gdy człowiek dopuścił się Zagłady.

Wydany po polsku na wiosnę 2001 roku pamiętnik 1 holenderskiej Żydówki Etty Hillesum wywołał u nas jedynie chwilową sensację. Na Zachodzie wokół pamiętnika powstała licząca kilkadziesiąt pozycji literatura. W tym roku WAM wydał też listy Hillesum 2 dopełniające obraz jej życia i twórczości.

W pamiętniku pisanym w latach 1941–1943 ani razu nie pada imię Jezus Chrystus. Niezwykle wyrazista natomiast jest Jego nauka, zwłaszcza jej najtrudniejsze aspekty: nauka o miłości nieprzyjaciół, bezgranicznej ufności i wyrzeczeniu się siebie, o transcendentnej wartości ludzkiego życia. Etty kreśli w pamiętniku przejmujący obraz Boga słabego, Boga niewinnego tragedii Holocaustu, Boga, którego trudno nie utożsamić z Chrystusem — choć ona wprost tego nie robi. Pytanie brzmi, czy my mamy prawo to zrobić?

Czytając ten pamiętnik, już na pierwszych stronach trafiamy na rafy. Duchowa historia Etty jest bez precedensu. Chyba że sięgniemy do Augustyna i kilku innych świętych. Nie zamierzam tym tekstem Hillesum kanonizować ani usprawiedliwiać w jej życiu tego, czego usprawiedliwiać w świetle naszych norm się nie godzi: spędzenia płodu czy jednoczesnego życia z dwoma mężczyznami. Uważam jednak, że Etty w tragicznym punkcie historii, w którym się znalazła, jest świadkiem objawienia. Pytanie, które należy stawiać, dotyczy treści owego objawienia. Nie chodzi o to, by Hillesum zawłaszczyć, gdyż jej dzieło powinno łączyć chrześcijan i Żydów oraz współczesnych ludzi niereligijnych, szukających Boga.

Bez blokady

Przyjrzyjmy się okolicznościom powstania pamiętnika. Wychowana w zlaicyzowanej rodzinie żydowskiej Etty od 1932 roku mieszka i kształci się w Amsterdamie. Kończy prawo, zajmuje się filologią rosyjską i psychologią, udziela lekcji. Na przedwiośniu 1941 roku dzieją się dwie ważne rzeczy. Spotyka S. i zaczyna pisać pamiętnik. S. — Julius Spier, 64–letni żydowski emigrant z Berlina, jest uczniem Junga. Zajmuje się psychochiromancją. To, co odczytuje z dłoni, analizuje psychologicznie, wywierając na pacjentów uzdrawiający wpływ. „Mężczyzna, który obudził Ciebie we mnie” — napisze później Etty. Cierpiała na depresję, była „śmiertelnie chorym człowiekiem”. Popołudniami kładła się do łóżka przygnieciona cierpieniem świata. Spier już podczas pierwszej wizyty „usunął duchową blokadę”, „zaprowadził porządek w miejsce wewnętrznego chaosu”, „opanował sprzeczne siły”, które w niej działały. „Poczucie blokady ustąpiło, do środka wpłynęło nieco spokoju i ładu — na razie pod wpływem jego magicznej osobowości”. Spier, niczym duchowy mistrz hezyhazmu, tłumaczył jej, że to, co się kryje w głowie, musi zstąpić do serca. „Wszystkim elementom mojej osoby wskazał właściwe miejsce. Można to porównać do puzzli, których części leżały w nieładzie, a on je połączył w sensowną całość. Jak tego dokonał, nie wiem, ale to jego sprawa, jak to się mówi — jego fach”.

Już po śmierci Spiera Etty określi ten przełom jeszcze innymi słowami: „Nauczyłeś mnie wymawiać imię Boga bez skrępowania”. Słowo „skrępowanie” jest istotne, Etty mówi o odwadze wymówienia słowa Bóg. Modlitewny gest uklęknięcia przed Bogiem uznaje za bardziej intymny niż te należące do sfery seksualnej. Brzmi to bardzo współcześnie, szczególnie w kontekście zachodniej kultury wypierającej ze świadomości rzeczy ostateczne, a zafascynowanej seksem. Spier najpierw mówi o obecnych w człowieku twórczych i kosmicznych mocach, które „stanowią w końcu cząstkę Boga”, dopiero potem idzie krok dalej i określa Go jako osobę, próbuje szukać z Nim osobowego kontaktu — klękając. Taka droga poszukiwań wydaje się cenna dla postmodernistycznej kultury, której bliżej nieraz do nieokreśloności poszukiwań duchowych sił New Age niż osobowego kontaktu z Bogiem judeochrześcijaństwa.

Przypatrzcie się liliom

Tajemnicze jest to, co się działo między Hillesum a Spierem. Podczas pierwszego wspólnie spędzonego wieczoru Etty siedzi mu na kolanach, on mówi jej o Biblii i czyta fragmenty Tomasza á Kempis. Hillesum w pamiętniku analizuje zachodzące w niej duchowe zmiany. Zauważa, że wcześniej wewnętrzna pustka rodziła zachłanność, chęć posiadania tego, co ujrzane. Odbijało się to również na pracy pisarskiej. Gdy do jej wnętrza wpłynęła duchowa rzeczywistość, „tysiące więzów pękło, potrafię swobodnie oddychać i rozglądam się wokół błyszczącym okiem. Teraz, kiedy już niczego nie chcę i jestem wolna, mam wszystko, a moje wewnętrzne bogactwo jest niezmierzone”. Pisze: „Żyję i oddycham niejako duszą, jeśli wolno mi użyć tego zdyskredytowanego słowa”.

Etty zaczyna bardzo poważnie traktować „oswobodzoną duszę” i regularnie poświęcać jej czas. Postanawia codziennie rano, zanim zabierze się do pracy, przeznaczyć pół godziny na „zaglądanie do środka”. „Można to nazwać medytacją, ale trochę się jeszcze obawiam tego słowa. Ale właściwie dlaczego nie?”. Porządkuje sobie najważniejsze pojęcia: „Ciche pół godziny spędzone w sobie samej. To nie wystarczy, że rano w łazience gimnastykuję ramiona, nogi, jak i resztę mięśni. Człowiek składa się z ciała i z duszy”.

Gdy Etty zaczyna medytować, zauważa, że nie jest to takie proste, iż jest sztuką, której się trzeba nauczyć. Pierwsze spostrzeżenia na temat pół godziny w ciszy staną się podwaliną duchowej budowli, którą w następnych latach rozbuduje i przeczuwając, że inni mogą na tym doświadczeniu skorzystać, rzetelnie to zrelacjonuje.

Stwierdza, „przykucnąwszy” w ciszy, że „w tak małej głowie zawsze gromadzi się mnóstwo obaw o nic”. Cały ten „małostkowy balast” należałoby „wymieść”. W jej pamiętniku jest tylko kilka starannie dobranych cytatów z Ewangelii. „Nie troszczcie się zbytnio o życie… Przypatrzcie się liliom polnym” jest kilkakrotnie przywoływany. Dla wielu ludzi tak zwane rozproszenia w modlitwie, pojawiające się niekontrolowane myśli są na tyle frustrujące, że stają się powodem jej zarzucania, a przynajmniej nieangażowania się w nią serio na dłuższą metę. Etty z miejsca określa istotę tych rozproszeń jako „obawy o nic” — i oswajanie właśnie tego, co w ciszy wobec Boga wyłania się jako pierwsze, uczyni uprzywilejowaną drogą do Niego.

Przez całe swe życie będzie uporczywie odrzucać „obawy o nic”, które w kontekście narastającego wobec Żydów terroru trudno tak znowu bagatelizować. „Z dnia na dzień narasta we mnie łagodność i ufność, a cały zamęt, niebezpieczeństwa, które się zbliżają, nie doprowadzają mnie — ani na chwilę — do pomieszania zmysłów” — pisze. Stwierdza kategorycznie: „Jeśli utrzymuję, że wierzę w Boga, muszę być konsekwentna, muszę się zdać całkowicie na Niego i zaufać Mu. Nie wolno mi też zaprzątać sobie głowy dniem jutrzejszym”. „Czy wszystkie gnębiące nas zgryzoty, które dotyczą jedzenia, ubrania, zimna i zdrowia, nie są przejawem wotum nieufności wobec Ciebie, Panie? Za które wszak karzesz nas z miejsca? Bezsennością i życiem, które właściwie nim nie jest?”. Postanawia ufać, stawia sobie ufność jako zadanie: „Obiecam Ci jedno, to drobiazg: nie będę kłaść trosk o przyszłość na barki dnia dzisiejszego”. Etty nie cierpi na bezsenność i im bardziej mnożą się represje wobec Żydów, im dramatyczniejsza i mniej pewna staje się ich sytuacja, tym jest bardziej ufna. Ze swego doświadczenia wysnuwa coraz ogólniejsze wnioski na temat ludzkiej kondycji: „człowiek cierpi najbardziej przez ból, którego się obawia”; „lęk przed brakiem czegoś w życiu sprawia, że właściwie zaczyna wszystkiego brakować. Nie dochodzisz do istoty rzeczy”.

Coś z Boga i coś z miłości

Dla Hillesum bowiem istota rzeczy zaczyna się dalej, już po uwolnieniu się od niepotrzebnych obaw. Ufność jest dopiero pierwszym krokiem i warunkiem, by pójść głębiej. Wracam do jej refleksji po pierwszych próbach medytacji. Bardzo precyzyjnie określa cel tego przebywania przez pół godziny w sobie, w tej najgłębszej części siebie, której po pewnym czasie już nie waha się nazywać duszą. Jest nim stworzenie w sobie „rozległej równiny” po to, by zamieszkało w niej „coś z Boga, podobnie jak mieszka w IX symfonii Beethovena” oraz by zagościło w niej „coś z miłości, ale nie tej luksusowej na pół godziny, w której z lubością się zanurzam, dumna z własnych podniosłych uczuć. Chodzi raczej o miłość, która znajduje zastosowanie w drobnych sprawach codziennego życia”. Trudno nie dostrzec w tym podwójnym celu medytacji echa podwójnego przykazania; pierwszego przykazania miłowania Boga ponad wszystko i drugiego, które „jest do niego podobne”. Etty dostrzega ich zależność i zaraz na wstępie swojej duchowej przygody zaznacza, że „mistyka musi się opierać na kryształowej uczciwości”. Inaczej, jak wiemy, staje się antyświadectwem i własną karykaturą.

Pamiętnik Hillesum jest „dokumentem mistycznym”, perełką literatury duchowej. Już w pierwszym opisie doświadczenia mistycznego Etty odwołuje się do arcydzieła sztuki, gdyż rozumie, że spotykanie Boga jest ze swej istoty nieprzekazywalne, niemożliwe do ujęcia w słowa, że jedynie można zbliżać się do prób oddania go, posługując się językiem sztuki. Stąd jej miłość do Rilkego i Dostojewskiego. Stąd posługiwanie się symbolami.

Podobnie jak ufność, oba filary jej życia duchowego: „coś z Boga” i „coś z miłości”, będą w niej rosły przez następne, ostatnie lata życia. Jest bardzo wierna tej sile, która każe jej klękać przy łóżku, „nawet w zimową noc” i wsłuchiwać się w siebie. To, czego wówczas doświadcza, zadziwia ją i zachwyca. Wolna od obciążeń tradycją religijną opisuje swoje doznania lekką kreską, jakby pisała wiersz: „Jest we mnie głęboki dół, który zajmuje Bóg. Czasem mogę się do niego dostać, ale częściej przed jamą leżą kamienie i gruz, wtedy Bóg leży zakopany i muszę Go na nowo wygrzebać”. Nie jest to tylko literatura. To relacja z przeżyć mistycznych, które radykalnie zmieniły jej życie. Początkowo Bóg pojawia się i chowa. „Dni w Deventer były jak ogromne, słoneczne równiny. (…) Miałam kontakt z Bogiem. (…) Tu zaś dzień składa się z tysiąca kawałków: ogromna płaszczyzna znów zniknęła, a Bóg przepadł”. Z czasem obcowanie z Nim staje się prostsze i niemal nieustanne. „Dziękuję Ci, że mogę czuć w sobie tyle przestrzeni, która nie jest przecież niczym innym jak świadomością, że jestem pełna Ciebie”. „W środku mojej duszy rozciągają się rozległe płaskowyże — ponadczasowe i nieograniczone”. „Jestem wdzięczna — jeszcze nie potrafię wyrazić słowami jak bardzo — za to, że obcuję z Nim w najlepszym okresie mojego życia. »Wdzięczność« tego nie oddaje”.

Wyplenić to zepsucie

Początkowo Etty jedynie wsłuchuje się w swoje praźródło; twierdzi, że nie dojrzała jeszcze do czytania Biblii. Po jakimś czasie zauważa, że pewne zdanie z Biblii nabiera dla niej „wyraźnego, nowego, bogatego w treści i nowego znaczenia”. Od tej pory nie rozstaje się z Biblią, a jej kieszonkowe wydanie zabierze, obok Księgi godzin, do obozu.

„Coś z miłości” przybiera od razu z powodu wojennych okoliczności formę walki o to, by pokochać nieprzyjaciół. Jest to proces i wymaga od niej samozaparcia. Hillesum mieszka wówczas z innymi studentami, są wśród nich zarówno Niemcy, jak i Żydzi. Przyznaje w pamiętniku: „Czasem idę ulicą pełna nienawiści, po lekturze gazety lub z powodu jakiejś wiadomości, i raptem jestem w stanie wściec się i przeklinać Niemców. (…) Zdaję sobie sprawę, że robię to świadomie, by urazić Kathe. (…) Jednocześnie strasznie się tego wstydzę”. „Narasta ogromna nienawiść do Niemców, która zatruwa duszę. (…) Ślepa nienawiść jest czymś najgorszym z możliwych uczuć”. Coraz więcej wykładowców i studentów zostaje uwięzionych lub ginie. Etty w rozmowach z przyjaciółmi stwierdza, że pragnienie zemsty jest zbyt wygodnym uczuciem. Na pytanie przyjaciela, co takiego każe ludziom niszczyć innych, odpowiada impulsywnie: „Tak, ludzie, pomyśl tylko, że ty też się do nich zaliczasz. (…) Zgnilizna innych jest w nas. (…) Nie widzę innego rozwiązania, żadnego innego, jak tylko sięgnąć do swojego serca i wyplenić to zepsucie”. „Każdy powinien zapaść się w głąb własnej duszy i rozrosnąć się w niej, a następnie unicestwić w sobie to, co — jak mniemam — każe mu niszczyć innych”.

Do końca będzie broniła tego mało popularnego przekonania, różnie je formułując. Wreszcie w czerwcu 1942 roku napisze zdanie, które dziś dla nas może zabrzmieć bardzo aktualnie: „Pokój dopiero wtedy stanie się autentyczny, gdy każda jednostka najpierw zawrze rozejm z sobą, pozbywając się nienawiści do bliźnich, niezależnie od ich rasy czy narodu”. Nie tworzy teorii, opiera się na własnym doświadczeniu. Coraz mniej w niej samej nienawiści; jej miejsce zajmuje współczucie.

Spier musi zameldować się w gestapo. Hillesum mu towarzyszy. Są tam świadkami brutalnych scen. Następnego dnia Etty pisze w pamiętniku, że wydzierający się na Żydów młody gestapowiec wydał jej się „bardziej godny ubolewania niż ofiary krzyku”. „Szczerze współczułam temu chłopakowi”. Te uczucia przeradzają się w postawę, która będzie w niej obecna również pod koniec życia w obozie przejściowym w Westerborku. Postawa ta jest w tak dużej mierze owocem przemian, które dokonały się w duchu Etty, że samą ją zadziwia: „Powtarzamy sobie [z S. — przyp. aut.], że to takie dziwne, iż wcale nie odczuwamy nienawiści lub oburzenia czy goryczy. Nie możemy się do tego przyznać otwarcie w towarzystwie. Pewnie jesteśmy przeraźliwie osamotnieni w naszych zapatrywaniach”.

Składanie świadectwa

Nieustanny dialog i obcowanie z Bogiem nabierają z czasem nowego znaczenia. Etty coraz bardziej dojrzewa do złożenia świadectwa. Dotyczyć ono będzie dwóch sfer: „nagiej rzeczywistości”, gdy każdej spotkanej przypadkowo osobie będzie starała się przekazać odrobinę swej ufności (z czasem zacznie też sama wychodzić naprzeciw ludziom), oraz dalszych filozoficznych prób „zgłębiania istoty rzeczy” i zdania z tych poszukiwań relacji. Doświadczenie mistyczne opisywane początkowo określeniami przestrzeni i spokoju coraz częściej zaczyna nazywać „życiem” rozumianym nie w sensie potocznym, ale jako ponadczasowe istnienie: „W moje najdrobniejsze czynności wkrada się okruch wieczności. Nie jestem sama w moim zmęczeniu czy chorobie, smutku czy strachu, ale wraz z milionami innych na przestrzeni wieków, i to składa się na życie, które jest przecież piękne i głębokie, pełne sensu nawet w swej bezsensowności”.

Etty czuje się powołana do przekazania swojego przekonania ludziom, którzy przyjdą żyć po niej, już po Zagładzie. Nie wie, jak to się zrealizuje. Chwilami myśli, że jednak przeżyje, by później opisać to, co zrozumiała. „Jeśli przetrwam i potem powiem, że życie jest piękne i ma głęboki sens, to przecież muszą mi uwierzyć”. „Także w złych momentach będę akceptować życie i uważać je za coś dobrego”. „Życie jest bogate, dobre, fascynujące i wieczne, i kiedy traktujesz siebie zbyt egocentrycznie, miotasz się, pędzisz, wtedy umyka ci ten wielki, potężny i ponadczasowy strumień, którym jest istnienie”. „Tak, mój Panie, jestem Ci bardzo oddana w dobrej czy w złej woli i nadal wierzę w głębszy sens życia”. „Czuję się odpowiedzialna za wspaniałe i wielkie uczucie, które żywię dla życia”.

Tych wypowiedzi jest tak wiele, że można je z powodzeniem uznać za najważniejszy motyw pamiętnika, za istotę przesłania tego listu wysłanego w butelce. Zapiski Hillesum to odpowiedź na dramatyczne pytanie, gdzie był Bóg, gdy człowiek dopuścił się Zagłady. Brak odpowiedzi na nie doprowadził setki ludzi do odejścia od Niego. Na to pytanie nie ma odpowiedzi teoretycznych. Możliwe są jedynie świadectwa, gesty Korczaka, ojca Kolbego i innych świętych, zdania przez nich wówczas wypowiedziane.

O Bogu słabym

Hillesum nie jest marzycielką. Pierścień wokół amsterdamskich Żydów się zacieśnia. Zostaje im coraz mniej czasu. Etty opuszcza swoje ukochane biurko pełne książek, kwiatów i ciszy, by całe dnie pracować w Radzie Żydowskiej, a następnie latem 1942 roku dobrowolnie wyjechać do obozu przejściowego w Westerborku i tam na miejscu służyć rodakom pomocą. W tym ostatnim okresie pisze najbardziej wstrząsające zdania o Bogu słabym. Bóg przyszedł do jej wnętrza jako spokój i miłość, przyszedł, ukazując jej głębszy sens dzieła stworzenia. Nigdy nie uznawała za swój obrazu groźnego Sędziego. To może pomóc zrozumieć, jakie rysy kreśli, mówiąc o Jego bezsilności: „Ty nie możesz nam pomóc, to my musimy pomóc Tobie, uratować cząstkę Ciebie”. „Ty nie możesz nam pomóc, to my Ciebie musimy wesprzeć, dzięki czemu sobie sami przyjdziemy z pomocą”.

Z pozoru wygląda to nielogicznie. Mówienie o pomaganiu Bogu i o Jego bezsilności nie ma sensu, gdy rozpatrujemy rzecz w płaszczyźnie klasycznej metafizyki. Bóg jest doskonały i nie potrzebuje, by Mu ktokolwiek pomagał. W płaszczyźnie istnienia nie jest to nawet możliwe: On jest, istnieje, my nie istniejemy. Inaczej ta sama sprawa wygląda z punktu widzenia teologii mistycznej. Tu Bóg, który jest miłością, chce, by ludzie poprzez miłość mieli realny udział w zbawieniu kosmosu. Historia duchowości jest pełna podobnych świadectw, od prośby Pana Jezusa skierowanej do Franciszka: „Franciszku, odbuduj mój Kościół” po dramatyczną prośbę Marty Robin, by mogła Mu pomóc, ofiarowując we wrześniu 1939 roku swe oczy. Prośba ta została przyjęta — Marta oślepła. Jednak to wszystko działo się w kontekście chrześcijańskim, a Etty w pamiętniku ani razu nie przywołuje imienia Jezus. Niemniej kiedy pisze: „Pomogę Ci, żebyś nie stracił wszystkich sił z mojego powodu”, poruszamy się w kręgu duchowości chrześcijańskiej i na myśl przychodzi od razu wiele obrazów, od chusty Weroniki poczynając, a na pragnieniu pocieszania Chrystusa u św. Teresy z Lisieux i tylu innych kontemplatyków kończąc. Gdy słyszymy: „Chodzi jednak o to, bym nosząc Cię ze sobą, nie uszkodziła Cię i zawsze pozostała Ci wierna, tak jak obiecywałam” — czyż nie pobrzmiewają w nim wyraźnie słowa św. Pawła z Tarsu: „Nosimy ten skarb w naczyniach glinianych”?

Największy ciężar gatunkowy mają jednak zdania na temat Holocaustu, wypowiada je bowiem świadek i ofiara Zagłady. „Bóg nie jest odpowiedzialny za ten bezsens, który sami sobie stwarzamy, to my ponosimy winę”. „Nie Bóg jest nam winien przeprosiny, ale my Jemu”. „Tak, Panie, sądząc po wypadkach, wydaje mi się, że niewiele możesz zrobić, one stały się częścią tego życia. Nie pociągam Cię, Panie, za to do odpowiedzialności, Ty potem możesz obarczyć nią nas”.

Myślące serce. Listy Etty Hillesum przynosi jeszcze inne ujęcie tego tematu. Etty uważa za kluczowe nie tyle fizyczne przetrwanie, ile stosunek, jaki ma zająć wobec tego, co dzieje się w jej obecności: „W naszym przypadku rzecz nie w tym — moim zdaniem — czy żyjemy, ale jaki jest nasz stosunek do zagłady”. „Do tego, by pogodzić się z własną zagładą, potrzebna jest wewnętrzna siła”. „Na myśl przychodzi mi rzymski sędzia, który powiedział do męczennika: — Wiesz, że mam władzę, która pozwala mi cię zabić? Na co ów męczennik odparł: — Ale wiesz, panie, że ja mam władzę, która pozwala mi dać się zabić?”. Etty przywołuje w tym miejscu osobę Chrystusa jako wzór dla siebie. Obraz Chrystusa przed Piłatem pozwala jej oddać, ofiarować swoje życie, zachować autentyczną wolność dzięki możliwości wyboru.

Chrześcijański wymiar słowa i życia

Pamiętnik Hillesum i jej obraz niewinnego Boga współbrzmi z innym odnalezionym przekazem. Mam na myśli kazania rabina Klonimusa Kelmisza Szapiro, słynnego cadyka z Piaseczna, wygłaszane regularnie w warszawskim getcie. Zbiór Esz Kodesz (Święty ogień) powstał za murami między wrześniem 1939 a lipcem 1942 roku. Cadyk dzielił się ze słuchaczami zarówno swą wiarą, jak i wątpliwościami. Początkowo twierdził, że „ci, którzy mówią, że Izrael nigdy nie doświadczył takich cierpień jak te, są w błędzie. Od czasu zburzenia Świątyni i upadku Betar były takie cierpienia jak obecne” 3 Jednak po wielkiej akcji likwidacyjnej, gdy z getta wywieziono trzysta tysięcy Żydów, rabin zmienił zdanie. Sam ocalał. Stwierdził, że „dom Izraela (…) nigdy nie doświadczył czegoś podobnego”. Wyjątkowość Zagłady prowadzi do wyjątkowości odpowiedzi na nią. Między lutym a lipcem 1942 roku Szapiro formułuje pojęcia boskiego płaczu i cierpienia Boga. „Bóg nie odpowiada na cierpienia Żydów nie dlatego, że ich porzucił. Bóg sam cierpi, a Jego udręka jest tak wielka, że pragnie płakać w ukryciu, w wewnętrznej komnacie niebios. To wycofanie się Boga jest znakiem zbliżającej się Apokalipsy, ale Bóg nie ucieka ze świata stojącego na progu katastrofy. Dzięki Torze, którą zostawił człowiekowi, można niejako wedrzeć się do owej komnaty i połączyć się z Bogiem w Jego bólu” 4

Dla chrześcijan „łączenie się z bólem Boga” nie jest niczym nowym. Wychowujemy się w tradycji Wielkiego Piątku i Gorzkich żali. Niezwykłe jest takie objawienie Boga poza kręgiem wiary w Chrystusa, zarówno u rabina Szapiro, jak i u Etty. Hillesum idzie jeszcze dalej niż Szapiro, dalej w kierunku światła naszej wiary. W jednym miejscu obecna jest w jej pamiętniku wprost intuicja Trójcy Świętej, tak przynajmniej to odbieram: „W zasadzie moje życie jest nieustannym nadsłuchiwaniem mojej duszy, innych i Boga. A kiedy mówię, że »natężam słuch« — oznacza to właściwie, że Bóg we mnie nasłuchuje. To coś najistotniejsze i najgłębsze we mnie, co słucha najistotniejszego i najgłębszego, nie jest mną. To Bóg zwraca się do Boga”. Chrześcijańska mistyka to życie Trójcy Świętej w ludzkiej duszy. To winny krzew, niosąc latorośl, poddaje ją w ręce tego, kto uprawia. „Ojciec mój umiłuje go i do niego przyjdziemy i w nim będziemy przebywać” — mówi Jezus. Obaj będą przebywać, przebywać będzie Trzech.

Świadectwo Hillesum jest chrześcijańskie w dwóch wymiarach: słowa i życia. Zdania, które zostały na papierze, są tak przejmujące, ponieważ Etty, udając się dobrowolnie do obozu, pracując w nim i niosąc innym pomoc — potwierdziła je. „To jedyny sposób, w jaki można obecnie wieść żywot — pisze w liście do Marii Tuinzing — żyć bezinteresowną miłością do innej udręczonej istoty — niezależnie od jej narodowości, rasy czy przekonań”. „Sądzę więc, może dziecinnie, lecz uparcie, że tylko miłość — o której pisał kiedyś Żyd Paweł w trzynastym rozdziale pierwszego listu, skierowanego do mieszkańców Koryntu — byłaby w stanie sprawić, by ta ziemia trochę bardziej nadawała się do zamieszkania” — napisała tonem konkluzji w długim liście z końca 1942 roku. Ostatnia relacja o niej z dnia, gdy udała się z całą rodziną na transport, brzmi tak: „Pojawiła się na transportowym bulwarze (…) pogodna, rozmowna, uśmiechnięta i mająca dobre słowo dla każdego, kogo spotkała po drodze, tryskająca humorem, może ciut melancholijna, ale naprawdę nasza Etty taka, jaką wszyscy znamy”. 30 listopada 1943 roku Czerwony Krzyż podaje informację o śmierci Etty Hillesum w Oświęcimiu.

Istota z krwi i kości

Chcę jeszcze zwrócić uwagę na dwie sprawy. Po 11 września znaleźliśmy się niespodziewanie w ogniu wojny religijnej. Choć podobno praktyki religijne się ożywiły, przypuszczam, że wielu ludzi może od nowa reagować alergicznie na samo słowo Bóg, rozumując: skoro w Jego imię można mordować, nie chcę mieć z tym nic wspólnego. Nie będzie to jawne oskarżenie, ale przemożna chęć pozostania z boku. Refleksja Hillesum o niewinności Boga może być w naszej sytuacji znów warta przemyślenia.

Druga sprawa dotyczy recepcji pamiętnika Hillesum na Zachodzie. Domyślam się, że jest ona tak żywa z powodu drogi, którą Etty doszła do Boga. Wielu ludziom droga pozareligijna, wprost przez medytację i Biblię, może się jawić jako bardzo atrakcyjna. Ludzie są głodni Boga, a Etty tak otwarcie z Nim rozmawia. Bliska wydawać się musi na Zachodzie przez swą swobodę seksualną, do której nie przywiązuje zresztą zbytniej wagi. Uważa, że erotyzm nie miał dla niej wielkiego znaczenia i został zastąpiony przez bardziej pojemne uczucie, przez miłość do Boga i całej ludzkości. Jest jednak istotą z krwi i kości. Ukazuje, że obie te dziedziny: życie seksualne i praca artystyczna, nie muszą przeczyć medytacji i głębokiej więzi z Bogiem. Do końca pozostaje zanurzona w świecie. Staje się świadkiem żywego Boga, Boga Abrahama, Izaaka, Jakuba, i myślę, że możemy dodać: oraz Jezusa Chrystusa.

1 Etty Hillesum, Przerwane życie. Pamiętnik 1941–1943, Kraków 2000, Wydawnictwo WAM, 246 s.
2 Myślące serce. Listy Etty Hillesum, Kraków 2002, Wydawnictwo WAM, 154 s.
3 Jacek Leociak, Tekst wobec Zagłady (O relacjach z getta warszawskiego), Wrocław 1997, Wydawnictwo FNRNP, s. 310.
4 Ibidem, s. 313.

Ewangeliczny język Etty Hillesum
Dorota Szczerba

(ur. 21 maja 1962 r. w Warszawie – zm. 15 lutego 2024 r.) – teolożka, tłumaczka, autorka książek z zakresu duchowości. Była córką historyka teatru i pisarza Zbigniewa Raszewskiego. Po ukończeniu XVII LO im. Andrzeja Frycza...

Produkt dodany do koszyka

Zobacz koszyk Kontynuuj zakupy

Polecane przez W drodze