Ewangelia według św. Jana
Idę przez życie, wśród tęcz i burz, ale z czołem dumnie wzniesionym, bo jestem dzieckiem królewskim, bo czuję, że krew Jezusa krąży w żyłach moich, a ufność swoją złożyłam w wielkim miłosierdziu Pańskim (Dz II, 992).
Bóg na wygnaniu
Bóg na wygnaniu 1 — tak Chantal Millon–Delsol zatytułowała swój esej, w którym podejmuje próbę zdiagnozowania sytuacji duchowej świata współczesnego. Tekst ten wywołał burzliwą dyskusję nad Sekwaną, ale i nad Wisłą postawiono szereg pytań o zasadność i trafność wielu kategorycznych stwierdzeń czy zbyt gładkich i łatwych uogólnień. Nie czas teraz i miejsce na analizę i polemikę. Chciałbym jednak zwrócić uwagę na fakt, iż nawet przy dość pobieżnej lekturze artykułu wątpliwość budzi adekwatność użytego tytułu. Otóż, Delsol znacznie mniej mówi o „wygnanym Bogu” niż o doświadczeniu człowieka współczesnego rozdartego między pragnieniem absolutu a lękiem przed przyjęciem Boga, zawierzeniem Mu. Myślę, że nieprzypadkowo tak właśnie się stało i tak się dzieje w obficie trafiających dzisiaj w ręce czytelników wypowiedziach — bardziej i mniej udanie — podejmujących problematykę relacji Boga i człowieka. I z całą pewnością istnieje taka troska o człowieka, która jest też troską o Boga. Jednak można też tak zagubić się w „dalekiej krainie” rozczarowań i niepewności człowieczych, że ból i dramat opuszczonego Boga staje się obojętny. W swoim opuszczeniu przez ludzi, także przez tak zwanych wierzących, „Bóg na wygnaniu” oczekuje człowieka, który w prostocie wiary i w pokorze serca przyjąłby dar Jego bezinteresownej miłości. Miłości, która chce być kochana, tak jak pięknie i mądrze ukochana została w sercach świętych: Izaaka Syryjczyka, Franciszka z Asyżu, Julianny z Norwich, Katarzyny Sieneńskiej, Sylwana z Góry Athos, Teresy z Lisieux czy Faustyny Kowalskiej. Każda z tych historii ukochania Boga jest niezwykłą przypowieścią o możliwej wspólnocie Boga i człowieka, wspólnocie wydającej zadziwiające owoce pokoju i dobra. Pochylmy się zatem nad tą, która wydarzyła się na polskiej ziemi i jest zdaniem Jana Pawła II, szczególnym „darem Bożym dla naszych czasów” .
Wiedza miłości
Święta Faustyna, przemierzając drogę krzyża z Wieczernika na Golgotę, była przy swym Panu i Mistrzu na wszystkich drogach wygnania i upokorzenia, bólu i cierpienia. Rozpoznała nie tylko dramat odrzucenia i nieufności ludzkiej, ale też najgłębszą tęsknotę w sercu Boga za bliskością i miłością człowieka.
W czasie Mszy św. — zanotowała Faustyna — ujrzałam Pana, który mi powiedział: „Połóż swą głowę na piersi Mojej i odpocznij”. Przytulił mnie Pan do Serca swego i powiedział: „Dam ci cząstkę męki Mojej, ale nie lękaj się, ale bądź mężna” (Dz III, 1053).
Miłość jest mężna, „wszystko znosi, wszystkiemu wierzy (…) wszystko przetrzyma” (1 Kor 13,7), dlatego Faustyna wytrwała, a Pan udzielił jej poznania i zgłębiła tajemnicę „wszechmocy miłości i miłosierdzia Jego” (Dz III, 1054). Wydarzyło się to zupełnie jak w Ewangelii Janowej, kiedy to Apostoł, spoczywając na piersi Zbawiciela, zapisał radosną nowinę: „Bóg jest miłością” (1 J 4,8). Jednym głosem mówią mistycy i święci, albowiem posiedli wiedzę miłości, która przepełnia ich serca i umysły obfitością użyźniającą ludzkie poznanie. Stąd wiedzą, jak Bóg chce być kochany, aby móc wylać na swe stworzenie przepełniającą Jego wnętrze miłość. Jak Bóg pragnie użyć swego miłosierdzia, aby móc przebaczać i obejmować każdego marnotrawnego syna, który z ufnością wraca do domu. Jak Bóg chce objawiać prawdę o sobie samym, o tajemnicy swego serca stęsknionego miłości człowieka. Jednak to, co wiedzą mistycy i święci, nie zawsze wie i rozpoznaje świat zamknięty w poszukiwaniu własnej doskonałości, w pielęgnowaniu dumnej niezależności i samowystarczalności, dlatego Faustyna nie mogła tej wiedzy zamknąć w swoim sercu. Nie mogła przemilczeć tego, czego doświadczała i co rozpoznawała. Nie mogła nie mówić, jak bardzo Bóg miłuje człowieka. Zachęcała swych braci, aby otworzyli serca na spotkanie z Życiodajną Miłością i wkroczyli na drogi zmierzające do zawierzenia Jej życia, dlatego też „wymalowała” obraz Miłosierdzia Bożego z napisem „Jezu, ufam Tobie”.
Wierny Bóg
Bóg miłujący, życzliwie zasłuchany, wierny w swej miłości — oto znak przymierza dany przez pośrednictwo siostry Faustyny w wizerunku Miłosierdzia Bożego. Jasna postać Zbawiciela rozświetlona promieniami jest jak tęcza rozpostarta między człowiekiem i Bogiem, ufnością i Miłosierdziem, między śmiercią i Zmartwychwstaniem. Tęcza ta opowiada o cudownej obecności zmartwychwstałego Pana w usprawiedliwiającej, oczyszczającej wodzie i w życiodajnej, odradzającej krwi. Opowiada sakramentalną przypowieść o przeobfitym zdroju łaski wytryskującym z Eucharystii i chrztu świętego. Oto przesłanie kochającego Boga dla współczesnego człowieka — zaprawdę błogosławiony, kto czyta znaki czasu, kto z ufnym sercem otwiera się na nie. „Patrz na tęczę i wychwalaj Tego, kto ją uczynił, nadzwyczaj piękna jest w swoim blasku” (Syr 43,11) — zdaje się wołać na cały świat siostra Faustyna. Sam Bóg wybrał tęczę na święty znak przymierza, gdy Noe po potopie złożył dziękczynną ofiarę. Potem, z pokolenia na pokolenie, prześwietlał On swymi promieniami ludzkie dzieje, podtrzymując, ratując i przeprowadzając przez morza, pustynie i cieniste doliny. Cała historia spotkania Boga z człowiekiem zapisana w Biblii opiera się na miłosiernej pamięci i czynie Boga względem błądzącego człowieka. Ostatecznie wierny okazał się Bóg przymierzu swemu, gdy „tak umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał” (J 3,16). Gdy w Synu Jedynym wypowiedział miłosierne Słowo nad światem i obdarował świat miłosiernym Czynem. Tak spotkały się ziemia i niebo, gdy Słowo stało się ciałem, gdy ojczyzną ciała stało się niebo. Jakże potrzeba dzisiejszemu światu tego przesłania o niezłomnej wierności Boga. Jest to prawda ożywcza i wskrzeszająca z niewoli zwątpienia, pustki i rozpaczy. Bóg nie zmęczył się swoim stworzeniem, nie zniechęcił się, nie przestał miłować pomimo ludzkich grzechów i przewinień. Właśnie nie pomimo, ale przez wzgląd na słabość tak wielką, Ten, który jest Miłością — w sprawiedliwości swej — jest Miłosierdziem, aby nie potępiać, ale zbawić.
Faustyna rozpoznaje w Jezusie Chrystusie wielkiego „Miłośnika ludzkiego zbawienia”, Boskiego Pośrednika i Króla Miłosierdzia. Wie, że to w Jezusie Bóg Ojciec otworzył zbawienne źródła miłosierdzia, że to Jezus jest pieczęcią przymierza, Emmanuelem — Bogiem z nami. Oprócz Niego „nie dano ludziom pod niebem żadnego innego imienia, przez które moglibyśmy być zbawieni” (Dz 4,12). Wie także, że „dwa zdroje wytrysły w kształcie promieni z Serca Jezusowego, nie dla aniołów ani Cherubinów, Serafinów, ale dla zbawienia człowieka grzesznego” (Dz II, 522). To jest błogosławiona wiedza, która pozwala Mistyczce z Krakowa przyzywać człowieka „na wygnaniu” do ufnego zawierzenia życia swego miłosiernemu Panu.
Otwarta brama
Bóg niecierpliwy w swej miłości, wychodzący do człowieka w Zmartwychwstałym — oto ikonograficznie przypomniana biblijna przypowieść o miłosiernym ojcu. Jasna postać idącego Zbawiciela opowiada o przebaczającej miłości, która cierpliwie szuka człowieka i pragnie dotrzeć do każdego ze swoim błogosławieństwem i łaską. Jest On jak dobry pasterz, który wędruje w poszukiwaniu zaginionej owcy. Jest jak ewangeliczna niewiasta, która zapala światło i wymiata izbę, aby znaleźć zgubioną drachmę. Jest jak kochający ojciec biegnący na spotkanie syna marnotrawiącego dobro. Faustyna z radością zapisała słowa swego Boskiego Mistrza, że zdrój miłosierdzia został otwarty na krzyżu dla wszystkich dusz i każdy ma prawo dostąpić do niego (por. Dz III, 1182). Tajemnica Wcielenia i paschalna Tajemnica sprawiły, że nie ma już ziemi wygnania, jest tylko ziemia obietnicy. Jednego zatem trzeba, „aby grzesznik uchylił choć trochę drzwi serca swego na promień łaski miłosierdzia Bożego” (Dz V, 1507). Resztę dopełni Bóg, nawet jeśli grzech jak noc byłby czarny, a człowiek stałby na krawędzi rozpaczy. Nawet gdyby w bezmiarze samotności i smutku potępiałoby go jego własne serce. Tylko jednego trzeba: zaufać szczerze i w prostocie ducha, kierować swoje serce do Boga, rzucić się w Jego miłosierne ramiona. Albowiem jak pisze Teolog: „to Bóg jest większy od naszego serca i zna wszystko” (1 J 3,20). Stoi On na straży serca zrozpaczonego z powodu grzechu, pokazując drogę, która w Jezusie raz na zawsze i uprzedzająco została każdemu człowiekowi ofiarowana. Tak, Jezus jest bramą, która nigdy już nie zostanie zamknięta, ale trzeba ufności, aby ją przekroczyć i zamieszkać w radości Ojcowskiego domu.
Cyprian Kamil Norwid pisał przed laty, iż Krzyż „stał się nam bramą”. Faustyna „namalowała” tę bramę w kształcie promiennej tęczy przymierza, która zrodziła się ze świetlistej postaci Zbawiciela, ukrzyżowanego i zmartwychwstałego. I zachęca do trwania przed obliczem Pana, do zasłuchania i do przyjęcia daru zranionego serca. Stąd płynie obfitość błogosławieństwa. Błogosławieni, którzy dostrzegają cichą i wierną obecność Pana, albowiem dobre i łagodne będą ich dni i noce. Błogosławieni, którzy słyszą wytryskujące źródło wody żywej, albowiem pragnąć nie będą i bez lęku przemierzać będą nawet pustynne i skaliste drogi. Błogosławieni, którzy serce mają, by kochać i współczuć, albowiem w prostocie i w ufności wybierać będą paschalne przestrzenie życia nowego. Błogosławiona jest wiedza o wiernej Miłości.
Wśród tęcz i burz
Bóg wierny swej miłości, wybrał drogę odnalezienia i ocalenia człowieka w ogołoceniu i uniżeniu Syna swego Jezusa Chrystusa. Świadectwo tej drogi, ubóstwa aż po samotność i posłuszeństwa aż po opuszczenie, zapisane jest w wizerunku zmartwychwstałego Pana. Prawdziwie wśród tęcz i burz wiedzie paschalna droga. Pascha Chrystusa — Cierpiącego Sługi i Uzdrawiającego Lekarza złączyła w sobie trud i wyzwolenie, ból i pocieszenie, dlatego tak bliskie człowiekowi i prawdy o życiu jest przekazane przez Faustynę przesłanie. Zranione serce Jezusa, męka w Jego oczach i ślady gwoździ na rękach i nogach, wszystko to opowiada o wiernej miłości aż do końca. Tak, Bóg chce być blisko swego stworzenia, chce znać jego lęki i ograniczenia, grzechy, upadki i niepokoje. Wie, że żyjących dotyka udręka i cierpienie. Na nic złudzenia utopijnej ziemi, łatwych dróg na skróty, doraźnych rozwiązań i tanich sukcesów. Król Miłosierdzia, współczująco pochylając się nad losem zagubionych, nie przychodzi, aby upominać i triumfować. Nie chce nakładać ciężarów ponad ludzkie siły i nie chce gloryfikować bólu i cierpienia. Król ten nie panuje „w barokowym pałacu z marmurowych chmur” (Zbigniew Herbert). To nie jest Chrystus samowystarczalnych bogaczy, cnotliwych i obfitujących, tych, co dobrze się mają. To nie jest Chrystus etyki i literatury, filozofii i teologii. To Chrystus cichy i pokorny, który pojawia się w tęsknocie płaczącej Marii Magdaleny, w bólu niewiary apostoła Tomasza czy w rozczarowaniu wędrujących do Emaus. Staje u drzwi serc zalęknionych i zamkniętych przez dramat nieufności, obojętności i utraty wiary.
Obecność cichego Boga u boku człowieka; Jego serce współczująco otwarte, czekające i spragnione — oto największa tajemnica czasu naszego. I właśnie dla tego czasu siostra Faustyna opisała świadectwo swej solidarności z pogrążonymi w niewierze braćmi:
Ciemność duszy. Straszne pokusy przycisnęły mnie co do wiary świętej. (…) nie myślałam, aby tego rodzaju cierpienie istnieć mogło. Nicość — to rzeczywistość. (…) W jednej chwili dusza moja została jako skała: oschła, pełna udręki i niepokoju. (…) Nieufność i rozpacz zagościła w sercu moim. Oto jest stan biednych, który przyjęłam na siebie (Dz V, 1558; Dz I, 311).
Istnieje oczywiście istotna różnica między sytuacją niewiary a próbą wiary. W sposób analogiczny mówić jednak można o wspólnym doświadczeniu prawdziwego cierpienia wynikającego z szeroko rozumianego kryzysu nocy ciemnej. Faustyna własnym życiem rozpoznała, że możliwa jest burza wśród tęcz i dotkliwe pragnienie blisko źródła wody żywej, dlatego w radości ocalenia, z głębokości zadziwienia nad matczyną czułością i ojcowską wiernością Boga, woła na cały świat: „kochajcie Boga, bo dobry jest i wielkiego miłosierdzia” (Dz V, 1372). Jest współczujący i miłosierny i nie chce samotności i śmierci człowieka, ale jego ocalenia. Zmartwychwstały zwiastuje zwycięstwo życia nad śmiercią, miłości nad nienawiścią, nadziei nad rozpaczą, światła nad ciemnością. Przed Jego obliczem każdy może rozpocząć życie nowe, nad którym zajaśnieje świetlista tęcza — znak obietnicy i obecności — znak przymierza.
Triumf ufności i nadziei
Jezus Chrystus „stoi u drzwi serca każdego człowieka, nie naruszając jego wolności, ale starając się z tej ludzkiej wolności wyzwolić miłość” (Dives in Misericordia, 8). Za zamkniętymi drzwiami często przebywa samotny człowiek, boleśnie rozdarty między unicestwiającą potęgą negacji a zniewalającym narcystycznym samouwielbieniem. Czasem oferuje się mu „luksus dogmatów i tradycji, które choć w obrębie samej religii mają status świętości, jemu wydają się czymś przesadnym, przynajmniej w odniesieniu do pytań, które sobie stawia” (Ch. Millon–Delsol). Jednak kiedy drzwi serca zostaną ufnie uchylone, może wydarzyć się wyzwalające spotkanie z miłującym Zbawcą. Jest to zawsze chwila radykalnej zmiany życia i radosnego przywrócenia wewnętrznej wolności.
Faustyna wie, że takiego spotkania pragnie dla każdego człowieka dobry Bóg. Wie, że doświadczenie darmowego obdarowania, niezwykłego Daru–Miłości, rozsadza wszystkie karłowate i zastępcze przejawy powierzchownej religijności, infantylnej negacji i buntu czy dramatycznego odrzucenia Boga. Jej orędzie o przebaczającej miłości Chrystusa rozprasza samotność i pokazuje, gdzie naprawdę znajduje się ludzka wolność. Wszak wolnością żyje człowiek w takiej mierze, w jakiej uczestniczy w miłości Boga. „Człowiek nie może żyć bez miłości (…) jego życie — mówi Jan Paweł II — jest pozbawione sensu, jeśli nie objawi mu się Miłość, jeśli nie spotka się z Miłością” (Redemptor hominis, 10). Tak, zmartwychwstały Chrystus staje w obronie najgłębszego sensu życia, który objawia się w wolności człowieka, w poszanowaniu jego godności i prawdy istnienia. Rozprasza On złudne przekonanie o samowystarczalności, absolutnej wolności i autonomii, a uczy pokornego zawierzenia i zaufania.
Jezu, ufam Tobie — to słowa otwierające przestrzeń radosnego chrześcijaństwa. To zarówno obrona przed zwątpieniem i zniechęceniem, jak i przesłanie dające nadzieję, otuchę, odwagę do życia i przeczucie jego celu. Kto zaufał Panu, ten biegnie na drogach pojednania, a trud nawrócenia przemienia w miłość. Ma współczujące serce i mądre oczy zdolne zauważyć i zrozumieć bliźnich w ich rozczarowaniach i zagubieniu. Wypraszając miłosierdzie Boże „dla nas i świata całego”, sam staje się dobrym zwiastunem. W jego życiu wypełnia się prawda i nowość Ewangelii, albowiem słowa owocują w nim miłosiernym czynem. Tę błogosławioną zdolność „czynienia prawdy w miłości” (Ef 4,15) daje Duch Święty, którego sam Zbawiciel nazwał Obrońcą i Pocieszycielem. I jako Pocieszyciel, Dar Zmartwychwstałego uobecnia się w „tęczowym znaku przymierza”, gdzie wodą chrztu obmywa i ogniem miłości rozświetla serce człowiecze, dlatego Faustyna przyzywa Jego obecności:
O Duchu Boży, Duchu miłości i miłosierdzia, który wlewasz w me serce balsam ufności. Twa łaska w dobrym mą duszę utwierdza, dając jej moc nieprzezwyciężoną — stałość (…). Pragnę zawsze żyć w Twej, Duchu Boży, obecności (Dz V, 1411).
W Duchu Świętym rodzi się prawdziwa duchowość człowieka. Dzięki Jego „życiodajnemu tchnieniu”, a nie dzięki ascetycznemu ćwiczeniu, magicznym czy gnostyckim praktykom. Każdy, kto odrodził się z wody i Ducha Świętego (por. J 3,5), wezwany jest, aby owocną czynić Jego obecność w swoim życiu. Na tej właśnie drodze Duch Święty sprawia, że człowiek coraz pełniej „odnajduje siebie poprzez bezinteresowny dar z siebie” (Mulieribus dignitatem, 7). W ten sposób rodzi się ewangeliczna jakość istnienia, prawdziwa duchowość ogarniająca całe życie człowieka w akceptacji jego dziejów i świata. W takiej akceptacji nie ma zgody na zło i rozpacz, ale jest niezwykła siła współczucia i dobra, podtrzymującej miłości i wielkiej, odważnej nadziei. Nadziei, że miłosierny Bóg, Ten, który świat zwyciężył, w każdym ludzkim sercu odniesie zwycięstwo.
Błogosławiony, kto w takiej nadziei zamieszkuje ziemię, albowiem radosną pieśń dziecięctwa i ufności przed obliczem Króla Miłosierdzia śpiewać może: „Idę przez życie, wśród tęcz i burz, ale z czołem dumnie wzniesionym, bo jestem dzieckiem królewskim, bo czuję, że krew Jezusa krąży w żyłach moich, a ufność swoją złożyłam w wielkim miłosierdziu Pańskim”.
1 Ch. Millon–Delsol, Bóg na wygnaniu, „Znak” 10/2001, s. 9–23.
Oceń