Czy uzależniony może być wartościową osobą?

Czy uzależniony może być wartościową osobą?

Oferta specjalna -25%

Ewangelia według św. Łukasza

0 opinie
Wyczyść

Jola wielokrotnie słyszała od swoich synów: „Mamo, w tym domu jesteś zerem”. Podczas domowych kłótni potrafili jej wykrzyczeć, że lepiej byłoby, gdyby umarła. W oczach domowników nie przedstawia żadnej wartości. Sama o sobie woli mówić: „Jestem nieuleczalnie chora”.

Zamieszczenie niniejszego artykułu w katolickim miesięczniku sprawia, że tytułowe pytanie można zaklasyfikować do gatunku pytań retorycznych albo, co gorsza, źle sformułowanych, bo przecież każdy z nas jest dzieckiem Bożym stworzonym na Jego obraz i podobieństwo. Z tego faktu wypływa prawda o niepodważalnej ludzkiej godności.

Rzeczywiście w świetle nauki Kościoła odpowiedź na tak postawione pytanie jest prosta i jednoznaczna. Jednak w prozie życia nie jest to już takie oczywiste, zwłaszcza w rodzinach, których ten problem dotyka. Wystarczy zresztą prześledzić swoje myślenie na temat ludzi uzależnionych i skonfrontować się z uczuciami, jakie wywołują w nas tego rodzaju przypadki. Bez większego angażowania naszej wyobraźni i bez ryzyka popełnienia błędu możemy powiedzieć, że w tej kwestii trudno będzie o pozytywne opinie i przyjemne emocje.

Poczucie wartości

Poczucie wartości tworzy się w dzieciństwie na podstawie przekazów od rodziców i opiekunów. Jeżeli adekwatnie wzmacniają oni zasoby dziecka, wtedy rodzi się przekonanie – „jestem OK”. Jestem OK, nawet jeśli czasami czegoś nie potrafię, jeśli popełniam błędy i nie wyciągam z nich żadnych konstruktywnych wniosków.

Jeżeli natomiast w tej fazie rozwoju dorośli poniżają dziecko, zawstydzają je, ośmieszają, przyłapują na błędach i je nagłaśniają lub w niezdrowy sposób idealizują, wtedy powstaje przekonanie – „nie jestem OK”. Przykładem mogą być dzieci z dysfunkcyjnych rodzin alkoholowych. Dzięki pracy terapeutycznej z ludźmi z syndromem DDA (Dorosłe Dzieci Alkoholików) wiem, że w dorosłym życiu bardzo trudno im w sposób adekwatny oceniać siebie i swoje możliwości. Osoby takie stosunkowo często mają niskie poczucie wartości.

Przykładem jest Grażyna. Skończyła dwa fakultety, zna biegle dwa języki, ma swoją dobrze prosperującą firmę i poczucie, że „jest do niczego”. Kiedy próbowałem konfrontować ją z rzeczywistością, odpowiadała zawsze to samo: „Od dziecka słyszałam w domu, że jestem głupia, beznadziejna i brzydka”. Z czasem uwierzyła w to i sama tak o sobie myślała.

Robert natomiast w dzieciństwie był idealizowany i „szkolony na człowieka sukcesu”. Rodzice posyłali go do dobrych szkół, opłacali korepetycje i mówili, że to musi w przyszłości zaprocentować. Był podziwiany i chwalony za każdy sukces. Przy najmniejszym niepowodzeniu matka robiła mu wyrzuty, że ich zawiódł, a oni tyle w niego inwestują. Po jakimś czasie zauważył, że tylko wtedy jest wartościowy i kochany, kiedy spełnia oczekiwania rodziców i kiedy odnosi sukcesy. Teraz jako dorosły człowiek ma sporo problemów z realną oceną swojej wartości. Przy najmniejszym niepowodzeniu uruchamia się w nim „czarnowidztwo” i traci grunt pod nogami.

Dorosły człowiek buduje swoją wartość na podstawie informacji otrzymywanych od partnerów i innych ważnych dla niego osób, ale przede wszystkim na podstawie własnych działań. To właśnie one w dużej mierze wpływają na poczucie naszej wartości. Mogą to być osiągane cele, sukcesy – zawodowe, edukacyjne, ekonomiczne, udane relacje z innymi, szacunek i uznanie ze strony ludzi. Człowiek ze zdrowym poczuciem wartości zna swoje zasoby, ale i ograniczenia. Akceptuje siebie i innych. Swoją wartość opiera na swoich działaniach, a nie na afirmacjach ze strony drugiej osoby.

Człowiek uzależniony na skutek swego nałogowego funkcjonowania wprowadza w obszarze wartości spore zamieszanie. Dokonywane przez niego wybory wprowadzają nowy sposób postrzegania siebie i otaczającej go rzeczywistości. Ponadto zaburza swoją zdolność rozeznawania tego, co jest dla niego dobre, a co złe.

Destrukcja jako konsekwencja nałogu

Osoba, która przez dłuższy czas funkcjonuje w sposób nałogowy, wprowadza w swoje życie różnego rodzaju destrukcje, które w tej specyficznej chorobie są nieuniknione i narastają w miarę nasilania się uzależnienia. Rozmiar degradacji będzie uzależniony od stopnia rozwoju choroby i czasu jej trwania. Najczęściej pojawiające się straty to utrata szacunku do samego siebie, utrwalone poczucie winy i wstydu, pogorszenie się stanu zdrowia fizycznego i psychicznego, rozpad więzi rodzinnych, długi finansowe, utrata wiarygodności, tracenie czasu, chaos w świecie wartości, kłopoty z prawem. Dzieje się tak na skutek utraty kontroli nad swoim życiem. Używając metafory, można by powiedzieć, że życie takiemu człowiekowi zaczyna przeciekać przez palce. Przychodzi mu czasami pomysł na „walkę z nałogiem”, ale i tak wcześniej czy później pozwala mu się uwieść.

Jak można tego nie widzieć?

Gdy przyjrzymy się dezorganizacji życia osoby uzależnionej, może zrodzić się w nas pytanie: Czy ten człowiek tego wszystkiego nie widzi?

Dla kogoś wolnego od nałogów może się to wydawać absurdalne i nie do uwierzenia. Jednak warto wiedzieć, że człowiek uzależniony podlega działaniu psychologicznych mechanizmów uzależnienia 1 Jednym z nich jest nałogowe regulowanie uczuć, które w praktyce sprowadza się do pragnienia opanowania emocji przez środki chemiczne lub za pomocą określonych zachowań (hazard, objadanie się, zakupy, nadmierna praca, przygodny seks).

W taki właśnie sposób funkcjonuje Marek – młody lekarz uzależniony od seksu. Miał pięć lat, gdy zaczął się masturbować, pierwszy stosunek odbył z prostytutką jako szesnastolatek. Po pięciu latach „zaliczania” partnerek i równoległej masturbacji ożenił się i na jakiś czas zachowania te ustały. Uprawiał seks z żoną raz lub dwa razy dziennie; potem zaczął realizować swoje obsesje także przez masturbację. Ten wzorzec trwał do trzydziestego pierwszego roku życia, kiedy skończył specjalizację i otworzył swoją własną praktykę. W tym samym czasie przeżył konwersję i stał się gorliwym wyznawcą Chrystusa. Jak na ironię, wraz z rozwijającym się zaangażowaniem religijnym, rozwijały się jego erotomania i alkoholizm. W tym samym czasie odkrył seks homoseksualny w jakimś klubie dla kulturystów. Miał kochanka za kochankiem, których zapraszał do swojego gabinetu. Po jakimś czasie zamawiał już dwóch mężczyzn lub dwie kobiety, by osiągnąć satysfakcję. Kiedy nie udało mu się zrealizować swych erotycznych fantazji, wtedy autentycznie cierpiał i czuł się bardzo nieszczęśliwy. Cały czas był mężem i ojcem dwójki dzieci. Gdy czuł się podle i przychodziły wyrzuty sumienia, natychmiast wychodził z domu i szedł do pobliskiej agencji towarzyskiej. Po obsesyjnym seksie czuł ukojenie i ulgę.

Osoby uzależnione żyją w świecie iluzji, dochodzi u nich do poważnych zniekształceń rzeczywistości. Dzieje się tak poprzez: zaprzeczanie („to nie mój problem”), minimalizowanie („nic wielkiego się nie stało”), obwinianie innych („to przez ciebie znów się napiłem”), racjonalizowanie („grałem, bo przecież potrzebujemy forsy”), wybiórcze postrzeganie („to nie tak, jak myślisz”), koloryzowanie wspomnień („po lekach lepiej mi się uczyło”).

Doskonale ilustruje to przykład Jadwigi uzależnionej od komputera, Internetu i pornografii. W każdej wolnej chwili siedziała przy komputerze, bo była przekonana, że ma coś ważnego do zrobienia, choć w rzeczywistości sprowadzało się to do oglądania różnych stron pornograficznych. Mąż coraz częściej zwracał jej uwagę, że zbyt wiele czasu spędza w sieci i przez to zaniedbuje domowe obowiązki. Chcąc uwolnić się od wyrzutów sumienia, całą winę zrzucała na szefa, który – jak twierdziła – zlecał jej tak dużo pracy, że musiała wykonywać ją nawet w domu, co odbywało się kosztem rodziny. Przełożeni kilkakrotnie mieli do niej pretensje, że czatuje w czasie pracy, zamiast wykonywać zlecone zadania. Po dwóch dyscyplinarnych upomnieniach została wyrzucona z pracy. Mężowi powiedziała, że szef czepiał się jej od samego początku. Rodziców poinformowała, że i tak nigdy nie lubiła tej pracy i dlatego jest zadowolona z takiego rozwoju wydarzeń. Zapewniała wszystkich, że nic wielkiego się nie stało, bo z pewnością znajdzie sobie lepszą pracę. I rzeczywiście tak się stało. Po krótkim czasie powtórzyły się jednak te same problemy w nowym miejscu zatrudnienia. Tym razem wystarczyło jedno upomnienie i została zwolniona. Na uwagi męża dotyczące komputera denerwowała się i mówiła, że nie ma żadnego problemu, bo przecież są dni, kiedy w ogóle nie wchodzi do Internetu. Oczywiście nie było to prawdą, ale ona była głęboko przekonana, że tak właśnie jest. Wiele razy obiecywała mężowi, że z tym skończy, ale na obietnicach się kończyło. Kiedy choroba stała się nie do zniesienia dla domowników, mąż odszedł od niej, zabierając ze sobą dzieci. Zareagowała na to poczuciem krzywdy, mówiąc sobie i innym, że mąż nigdy jej nie kochał i dlatego ją zostawił.

Ważnym problemem, który wskazują psychologowie zajmujący się terapią uzależnień, jest mechanizm rozpraszania i rozdwajania „ja”. W praktyce człowiek uzależniony ma poważne problemy ze znalezieniem rzeczowej odpowiedzi na dwa podstawowe pytania: „Kim jestem” i „Jaki jestem”?

Darek jest uzależniony od narkotyków. Pracuje w szkole jako nauczyciel. Kiedy jest na „haju”, wydaje mu się, że jest świetnym pedagogiem, że młodzież go podziwia, szanuje i czerpie z niego wzór. Jest wtedy zadowolony z siebie i takiej samej oceny spodziewa się ze strony dyrektora i całego grona nauczycielskiego. Przywołuje wtedy w pamięci udane olimpiady swoich uczniów, zaliczając je do własnych sukcesów. Jego poczucie wartości tryumfuje. Jednak kiedy narkotyki przestają działać, powracają jak nocna zmora wspomnienia niepowodzeń i kompromitacji w oczach swoich uczniów: upalenie się podczas wycieczki z klasą, której był wychowawcą, wygłupy taneczne z uczennicami podczas studniówki, niestosowne żarty podczas lekcji prowadzonych pod wpływem narkotyków. Jego poczucie wartości mocno się obniża, czuje do siebie wstręt, ma poczucie winy i wstydu. Myśli o sobie, że jest złym człowiekiem i pedagogiem, że deprawuje młodzież, a swoim zachowaniem dyskredytuje zawód nauczyciela. Takie dwa skrajne stany walczą w nim naprzemiennie i dlatego Darek nie wie, co tak naprawdę ma o sobie myśleć. Kiedy dopadają go wyrzuty sumienia, wtedy reguluje swoje emocje nową porcją narkotyku i znów w jego myśleniu o sobie pojawiają się satysfakcja i zadowolenie, a jego poczucie wartości powraca na nieadekwatnie wysoki poziom.

Złudzenia to myśli skazane na straty

Osoba uzależniona narusza cenione przez siebie normy i wartości. Jest to zwyczajne i codzienne. Czerpie satysfakcję z nałogu za tę właśnie cenę. „Kac moralny” to przecież nic innego, jak skutek naruszania norm i wartości. Człowiek funkcjonujący nałogowo w pierwszych stadiach choroby jest zdolny do dokonywania godnych uczynków, jednak wraz z rozwojem uzależnienia jego postępowanie coraz częściej pozostaje w sprzeczności z cenionymi przez niego wartościami.

Dopóki to możliwe, dąży do zachowania swojego poczucia godności, demonstrując innym uczynki moralnie wartościowe.

Adam, pijący alkoholik, często jest bardzo agresywny w domu. Za to w pracy jest cenionym fachowcem, cieszy się dobrą opinią. Jego żona, wielokrotnie pobita, chcąc ukryć ten fakt, brała zwolnienia lekarskie i nie chodziła do pracy. Ukrywała się w domu i czekała, aż siniaki znikną. W oczach sąsiadów, krewnych i znajomych Adam uchodzi za człowieka miłego, sympatycznego i ciepłego. W domu jest katem i oprawcą. Dla obcych jest wartościowym i cenionym człowiekiem. Dla żony i dzieci jest „nikim” (tak wyrażają się o nim żona i dzieci). Efektem takiej sytuacji jest to, że Adam żyje w podwójnym świecie. Jest świat „na eksport” i świat domowego piekła.

Jola jest uzależniona od alkoholu. Ma męża i dwóch dorosłych synów. Kilkanaście razy próbowała się leczyć, ale nie potrafiła utrzymać abstynencji i wracała do picia. Na skutek pijaństwa zaciągała długi lub wynosiła z domu wartościowe przedmioty. Podczas sesji terapeutycznych ze łzami w oczach opowiadała o tym, że najtrudniejsze było dla niej to, kiedy synowie mówili do niej: „Mamo, w tym domu jesteś zerem”. Podczas domowych kłótni wiele razy słyszała, że lepiej byłoby, gdyby umarła. W oczach domowników nie przedstawia żadnej wartości. Sama o sobie woli mówić: „Jestem nieuleczalnie chora”.

Nikt ciebie nie potępił

Nadchodzi trudny moment zmierzenia się z pytaniem postawionym w tytule artykułu. Odpowiedź nie będzie łatwa, bo i sytuacja uzależnienia do łatwych nie należy. Człowiek będący w czynnym nałogu bardzo poważnie obniża swoją wartość. Jednak to, na ile jego godność została podeptana, zależy od stopnia uzależnienia. Może zatem być tak, że osoba w czynnym nałogu będzie prowadziła podwójne życie. Na przykład kapłan, który jest cenionym kaznodzieją lub katechetą, jest też alkoholikiem co jakiś czas zamykającym się w pokoju i wpadającym w swój kolejny alkoholowy ciąg. Przez ludzi znających jego problem będzie postrzegany niekorzystnie i nisko oceniany. Kiedy znów pojawi się na ambonie, będzie porywał swoim słowem liczne rzesze słuchaczy. Dla tych drugich będzie wciąż wartościowym kapłanem.

Inna jest sytuacja tych, którzy przez nałóg stracili już prawie wszystko. To są ci, którzy znaleźli się na marginesie życia społecznego: narkomani mieszkający w melinach, alkoholicy sypiający na dworcach lub pod mostem, seksoholicy po licznych skandalach lub wyrokach sądowych, hazardziści, których z powodu zaciągniętych długów ściga policja lub mafia. Śmiem twierdzić, że ci całkowicie stracili swą wartość w oczach zdrowego społeczeństwa. To są ludzie, którym nie podaje się ręki, którym nie mówi się „dzień dobry”, których omija się z daleka, których się nie odwiedza i nie zaprasza. Na ich widok przechodzi się na drugą stronę ulicy, bojąc się, że znów będą chcieli pożyczyć pieniądze lub będą składać niemoralne propozycje.

A jak to się ma do nauki Kościoła? Chrystus nikogo nie potępiał, choć wiedział o niemoralnym życiu ludzi sobie współczesnych. Przypomina mi się w tej chwili scena spotkania z jawnogrzesznicą. Jej czyny były godne potępienia, ale Jezus jej nie potępił. Uzależnienie jest chorobą, a nie grzechem. Chory potrzebuje pomocy i dlatego Kościół bardzo często modli się za wszystkich uwikłanych w nałogi. Dopóki człowiek żyje, ma cały czas szansę na powrót do godnego życia.

Pozwólcie mi wrócić

Punktem zwrotnym w odzyskiwaniu utraconej godności jest zrozumienie samego siebie. Pomóc może w tym odbudowanie własnej duchowości, która uzdalnia człowieka do znalezienia odpowiedzi na pytanie: kim jestem, skąd się wziąłem, dokąd zmierzam, dzięki jakim wartościom mogę osiągnąć cel mojego życia? Takim momentem przełomowym w życiu osoby uzależnionej jest uznanie przez nią swej choroby. Bardzo pomocny może być tutaj udział w profesjonalnej terapii dla osób uzależnionych. Jeżeli taki człowiek weźmie odpowiedzialność za swoje życie, zacznie realizować cele, jakie sobie wyznaczy, będzie odnosił sukcesy, odbuduje zdrowe relacje z innymi ludźmi, wtedy ma szansę odzyskać utracone poczucie własnej wartości.

Niektórzy uzależnieni zbyt długo trwali w nałogu i doprowadzili siebie do duchowego bankructwa. Tym ludziom może towarzyszyć lęk przed powrotem do zdrowego społeczeństwa. Lęk dotyczyć będzie tego, czy ludzie ich przyjmą, czy im wybaczą. W procesie zmian bardzo istotny będzie moment wybaczenia samemu sobie. Z rozmów z moimi pacjentami wiem, że jest to jeden z najtrudniejszych momentów w terapii. Stosunkowo często można usłyszeć od nich takie zdania: „Jak mogłam to wszystko zrobić samej sobie” lub „Nie mogę sobie tego wybaczyć”. Akt wybaczenia samemu sobie otwiera w człowieku miejsce na głębszy rozwój osobisty. Znam wielu ludzi uzależnionych, którym udało się wyjść z nałogowego funkcjonowania i którzy dziś prowadzą życie godne i piękne oparte na ogólnoludzkich wartościach. Dzięki cierpieniu, jakiego doświadczali, gdy trwali w chorobie, stali się bardziej wrażliwi i uważni na siebie i innych. Nierzadko pacjenci mówili wprost, że czują się tak, jakby otrzymali drugie życie. W ich przypadku wyjście z nałogu stało się początkiem odważnej wędrówki w głąb siebie. Paradoksalnie nałóg dał im podwaliny do głębszego rozwoju. Są jak owce, które zbłądziły, a potem wróciły do Chrystusowej owczarni.

Czy uzależniony może być wartościową osobą?
Zbigniew Budyn TCHr

urodzony w 1962 r. – wyświęcony 1989 roku kapłan Towarzystwa Chrystusowego dla Polonii Zagranicznej, absolwent Małopolskiego Ośrodka Szkolenia Terapeutów Uzależnień, pracował w Ośrodku Profilaktyki i Rozwiązywania Problemów Alkoholowych w Wejherowie, obecnie proboszcz parafi...

Produkt dodany do koszyka

Zobacz koszyk Kontynuuj zakupy

Polecane przez W drodze