Front walki z krocionogami
Oferta specjalna -25%

List do Galatów

0 opinie
Wyczyść

Od Kościoła katolickiego w Polsce inne Kościoły mogłyby się tego i owego nauczyć. Na przykład gorliwości i zaradności w organizowaniu w czasie letnim różnych form wakacji połączonych z formacją religijną dla dzieci i młodzieży.

W czasach PRLu wyjeżdżałem na obozy organizowane przez dynamicznego ks. Mirosława Mikulskiego. Potrafił on zawsze znaleźć jakieś wspaniałe miejsce na Mazurach, gdzie przez trzy tygodnie starzy, młodzi i małolaty bawili się w Indian, oddawali sportowym pasjom, a jednocześnie poznawali we wspólnocie katolicką wiarę. Dorosłych, którzy czuwali nad sprawami gospodarczymi, w tym przede wszystkim nad kuchnią i zaopatrzeniem, nazywaliśmy ciociami i wujkami.

Do ks. Mikulskiego nie zwracaliśmy się inaczej jak „Szefie”, choć miał i drugą, indiańską ksywkę, a mianowicie: „Tygrys”. Formuła „proszę księdza” była zabroniona. Przede wszystkim dlatego, że oficjalnie na obozie nie było żadnego księdza. Oficjalnie organizatorem obozów była Straż Pożarna albo jakiś inny zacny podmiot. Wiadomo, że ubecja tropiła i zwalczała organizowane przez księży wakacyjne wyjazdy z młodzieżą. Pamiętam, jak na jednym z obozów, kiedy rozgrywaliśmy jakieś zawody sportowe, nagle pojawili się dwaj milicjanci na motorach. Szef, który był z nami, sprytnie i szybko zniknął w lesie, tak że władza ludowa go nie zauważyła. Siedział przez pół dnia w krzakach, a milicjantom tłumaczyła się formalna kierowniczka obozu. Pomimo nękania przez milicję i ubecję ks. Mikulski dalej wyjeżdżał z nami na letnie obozy.

Dziś nie ma już utrudniającej życie ubecji. Są za to histeryczni rodzice oraz różnego rodzaju służby, które potrafią umęczyć niejednego organizatora zbożnych wakacji. Jeden z moich współbraci od lat podejmuje wakacyjnoformacyjne inicjatywy. Dzieje się to w miejscu, w którym za PRLu odbywały się setki kursów oazowych. W tym roku zdarzyło się między innymi, że pewien tatuś doniósł, iż w miejscu, gdzie ksiądz zorganizował wakacje, na których jest jego córka, łażą jakieś duże robaki. Zaalarmowane przez tatusia służby sanitarne pojawiły się w miejscu domniemanego wykroczenia. W łaźni oraz toalecie dla obozowiczów przy lesie znaleziono 5 (słownie: pięć) robaków. Skonsultowano się z entomologiem, profesorem doktorem habilitowanym, który orzekł, że owe robaki to krocionogi z gromady wije i podgromady dwuparce. Specjalista stwierdził ponadto, że krocionogi są wszechobecne i stanowią element środowiska leśnego. Żyjątka te żywią się substancją organiczną z rozkładających się roślin, nie roznoszą żadnych drobnoustrojów chorobotwórczych, nie gryzą i nie kąsają. Ergo, tatuś niepotrzebnie się martwi, że robaki stanowią niebezpieczeństwo dla jego pociechy.

W obliczu powyższej ekspertyzy inspekcja pozwoliła na kontynuowanie obozu, ale pewna inspektor, która wcześniej straszyła, że sprawa jest bardzo poważna, rzuciła na pożegnanie, iż jednakowoż tych robaków nie powinno być. Oczywiście! Jak inspektor się postara, by wokół obozu, w promieniu kilometra wyciąć las i położyć asfalt, to może robali nie będzie. Żeby było jasne, nie jestem przeciwny szacownym służbom oraz inspekcjom. Są bez wątpienia potrzebne. Tyle że nerwowi tatuśkowie i mamuśki oraz nadgorliwi urzędnicy, którzy po każdym bzdurnym zawiadomieniu tworzą atmosferę grozy, mogą skutecznie zniechęcić niejednego społecznika, księdza, który robi coś dobrego. I jeszcze jedno – za walkę fachowców z pięcioma krocionogami trzeba było zapłacić kilkaset złotych.

Trzeba jednak odnotować, że krocionogi nie wszędzie nękają księży i że jest bardzo wiele przykładów dobrej współpracy podmiotów kościelnych i państwowych w kontekście wakacyjnych przedsięwzięć. Parafie, zakony, duszpasterze dzieci i młodzieży są niejednokrotnie wspomagani przez instytucje państwowe, między innymi dotacjami dla dzieci z biednych rodzin. W ostatnią niedzielę lipca uroczyście zamykam Jezuickie Dni Młodzieży w Świętej Lipce, a następnego dnia udaję się na drugi kraniec Polski, aby otworzyć Ignacjańskie Dni Młodych w Starej Wsi. Obydwie inicjatywy są przykładem dobrej współpracy różnych podmiotów, kościelnych, państwowych i społecznych.

W sierpniu ruszają pielgrzymki na Jasną Górę. Różnie bywało, ale pielgrzymowanie ze wszystkich stron Polski do częstochowskiego sanktuarium też jest przykładem dobrej współpracy Kościoła i służb państwowych. Pewnym zgrzytem było rozporządzenie MSWiA nakazujące każdej osobie kierującej ruchem na drodze, więc i tzw. porządkowym na pielgrzymkach, zrobienie specjalnych kursów. Szkopuł w tym, że przeszkolenie jednej osoby kosztuje kilkaset złotych. Dla dużych pielgrzymek byłoby to obciążenie rzędu kilkudziesięciu tysięcy złotych, co stanowiłoby poważne utrudnienie dla organizatorów. W tej sytuacji minister Grzegorz Schetyna zapowiedział, że szkolenia służb porządkowych pielgrzymek będą bezpłatne. Bóg zapłać za taki piękny gest ministra. Pozostaje życzyć pielgrzymom bezpiecznego wędrowania, no i jak najmniej krocionogów na drodze.

Front walki z krocionogami
Dariusz Kowalczyk SJ

urodzony w 1963 r. – jezuita, profesor teologii, wykładowca teologii dogmatycznej, profesor Wydziału Teologii Papieskiego Uniwersytetu Gregoriańskiego w Rzymie. W latach 2003-2009 prowincjał Prowincji Wielkopolsko-Mazowieckiej Towarzystwa Jezusowego....

Produkt dodany do koszyka

Zobacz koszyk Kontynuuj zakupy

Polecane przez W drodze