Będzie brexit czy nie będzie? Co to oznacza dla trzech milionów obywateli Unii Europejskiej w Zjednoczonym Królestwie? Co myśli o nim milion mieszkających tam Polaków?
Spróbuję opisać sytuację przedbrexitową w Wielkiej Brytanii nie jako ekspert, ale jako szeregowa polska emigrantka mieszkająca od jedenastu lat nad Tamizą. To trudne zadanie, bo sytuacja zmienia się jak w kalejdoskopie. Ten tekst przerabiałam wiele razy w trakcie pisania. Dochodziły nowe fakty. Powstawał w styczniu 2019 roku, kiedy brytyjski parlament odrzucił rządową propozycję umowy o wyjściu z Unii Europejskiej. Nie wiadomo, co się teraz stanie: będą nowe wybory do parlamentu, nowa umowa z Unią, „twardy”, czyli bezumowny, brexit czy wycofanie się z idei opuszczenia Unii Europejskiej? Czy w razie „twardego” brexitu będzie trudniej kupić leki? Opustoszeją półki w supermarketach? Rząd wprowadzi stan wojenny? Podzielę się własnym doświadczeniem – dziennikarki i tłumaczki, która spotyka się z rodakami towarzysko, w parafii, w szpitalach i urzędach – oraz spostrzeżeniami kilku osób, które zapytałam o to, co myślą o brexicie.
Emocje w górę i w dół
Oto sytuacje, które miały miejsce krótko po referendum w czerwcu 2016 roku, kiedy to Brytyjczycy minimalną większością głosów opowiedzieli się za wyjściem swojego kraju z Unii Europejskiej. Byłam ich świadkiem albo dowiadywałam się o nich z pierwszej ręki.
Brytyjczyk kupuje kawę i bułkę u młodej Polki zatrudnionej w kawiarni pod Londynem i mówi do niej z przekąsem: „Czas do domu. Już niedługo, prawda?”.
Dwie parafie anglikańskie wysyłają serdeczny list do parafii Polskiej Misji Katolickiej w Reading. Proboszcz wywiesza go w gablocie kościelnej. Czytam w nim, że Polacy (i inni obywatele Unii) są mile widziani, a podpisanym pod listem jest bardzo przykro z powodu ataków na tle rasistowskim.
Polka (lat ok. 70) o Brytyjczykach po referendum: „Oni sobie bez nas nie dadzą rady. Kto im tu będzie pracował tam, gdzie Brytyjczycy nie chcą?”.
Oceń