Bez spinów darmowe wpłaty

  1. Dzisiejsze Stare Losowania Keno: To nie byłaby Wenecja bez Punta, a z tak wieloma opcjami stakingu i linii, wypłatami i bonusami do gry – jest to jazda, która będzie dostępna tak długo, jak sama Wenecja.
  2. Automat Do Gier Clover Tales Gra Za Darmo Bez Rejestracji - Automat online Penguin City wypełniony jest tematycznymi symbolami pojawiającymi się na 5 bębnach.
  3. Automaty Do Gier Finder: Najbogatsi hazardziści na świecie to profesjonalni pokerzyści, co jest jedynym argumentem potrzebnym na temat rentowności tej gry kasynowej.

Ruletka na żywo gry kasynowe online

Gry Slotowe Igt Online
Dzięki premii NativeGaming Twoje saldo wzrasta o 100%.
Mobilne Kasyno Katowice
Jeden dodatkowy punkt za jednokierunkowe wyciąganie rąk tylko do wysokości.
Jeśli chodzi o gry, Pan Favorit ma dostępną przyzwoitą kolekcję.

Spiny bonusowe kwiecień

Ile Ida Pieniadze Z Online Kasino
Poniżej można zobaczyć różne rodzaje gry blackjack online..
Automat Do Gier Buffalo Blitz Gra Za Darmo Bez Rejestracji
Wspólnie stworzyli firmę Revolut Limited z siedzibą w Londynie.
Polskojęzyczne Kasyno Internetowe

Władyka Beniamin
Oferta specjalna -25%

Ewangelia według św. Jana

0 votes
Wyczyść

Źle się stało, że jeszcze w okresie międzywojennym nie została poddana gruntownej analizie sowiecka taktyka walki z Kościołem – szczególnie z Cerkwią prawosławną – w pierwszym okresie władzy bolszewików. Wtedy narodzili się „postępowi” księża i wierni, tam po raz pierwszy pojawił się „reakcyjny” kler i „czarni wrogowie ludu” – biskupi, a komuniści „przerabiali” wariant rozbicia Kościoła od wewnątrz.

Księdza Konstantego Budkiewicza zamordowano w 1923 roku. Niespełna rok wcześniej, z rąk tych samych oprawców, zginął inny wielki kapłan — Beniamin, prawosławny metropolita piotrogradzki. Tak jak i księdza Budkiewicza, również Władykę Beniamina zamordowano w imieniu prawa stanowionego. Nie bez przyczyny powracam do prawa stanowionego jako instrumentu najstraszniejszych zbrodni popełnionych w historii człowieczeństwa. W tym kontekście sprawa księdza metropolity Beniamina i jego współtowarzyszy na ławie oskarżonych ma charakter szczególny.

Pierwsze lata władzy sowieckiej to nieustanne wojny, bezwzględny terror, równie bezlitosna eksterminacja rosyjskiej wsi. Wódz głosił wtedy: „Nieważne, że zginie 90% Rosjan, ważne, że 10% doczeka rewolucji światowej”. Rosję ogarnął głód, jakiego nie znała historia nowożytnej Europy. To właśnie w taki czas moja mamusia widziała na dworcu w Samarze umierających z głodu Tatarów. Bolszewicy uczynili wszystko, żeby utrudnić, a nawet uniemożliwić międzynarodową pomoc dla głodujących. Jednocześnie uczynili z głodu, z najstraszniejszych ludzkich tragedii, narzędzie walki politycznej. Kościoły chrześcijańskie znalazły się w pierwszej linii tej walki. Źle się stało, że jeszcze w okresie międzywojennym nie została poddana gruntownej analizie sowiecka taktyka walki z Kościołem — szczególnie z Cerkwią prawosławną — w pierwszym okresie władzy bolszewików. Wtedy narodzili się „postępowi” księża i wierni, tam po raz pierwszy pojawił się „reakcyjny” kler i „czarni wrogowie ludu” — biskupi, a bolszewicy „przerabiali” wariant rozbicia Kościoła od wewnątrz. Mniej istotne, że korzenie „księży– –patriotów” sięgały najbardziej czarnosecinnych i antysemickich organizacji (był taki słynny batiuszka Krasnicki). Należało te doświadczenia poznać. A i dziś, obserwując niektóre publikatory, wypowiedzi osób publicznych, postawy i uprawianą propagandę środowisk, które — zdałoby się — z bolszewizmem mają niewiele wspólnego, przekonuję się, że ta wiedza może być przydatna. Przynajmniej w niektórych sytuacjach…

Dobrym powodem do zmasowanego ataku na Cerkiew prawosławną oraz na Patriarchę i znaczących hierarchów wydała się władzy sowieckiej sprawa złożenia ofiary z majątku cerkiewnego na rzecz głodujących. Wcześniej ta sama władza, w słynnym dekrecie z 1918 roku o rozdziale Kościoła od państwa, faktycznie pozbawiła Cerkiew jakiejkolwiek własności. Następnym jej posunięciem był zakaz prowadzenia samodzielnej działalności cerkiewnej na rzecz głodujących i w ogóle potrzebujących, a tych były w ówczesnej Rosji miliony. We wrześniu 1921 roku ksiądz–patriota Wwiedienskij przekazał do redakcji „Krasnej Zwiezdy” wezwanie skierowane do „ludzi Cerkwi”. Pisał w nim: „podzielmy się cerkiewnymi skarbami z głodującymi”. Redakcja nie wydrukowała tego apelu. 20 lutego 1922 roku Wwiedienskij ponowił swój apel w „Pietierburgskoj Prawdie”. Wypadki zaczęły toczyć się według zaplanowanego scenariusza, pomimo że dzień wcześniej Patriarcha Tichon sam zwrócił się do duchowieństwa z apelem o złożenie w publicznym darze wszystkich cennych przedmiotów, nie będących „poświęconymi” — co w praktyce oznaczało wszystko, za wyjątkiem przedmiotów kultu. Wwiedienskij z całą mocą podkreślił niedostateczność tego aktu. Zaledwie trzy dni później wiadomo było, o co naprawdę chodzi. 23 lutego rząd sowiecki wydał rozporządzenie o konfiskacie w terminie jednego miesiąca wszelkich kościelnych precjozów i o przekazaniu ich do dyspozycji komisariatu do spraw finansów na potrzeby głodujących.

Patriarcha odpowiedział na tę decyzję słynnym wezwaniem z 28 lutego, które stało się pretekstem do rozpoczęcia nowej fali prześladowań rosyjskich chrześcijan. W leksykonie władzy pojawił się nowy termin: „tichonowska Cerkiew” — dla odróżnienia od cerkwi patriotów — Wwiedienskich, Krasnickich, Bojarskich… Patriarcha nazwał rozporządzenie świętokradczym, a dobrowolne wydanie przedmiotów kultu uznał za naruszenie elementarnych zasad prawa kanonicznego, zagrożone ekskomuniką — dla świeckich i pozbawieniem praw kapłańskich — dla duchownych. Komisarze nie pamiętali przepowiedni świętego Kapłana z Kronsztadu: „Zginie Rosja, jeśli zgaśnie wieczna lampka na mogile świętego Siergieja Radoneżskiego”. Zgasła, podobnie jak inne, rozgrabiono relikwiarze wielkich rosyjskich świętych. Tu bynajmniej nie chodziło o głodujących. Zbezczeszczono relikwie, niszczono chrześcijańską historię wielkiego narodu, pozbawiano go tysiącletnich korzeni. O to chodziło…

Metropolitę Beniamina aresztowano oficjalnie w związku ze sprawą relikwii świętego księcia Aleksandra Newskiego, szczególnie czczonego w Sankt Petersburgu. „Wódz” nie lubił książąt… Jednakże i to był tylko pretekst. Faktycznym powodem było odsunięcie od funkcji kapłańskich wspomnianego już księdza–patrioty Aleksandra Wwiedienskiego… a może i nie? Może chodziło o jeden mord więcej? Bestialski mord, który miał odstraszyć. Diabeł rzeczywiście nie wie, co to jest krew męczenników…

Kim był metropolita–męczennik? Jaki był? Skąd jego korzenie? Wasylii Pawłowicz Kazanskij urodził się w 1873 roku, w jednym z najbardziej dzikich zakątków ówczesnego Imperium, w guberni Ołonieckiej (dzisiejsza równie dzika i piękna Karelia), w rodzinie ubogiego, wiejskiego, prawosławnego księdza. Naukę zaczynał w Ołonieckim Seminarium Duchownym, które wcześniej ukończył jego starszy brat — późniejszy działacz polityczny i członek IV Dumy Państwowej. Po ukończeniu seminarium wstąpił Wasyl do Petersburskiej Akademii Duchownej. W 1895 roku, na trzecim roku Akademii, przyjął śluby zakonne, a wraz z nimi nowe imię: Beniamin. Akademię ukończył w 1897 roku i rozpoczął typową dla tamtych czasów karierę mnicha–uczonego. Wykładał biblistykę w Ryskim Seminarium Duchownym. Po dwóch latach powrócił do seminarium petersburskiego. W 1902 roku otrzymał nominację na rektora seminarium duchownego w nadwołżańskiej Samarze. W trzy lata później był już rektorem seminarium w stołecznym Petersburgu. Ówcześni słuchacze wspominali go jako łagodnego, otwartego, bardzo serdecznego, a jednocześnie szczególnie pobożnego kapłana. Niektórzy nieco złośliwie mówili: „On, gdyby go nie powstrzymać, byłby gotów modlić się całą dobę”. W tym czasie metropolitą petersburskim był Władyka Antoni, w świeckim życiu — Wadkowski. On to właśnie postanowił młodego, rozmodlonego mnicha uczynić swoim wikariuszem. W niedzielę 24 stycznia 1910 roku, w Soborze Świętej Trójcy w Sankt Petersburgu, miała miejsce uroczysta hirotonia nowego Biskupa Gdowskiego, faktycznie zaś nowego wikariusza petersburskiego, biskupa Beniamina.

Petersburg tamtych czasów, tak jak bodaj wszystkie stolice, był środowiskowo ciekawy, ale i trudny. Miał Petersburg swoją „elitkę” — ta zaś nie zwróciła uwagi na skromnego księdza, który właśnie został biskupem. Nie był wielkim mówcą, nie błyszczał salonową inteligencją, słowem — nie był wielkim według „światowych norm”. Szybko pokochał go natomiast prosty, parafialny lud i kapłani. Pociągał ich jego głęboki humanizm, absolutny brak cech hierarchy i biurokraty, brak cwaniactwa. Ta miłość sprawiła najbardziej pewnie nieoczekiwany zwrot w jego życiu. Po rewolucji lutowej w Rosji syndrom wszechogarniającej „demokracji”, która stała się jakże tragicznym fetyszem i która — w rezultacie — doprowadziła do najstraszniejszej tragedii, dotknął także i Cerkwi prawosławnej. W dniu 23 maja zjazd, składający się z 1950 delegatów duchownych i świeckich przedstawicieli Cerkwi, dokonał demokratycznego wyboru nowego metropolity piotrogradzkiego. Kandydowało przynajmniej kilku „wielkich” — wybór padł na tego, który przyjął go w pokorze i w duchu służby. Beniamin natychmiast po elekcji oświadczył: „Będę bronił wolności Kościoła. On powinien być poza polityką, w przeszłości wiele od niej wycierpiał. I obecnie ustanawianie nowych dróg dla Cerkwi byłoby uznane za wielki błąd przez ludzi prawdziwie oddanych Jej. Witam nowe życie Cerkwi, kiedy to naród powołany został do większego uczestnictwa w Jej sprawach”. Nowy Metropolita uczynił wszystko, żeby w bieżące sprawy Cerkwi autentycznie włączyć lud Boży. W radach parafialnych, na zjazdach metropolitalnych, pojawili się działacze państwowi, lekarze, pedagodzy, robotnicy fabryczni, słowem wszyscy ci, dla których Kościół nie był instytucją świadczenia usług okolicznościowo–niedzielnych. Metropolita Beniamin realizował swój program z pełną konsekwencją. Czynił wszystko, by parafie stawały się prawdziwymi wspólnotami: propagował bractwa i organizacje sióstr. Parafie miały być „wspólnotami– –wspólnot”.

Kiedy, w październiku 1917 roku, bolszewicy po dokonaniu zbrojnego zamachu stanu przejęli władzę, na terytorium metropolii piotrogrodzkiej miały miejsce poważne incydenty (może to niewłaściwe i nazbyt polityczne słowo dla popełnionych zbrodni), które niewątpliwie musiały wywrzeć jednoznaczny wpływ na stosunek Metropolity — i Cerkwi w ogóle — do nowej władzy. Wymieńmy tylko dwa wypadki, które zdarzyły się tuż obok siedziby Władyki: w Carskim Siole bolszewicy bestialsko zamordowali ojca Koczurowa, zaś w Ławrze świętego Aleksandra Newskiego, w samym centrum Piotrogradu, zamordowano ojca Piotra Skipietrowa. Pomimo tego, pomiędzy kierowanym przez Zinowiewa piotrogradzkim sowietem i metropolią utrzymywały się w miarę pokojowe stosunki. Beniamin nie chciał konfliktów z władzą świecką, nawet tą jawnie ateistyczną.

Tak było do czasu pojawienia się problemu konfiskaty cerkiewnych precjozów. Rozmowy na ten temat rozpoczął Metropolita z władzami Piotrogrodu — w towarzystwie wybitnego prawnika i przewodniczącego Rady Metropolitalnej, profesora Nowickiego — w dniu 1 marca 1922 roku. Postawił wówczas władzy szereg warunków, których wypełnienie gwarantowałoby jego zgodę na konfiskatę. Oto one:

  • przedstawiciele władzy winni przedstawić dowody, że majątek Cerkwi stanowi jedyne możliwe źródło zaspokojenia potrzeb głodujących;
  • Metropolita winien uzyskać błogosławieństwo Patriarchy, czyli faktycznie jego zgodę na wydanie kościelnych precjozów;
  • przedstawiciele społeczności wierzących winni mieć możliwość kontroli wykorzystania środków pochodzących z konfiskaty.

Atmosfera była coraz trudniejsza. Wtedy do akcji przystąpili księża–patrioci: Wwiedienskij i Bojarski. Szczególnie ten pierwszy — trudna i niejednoznaczna osobowość; choć ci, którzy znali go osobiście, piszą, że był głęboko wierzącym człowiekiem… Straszne to były czasy i może dlatego tak trudno jest pojąć nam postawy tamtych ludzi. Zwłaszcza tak dalece niejednoznaczne…

Dla władzy sowieckiej problem cerkiewnych precjozów nie miał faktycznie jakiegokolwiek odniesienia do potrzeb głodujących. W dniu 7 maja 1922 roku „Prawda” pisała: „Konfiskata dóbr Cerkwi powinna być tym klinem, który rozpołowi kruche ciało byłej cerkwi państwowej” (zachowałem dokładną pisownię). Jeden z bolszewickich liderów walki z Kościołem, Stiepanow, w tym samym numerze oświadczał: „Wykorzystamy podziały wśród duchowieństwa, żeby odciągnąć naród od wszelkich religii…”

Od aresztowania Beniamina do jego męczeńskiej śmierci upłynęło zaledwie 74 dni. Oprawcy spieszyli się. Mecenas Jakub Gurowicz, obrońca Metropolity, z dumą podkreślający swoje żydowskie pochodzenie, z wielką godnością i oddaniem prowadzący sprawę, powiedział bolszewickim „sędziom” prosto w oczy: „Wy jednakże patrzcie, nie popełnijcie błędu… Jeśli Metropolita zginie za swoją wiarę, za swoje bezgraniczne oddanie masom wierzących — będzie niebezpieczniejszy dla władzy sowieckiej, niż jest dzisiaj… Niepojęte prawo historii przestrzega was, że na krwi męczenników rośnie, krzepnie i wielokrotnieje wiara…”

W ostatnim swoim słowie, na widowisku nazwanym przez jego autorów procesem, metropolita Beniamin powiedział, że zabolało go jedno: nazwano go wrogiem narodu, który ukochał całym swoim sercem, całą swoją duszą, któremu całe swoje życie wiernie służył i który odpłacał mu zawsze wierną miłością. „To ten naród postawił mnie na to miejsce, metropolity w Świętym Kościele…”

Oskarżony wraz z Władyką Beniaminem profesor Nowicki powiedział: „Jeśli władzy sowieckiej potrzebna jest nasza śmierć, jeśli taka jest Boża wola — dzięki Ci Boże za wszystko — gotowi jesteśmy ją przyjąć, ale niech ta władza na tym poprzestanie. Niech oszczędzi innych…”

Nie oszczędziła, nie miała zwyczaju oszczędzać… W środę wieczorem, 5 lipca 1922 roku, Władykę Beniamina, archimadrytę Siergieja, profesora Jurija Nowickiego, profesora Iliję Koszarowa, biskupa Benedykta, księdza Mikołaja Czukowa, księdza Lwa Bogojawleńskiego, ojca Michała Czelcowa, profesora Mikołaja Ogniewa i byłego pracownika Rady Państwa, Mikołaja Jełacziczia — skazano na karę śmierci przez rozstrzelanie. Z tej grupy czterech: Metropolitę Beniamina, ojca Siergieja, profesorów Nowickiego i Koszarowa, nocą z 12 na 13 sierpnia 1922 roku, wywieziono z więzienia gdzieś pod miasto — to wejdzie do bolszewickiej tradycji — i rozstrzelano. Powiadają, że metropolita Beniamin przed rozstrzelaniem spokojnie modlił się, ojciec Siergiej modlił się głośno za swoich oprawców, profesor Nowicki płakał… Poprosił też, by kosmyk jego włosów i srebrny zegarek oddano jego jedynej córce, niespełna piętnastoletniej sierocie, która matkę straciła wcześniej.

Bolszewicy nie odważyli się podać do publicznej wiadomości informacji o kaźni Władyki, rozpuszczono plotki o Jego wywiezieniu do Moskwy… Gdzie dokładnie rozstrzelano metropolitę Beniamina — jak dotąd nie ustalono. Są świadectwa, które mówią, że było to w pobliżu stacji kolejowej Porochowyje, wzdłuż tak zwanej Irinowskiej Kolei Żelaznej. Pan to wie… Dokładnie wie.

„A ja wam powiadam: Miłujcie nieprzyjacioły wasze i módlcie się za tych, którzy was prześladują…” (Mt 5,44).

Władyka Beniamin
Zdzisław Nowicki

(ur. 17 grudnia 1951 r. w Pile – zm. 6 czerwca 2006 r.) – polski dyplomata, ekonomista, senator I kadencji, ambasador RP, w latach 1992-1998 oraz 2000-2004 przebywał na placówkach dyplomatycznych w Sankt Petersburgu, Charkowie i Astanie, publikował po polsku, rosyjsku, ukrai...

Produkt dodany do koszyka

Zobacz koszyk Kontynuuj zakupy

Polecane przez W drodze