Słuchanie na modlitwie
Paulina Wilk, Znaki szczególne, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2014, s. 300
Nie wiem, jak pisać o Znakach szczególnych Pauliny Wilk. Kolejna książka rozliczeniowa? Wbrew oczywistościom – nie. Nieśmiała próba autobiograficzna? To zbyt proste. Socjologiczny obraz społeczeństwa 30-latków? Na pewno. Literatura? Tak, przede wszystkim literatura.
Moja bezradność jest efektem właśnie skończonej lektury. Znaki szczególne są o tyle trudne do recenzowania, że traktują o moim pokoleniu. To moje życie i mój świat są tam opisane. Życie, którego już nie rozumie mój sześcioletni syn. Tata, na półkach w sklepie nic nie było? Niewiele. A naprawdę niosłeś rolki papieru toaletowego związane sznurkiem jak pas naboi przerzucony przez pierś? Naprawdę. I nie było Pingwinów z Madagaskaru? Nie było. O ja cię.
Mogę pisać o nowej książce Pauliny Wilk, bo żyłem w tamtych czasach. I nawet trochę więcej – mogę pisać, bo to książka mojego pokolenia.
Tak jak Bolek i Lolek, Tytus, Romek i A’tomek (Hurt)
Moje pokolenie, to z kluczami zawieszonymi na szyi, z workami na tenisówki uwiązanymi wokół nadgarstków. Z tornistrem ciężkim, aż dziw, że dało się go podnieść. Z mundurkami w szkole, z obowiązkowym kubkiem mleka, które straszyło nas i zapachem, i pływającym na powierzchni kożuchem. Nie napisaliśmy jeszcze o sobie książki. Swoje dzieciństwo zdążyli już zmitologizować starsi od nas, ale jeszcze nie my. Znaki szczególne są jedną z pierwszych książek na temat dzieciństwa i dojrzewania wplecionych w transformację ustrojową. Dojrzewaliśmy wraz z raczkującą demokracją: gdy społeczeństwo cyklicznie udawało się na wybory, na mojej twarzy pojawiał się pierwszy zarost, dziewczyny zaczęły dumnie wypinać piersi. Zdawało się, że jednakowo – ja i państwo – mieliśmy swoje pryszcze. Tak, dojrzewaliśmy razem, w tej swoistej symbiozie, nasze życia się przenikały. Historia przemian była wpleciona w moje życie, transformacja należała do nas.
Książka Pauliny Wilk, złożona z dziesięciu „punktów przystankowych pamięci”, zaczyna się od dziecięcych zabaw, opisu świata widzianego z poziomu kogoś, kto ma około metra wzrostu. Nowe przychodzi wtedy pod postacią kreskówek. Wieczorynka gwałtowanie się umiędzynarodowiła. „Nie wiem nawet, gdzie się podziali Uszatek i Rumcajs. Zepchnęły ich z ekranu disnejowskie wiewiórki Chip i Dale oraz gapowaty Goofy. Nie dokonałam symbolicznego pożegnania z ukochanymi bohaterami mojego dzieciństwa. Colargol, Krecik, Pszczółka Maja, Reksio, Bolek i Lolek, Żwirek i Muchomorek zniknęli nagle, zapomniani w gorączce nowości, od której lśniły nam oczy”, pisze Wilk. Jako dzieci marzyliśmy o „zaczarowanym ołówku”, ale teraz przestał już być potrzebny. Nie trzeba było czarować, rzeczy już były. Kurs na Zachód zaczyna się niespodziewanie również w szkole – nagle można rozpocząć naukę języka angielskiego, szlifowanego cierpliwie na kolejnych odcinkach Dynastii. Hymn pokolenia: Smells Like Teen Spirit Nirvany, ilustrowany mrocznym teledyskiem. Śmierć Kurta Cobaina łącząca nas do tego stopnia, że mieliśmy poczucie, jakby umarł jeden z nas. Co z tego rozumieliśmy? Doprawdy, niewiele.
Jak ja nienawidzę twojej generacji (Pidżama Porno)
Znaki szczególne nie są tylko próbą zrozumienia dawnej siebie, ale opisem całego pokolenia. Korci mnie, aby napisać o nim, że zostało „nabite w butelkę”. To opowieść o ludziach w pół drogi – ani nie zamożnych, ani biednych. „Stojących gdzieś pośrodku, pomiędzy szansą a ograniczeniem, z kieszeniami pełnymi ambicji i kompleksów. I z rosnącą po cichu świadomością, że będziemy musieli rywalizować”. Z kim? Ze sobą nawzajem. A także sami ze sobą – z własnym ciałem, któremu odbieramy sen, z własnym marzeniami, tymi odkładanymi na wieczne później. „Uczyliśmy się za dwa pokolenia. Nasza edukacja miała zasypać półwieczną wyrwę, nasze powodzenie – stanowić rekompensatę za perspektywy odebrane rodzicom. My nie szliśmy do szkoły – szliśmy na Zachód. Coraz bardziej kompetentni i lepiej wyposażeni. W pierwszym szeregu, ciekawi wszystkiego, jak tarcze dorosłych”.
Staliśmy się pokoleniem, które gwałtownie ruszyło na start. Rozpoczęło wyścig, nie bardzo znając zasady ani cel, do którego trzeba dobiec. Pieniądze? Nowy dom? Samorealizacja? Współcześni 30-latkowie zostali skazani na blefowanie, ukrywanie swej młodzieńczej niewiedzy i granie va banque. Etykietki, którymi pieczętowali dorosłych, teraz im zagrażają – opóźniony, zaściankowy, zacofany. Może stąd ten niepokój, który drąży i zżera moje pokolenie? Zachłanne konsumowanie świata. Jakby z zemsty za lata zastoju. Podróżowanie za pokolenie własne i pokolenie rodziców, wiecznie uziemione w azbestowych blokach z wielkiej płyty. Najpierw głód Europy, aż do przesytu, aż do unikania jej i szukania czegoś, co nie byłoby przewidywalnym luksusem. To wszystko Paulina Wilk punktuje celnie, pisząc z ciepłą nostalgią o dawnych latach, jednak im bardziej zbliżamy się do teraźniejszości, wspomnienia mają posmak piołunu.
Mój dom to te szare ulice (IRA)
Nasze życie zapowiadało się po amerykańsku. Z jedną żelazną zasadą: miało nie przypominać życia naszych rodziców. Nam się miało udać. Zawody mieliśmy zmieniać tak, jak miejsca zamieszkania – tak robią ludzie wolni. Obywatele świata, którzy go zachwycą. Udało nam się tylko społeczeństwo szalonych lat 90. z bolesnymi reformami, bezrobociem, wielkimi karierami i błyskawicznymi upadkami, z tykającą bombą załamania nerwowego. Jest w Znakach szczególnych ciekawa próba zrozumienia nas współczesnych. Próba, która pozostawia z jednej strony poczucie niedosytu (nierówne proporcje między dzieciństwem a dorosłością), a z drugiej strony otwiera wiele tematów do rozmów. To olbrzymia zasługa tej książki – ona jest do przegadania ze znajomymi. Odnajdziemy się w niej wszyscy – i nasi rodzice, i my sami. Jak zrozumieć nas, niby trochę wypalonych, a jeszcze marzycieli? Wraz ze zmęczoną Polską, utytłaną demokracją w rodzimym wydaniu, my również zaczęliśmy się uwalniać. Od czego, chciałoby się zapytać. Od kariery, od tempa życia. „Było to niejasne uczucie – coś pomiędzy wyczerpaniem a nasyceniem. Przez ostatnie dwie dekady żyliśmy na haju, bo niemal każda rzecz, którą robiliśmy po raz pierwszy, była przełomem. Osobiste przeżycia zlewały się z szerszym, cywilizacyjnym wymiarem. Od 1989 roku towarzyszył nam przyjemny rausz – symbioza między własnym życiem a tworzeniem historii. Jakby wszystkie nasze szczęśliwe chwile stawały się cegiełkami ogromnego aspiracyjnego gmachu”.
Jedz zdrowo, biegaj, więcej czytaj, spędzaj czas z przyjaciółmi, hoduj warzywa na balkonie, generalnie bądź alternatywny – raz jeszcze próbujemy odzyskać swoje życie. Na awanse nie mamy szans, a już czujemy oddech następnej młodej fali. Pojedynczo, jeszcze nieśmiało, przechodzimy do opozycji, do życia bardziej świadomego własnej chwili. Czy to mało? Przeciwnie, dla pokolenia obecnych 30-latków, nieufnych wobec wielkich haseł religijnych i patriotycznych, podejrzliwych wobec autorytetów, do duży krok. Już nie Polska, nie Zachód i nie Europa – wreszcie chcemy odzyskać samych siebie.
Po lekturze Znaków szczególnych spodziewałem się u siebie rozdrapywania ran, rzucania oskarżeniami. Nic z tego. Paulina Wilk daje nam mądrą książkę zachęcającą do szukania własnych ścieżek w niełatwej rzeczywistości. Nie mamy innego podwórka, na które możemy pójść ze swoimi zabawkami, a jak mądrość uczy – wszędzie jest tak samo. Nie oddajemy nikomu pola, podejmujemy własne życie tak, jak kiedyś, gdy wspólne były dla wszystkich zasady: zakładamy się „o przekonanie”, walczymy do pierwszej krwi, oddychamy głęboko, wierząc, że wszystko zaczyna się dopiero teraz.
Oceń