Ewangelia według św. Jana
Ostatnie rozdanie, Wiesław Myśliwski, Wydawnictwo Znak, Kraków 2013, s. 448
Starszy mężczyzna kartkuje swój rozpadający się po latach używania notes. Imiona, nazwiska, adresy, numery telefonów. Chciałby zrobić w nim porządek – notes pęka już w szwach, wylatujące z niego kartki podtrzymuje opasująca go gumka. Niektóre nazwiska należy wyrzucić, tu stawia się minus, inne zatrzymać, tu należy postawić plus. Co zrobić jednak z nazwiskami, przy których niegdyś postawił kwadrat? Zazwyczaj wszystko zapisuje czarnym atramentem, ale niektóre dane osób są zapisane na niebiesko. Część adresów wyblakła, numery telefonów uległy rozszerzeniu, wysypały się wizytówki. Porządkowanie notesu jest oczywiście pretekstem do rachunku z życia, ale jak się za to zabrać? „Zacząłem naturalnie od litery A” – wyznaje bohater. Cóż z tego, kiedy pamięć płata figle, wspomnienie jednej osoby przywołuje w myślach kolejną, czas się zagęszcza lub urywa. Zresztą nie tak łatwo wykreślić kogoś. Bo to tak, jakby mu powiedzieć: „Przestajesz istnieć”. Inaczej się zapisywało nazwiska z dzieciństwa, inaczej z lat młodzieńczych, w odmienny sposób te z wieku dojrzałego. I zdumienie: tylu ludzi jest w stanie pomieścić ten notes? No właśnie nie jest w stanie, choć skreślić trudno.
Pisane ołówkiem i gumką
O literackim warsztacie Wiesława Myśliwskiego krążą legendy. Że pisze ołówkiem, że zdań wątpliwych nie skreśla, ale że ściera je gumką. Że pisze w zeszytach. Że przed każdą książką czuje się jak debiutant, który pisać nie potrafi i dopiero się tego uczy. Właściwy tekst pisze długopisem, wtedy skreśla, dopisuje, zamazuje. Czytelnik nigdy się nie dowie, ile było w Ostatnim rozdaniu pisania ołówkiem, a ile wycierania gumką. Te zdania, które zostają, to słowa wydarte nicości. W trakcie lektury odczuwa się olbrzymie skupienie pisarza, który nie zabawia czytelnika słownym popisem, ale pisze te zdania, które powinny być. Powieść Myśliwskiego czyta się bez pośpiechu, z uwagą, odrywając się często od lektury i rozmyślając nad własnym życiem. Czego chcieć więcej? Taki warsztat wynika przede wszystkim z rzeczywistego szacunku do słowa, do poprawności języka, do czystej mowy. Nie jest to już wcale takie oczywiste w naszej rzeczywistości. A jednocześnie takie zdania mogą wyjść tylko spod pióra kogoś, kto się pochyla nad życiem, a nie przez nie przebiega. Dlatego też Myśliwski publikuje rzadko, w odstępach kilkuletnich. Nie ma się dokąd spieszyć, gdy słowo musi wybrzmieć w ciszy.
Autor mówi przez jednego z bohaterów: „Słowo tymczasem potrzebuje krwi. Krwią się karmi. Krew to słowa wiarygodność. Z takich jedynie słów powinny powstawać prawa. Gdy się oszukuje słowa, oszukuje się tym samym prawa, nie mówiąc, że oszukuje się lud, cesarza, bogów, oszukuje się świat. A świat, raz oszukany, będzie już zawsze oszukany, będą oszukani bogowie, a ludzie już się nigdy nie wyzwolą z oszukanego świata. Wszystko dlatego, że oszukane zostało słowo. Ty będziesz wyzwolona, lecz i twoja wolność będzie oszukana”. Czytam te zdania raz po raz i wiem, że dotykam niemal pisarskiego credo Myśliwskiego. Słowa potrzebują krwi, a zatem muszą wynikać z życia i go dotyczyć. Wszystkie słowa, te wypowiedziane, te usłyszane, domagają się naszej wierności.
Elegia
Krawiec Radzikowski, szewc Mateja, ślusarz Myga – to przewodnicy Ostatniego rozdania. Wykonują stare, niemal nikomu już niepotrzebne zawody. Piszę „stare”, bo żegna się z nimi zarówno bohater, jak i czytelnik. Sam w trakcie lektury zacząłem sobie przypominać, ilu mamy szewców w Olsztynie. Z dzieciństwa zapamiętałem czterech, dziś pozostał chyba tylko jeden. Radzikowski i Mateja, krawiec i szewc, są kimś więcej niż tylko doskonałymi rzemieślnikami. Wykształceni przed wojną, czas zawieruchy przeżyli dzięki swej pracy. Ona również uratowała ich po wojnie. Poddali się dopiero w obliczu szalejącego konsumpcjonizmu. Po co naprawiać buty, kiedy można kupić nowe? Po co kupować materiał i szyć ubranie na miarę, kiedy w galerii handlowej można nabyć elegancki garnitur?
Ich utyskiwanie na gotowe produkty to nie tylko bezradność wobec potężnej konkurencji, ale i wołanie o indywidualizm człowieka. Bo każdy jest inny. Jedna łopatka jest zawsze wyżej, a druga niżej, jedna pierś jest większa, a druga mniejsza, poucza krawiec Radzikowski. Mistrz tak uszyje, taką miarę weźmie, że ubranie będzie godne człowieka. Że będzie się jedynym, niepowtarzalnym. Masowa produkcja ujednolica ludzi, wszyscy chodzą w tym samym, wyglądają tak samo. Zalew tanich rzeczy sprawia, że zostaje wprowadzona nieprzyjaźń między człowiekiem a światem materialnym, że choć go stać na ich posiadanie, to źle się z nimi czuje. Brakuje szacunku do rzeczy, radości z pracy. Krawiec i szewc jawią się tu jako doskonali znawcy człowieka, z mądrością godną ojców Pustyni. Mateja mówi: „Ten zdziera inaczej, tamten inaczej, a wszystko to charakter. Charakter najmocniej odciska się w butach, bo całe ciało na buty gniecie. A co to jest ciało? Miejsce na charakter. Nie tylko nogi, ręce, głowa. I wszystko to nie w górę, a w dół gniecie. Jak chcesz komu buty zrobić do wygody, żeby cię potem nie przeklinał, nie wystarczy zmierzyć stopę, podbicie czy łydkę, musisz poznać i charakter. Bo każdy chodzi wedle swojego charakteru”.
Pytanie o tego, którego nie ma
A jeśli jesteś mężczyzną, to w twoim życiu muszą być kobiety. Zapewne miłość mogłaby zakotwiczyć bohatera Ostatniego rozdania w rzeczywistości. Tylko dwie kobiety są dla niego ważne: pierwsza to matka, druga to Maria. Matka jest zaradna, samotnie wychowuje syna. Jej rozmowy z nim są poważne, niemal partnerskie. Ich relacje oparte są na głębokim zrozumieniu, często bez słów, naznaczone są także tajemnicą, dlatego że ani o ojcu bohatera, ani o czasach wojny nie chce rozmawiać. Maria natomiast jest miłością życia; miłością, dodajmy, odrzuconą. „W szczęściu nigdy miłość nie da nam się poznać tak dotkliwie jak w cierpieniu, że tracimy nieraz poczucie, czy to nas dotyczy, czy jeszcze jesteśmy na tym świecie, czy to tylko po nas wspomnienie. Szczęścia nie stać na złudzenia, że coś się spełniło, gdy się nie spełniło. Szczęście nie jest zbyt mądre” – stwierdza Maria, jakby głosem usprawiedliwienia. I pisze listy. Pisze je jakby zza innego życia: ma męża, ma dwójkę dzieci, ma dobrą pracę, ale nie może go zapomnieć. Nie przestaje pytać, jak wyglądałoby ich życie, skoro taka miłość jest jedna. Listy stają się coraz bardziej niepokojące, zagadkowe, jednak na żaden z nich bohater nie odpowiada.
Ostatnie strony powieści każą wątpić, czy aby wszystko jest tu prawdziwe, tak jak przedstawia to narracja bohatera. „Otóż nie radziłbym ufać pamięci, jako że pamięć jest podległa naszej wyobraźni, więc nie może być wyrocznią prawdy o nas. Tak naprawdę kim jesteśmy, zawdzięczamy wyobraźni. A wyobraźnia nigdzie nie idzie w parze z pamięcią, nie odróżnia prawdy od szaleństwa”. Od Marii ucieka, matkę przygarnia na starość do siebie; tak jak ucieka się od śmierci, a pragnie przygarnąć raz jeszcze własne życie. Ale może to nie kobieta jest tu najważniejsza, ale ojciec. Ojciec, którego nie ma. I na swój sposób nie ma też głównego bohatera, który wciąż odmawia zdecydowanego wejścia w ten świat. Jedyna wielka miłość – odrzucona w sposób zresztą dla niego niezrozumiały, kariera zawodowa – robiona jakby wbrew sobie, miejsce zamieszkania – ciągle zmieniane, kobiety – przelotne miłostki, dzieci – żadnych. Tylko notes. W nim wspólnota umarłych, żywych oraz tych zawieszonych pomiędzy, skoro adresy nie są już aktualne.
Pamięć, wyobraźnia, los
Proza Myśliwskiego niczego nie narzuca, nie ma też zamiaru niczego udowadniać. To żywioł próbujący opisać człowieka w jego warstwie ukrytej, tej głębokiej. Dlatego wiele jest tu zdań rzuconych jakby mimochodem, które zawierają w sobie trudną mądrość – tę do przeżucia, tę do rozgryzienia. „Ten notes więcej wie o twoim życiu, niż ty o nim wiesz. To nic, że to bezładna zbieranina imion, nazwisk, adresów, telefonów, ale jedynie z nich możesz ułożyć swój los, a tylko los nadaje kształt istnieniu człowieka, tylko los nas potwierdza. Naturalnie, jeśli stać nas na los. Życie jest bowiem zaledwie materiałem na los, podobnie jak materiał na garnitur. Powinieneś to wiedzieć, uczyłeś się na krawca. Los jest czymś w rodzaju układu z życiem, to kontrakt zawarty z samym sobą, tylko że wymaga odwagi wobec siebie”.
Nowa powieść Myśliwskiego to wielka proza pamięci, a ta płata figle. Bohater gubi się w rzeczywistości, ale gubi się w sposób dosłowny. Niby dobrze mu się powodzi, odniósł materialny sukces, ale myślami jest daleko. Zdaje się – teraźniejszość nie istnieje. Jest tylko przeszłość. Ukształtowało nas to, dzięki czemu jesteśmy tu i teraz. Pamięć podsuwa wspomnienia, jednak do jej obowiązków nie należy obiektywność. Pamięć pamięta inaczej niż mędrca szkiełko i oko, pamięta przekornie, pod prąd. „Ale pamięć, czy nie ona mogłaby nam pomóc w tym dochodzeniu prawdy o sobie? Tylko że pamięć wymaga potwierdzenia, a któż nam może ją potwierdzić oprócz nas? Strzeżmy się zatem takiego potwierdzenia, bo kto wie, czy nie bylibyśmy bardziej bezbronni, niż jesteśmy. Niech nasza pamięć pozostanie, jaka jest. I chwalmy ją za to, że jest, jaka jest, nie inna, że możemy się nią posłużyć jak narzędziem w naszych udrękach, załamaniach, poczęciach bezsensu, że przystosowuje się do każdej naszej potrzeby. Bez względu na okoliczności zawsze wierna jak pies. Potrafi zamienić najboleśniejsze wydarzenie, jakie nas spotkało, na poczucie, żeśmy je przeżyli”.
Co było, a nie jest
Zakończenie powieści zastaje czytelnika rozedrganego. Nic nie jest oczywiste. Ostatni rozdział sugeruje pewien finał tej opowieści, a jednak mamy tutaj do czynienia z jego brakiem. Sugeruje to nie tylko podtytuł zamykającego rozdziału („niedokończony”), ale również systematycznie zagęszczająca się atmosfera powieści. Czytelnik nie wie już, czy aby na pewno wszystko dzieje się tak, jak widzi to bohater, czy nie zbłądziliśmy razem z nim w podróży przez meandry wspomnień. Niewiele tu rzeczy pewnych, a to oznacza, że po pierwszym rozdziale równie dobrze można czytać Ostatnie rozdanie, rozpoczynając od dowolnego rozdziału, ba, od dowolnego miejsca w książce. Frapująca to powieść, rozgrywająca się między już – jeszcze nie.
To nie jest książka dla każdego. Niewiele w niej akcji, zatem młody czytelnik raczej się znudzi, dla starszego – o ile znajdzie czas – może to być powieść zarówno bolesna, jak i oczyszczająca. Ostatniemu rozdaniu powinna towarzyszyć „lektura” ciemnych obrazów Georges’a de La Tour czy obrazy Jana Vermeera (motyw listu, wagi, pereł), czy Jerzego Dudy-Gracza. Nostalgiczna, niemal jesienna. Jak nokturny Chopina w spadających liściach z drzew. Dlatego to nie jest książka dla każdego. Ale to może być książka dla Ciebie, czego Ci życzę.
Wiesław Myśliwski: to w zasadzie mogłaby być cała recenzja Ostatniego rozdania. Nic dodać, nic ująć. Tak jak są ojcowie Kościoła, tak są też ojcowie Literatury. Myśliwski jest jednym z nich.
Oceń