„Nic straconego nie ma…”
Oferta specjalna -25%

Ewangelia według św. Marka

0 opinie
Najniższa cena w ostatnich 30 dniach: 54,90 PLN
Wyczyść

Znów wielka radość: ukazała się dobra książka. Poznaję to zazwyczaj od razu, bo mam uczucie, jakbym odnalazła jeszcze jeden element ogromnej, pięknej układanki.

Klik! – i element wpasowuje się od razu w wielką całość, w miejscu nie zawsze oczekiwanym, porządkuje i objawia znaczenie kawałków sąsiadujących, i nadaje inną perspektywę obszarowi, w którym się pomieścił. Całości układanki na razie nie widać. A jednak, po tym właśnie uczuciu radości i satysfakcji sądząc, mogę śmiało przypuszczać, że ostateczny obraz jest bardzo piękny, logiczny i głęboko sensowny.

Ta książka nosi tytuł Ciężkie norwidy czyli subiektywny przewodnik po literaturze polskiej (Świat Książki, 2009), a jej autorami są Stanisław Falkowski i Paweł Stępień. (Obaj byli uczniami profesora Ireneusza Gugulskiego, o czym dowiadujemy się z dedykacji). Z nich dwóch znam tylko Falkowskiego, polonistę, świetnego warszawskiego nauczyciela, autora znakomitych, ambitnych a zarazem przystępnych książek, ułatwiających uczniom wnikanie w tajniki literatury pięknej. Ciężkie norwidy w pierwszej chwili wydają się kolejną pozycją tego gatunku.

Pozornie. Ten szczególny przewodnik oprowadza nas nie tyle po literaturze, ile po fascynacjach literackich obu autorów. Dzieło to zaprojektowane swobodnie, z rozmachem, bez żadnych przymusów i zobowiązań, opatrzone znaczącymi, intrygującymi ilustracjami porywa czytelnika dosłownie od pierwszych stronic. I nic dziwnego. „Nawet książki dobrze znane kryją w sobie nadzwyczajną obfitość zagadek” – piszą autorzy we wstępie.

I o to właśnie tu chodzi. O zagadki. O odnajdywanie zagadek i szukanie ich rozwiązania. Ktoś, kto tropi w literaturze zagadki, prędzej czy później wpadnie na trop najgłębszego ich sensu. Meandry zagadek łączą się ze sobą nawzajem, zazębiają się i przenikają w tej zadziwiającej książce, a całe to niemal detektywistyczne dochodzenie prawdy o ponad trzydziestu autorach literackich arcydzieł – o Norwidzie, Prusie, Staffie, Krasińskim i Mickiewiczu, Żeromskim i Szymborskiej, Gałczyńskim, Białoszewskim, Różewiczu etc. – napędza ciekawość czytelnika. Podsycają ją frapujące tytuły rozdziałów i podrozdziałów. W poświęconym Prusowi rozdziale 14 – („Gdyby… co zależy od ludzi w Faraonie Bolesława Prusa”) – wciągają nas do śledztwa, wypisane jak w notatniku porucznika Colombo, następujące pytania:

Czego nie wie Tehenna?
Co wiedzą kapłani?
Co wie Ramzes?
Czego Ramzes nie wie?
Czego nie wiedzą nawet kapłani?
Co wie narrator?
Tajemne zamiary serc.
Co wiemy o królowej?
Czego nie wiemy o Hiramie?
Czego nie wiemy o królowej?
Czego nie wie Pentuer?
Czy nie wiemy niczego?
Świat jest to wir?
Ocalające dłonie.
Bezsilność?

Nawiasem mówiąc, od tego właśnie rozdziału zaczęłam – wielbicielka Prusa – lekturę Ciężkich norwidów. We wstępie do tej książki zawarta jest przecież deklaracja: „Odpowiedzi na pytanie, co znaczy cała twórczość danego autora, jakie są jej ważne tematy, tendencje, idee, można poszukiwać w interpretacji jednego, niekiedy drobniejszego tekstu”.

Czego nie wiemy o Prusie? – zadałam więc sobie pytanie i zapadłam w lekturę rozdziału 14, który, wbrew tytułowi, traktuje nie tylko o Faraonie, ale i o Lalce.

I oto, czego się o panu Bolesławie doczytałam:

„Na trwogę, że świat jest chaosem, że ludzie na próżno próbują się w nim dopracować ładu, zwłaszcza we wzajemnych relacjach, lecz są tylko liśćmi miotanymi przez wichry przypadku i nieszczęścia, że brak im woli, lub że ta wola nic nie znaczy, że dzieje Polski (…) układają się tak, jakby nimi rządziło jakieś fatum słabości, małości i braku woli, że ostatecznym kresem dobrych i złych jest garść popiołu” – pisarz odpowiada inaczej.

Odpowiedzią na te wszystkie trwogi w Lalce jest przyjaźń, troska o drugiego człowieka i życzliwość wobec niego, miłość – zwłaszcza miłość matczyna. (…) Matczyne dłonie – z dzbanuszkiem, z bułkami, z pończochą, kreślące w powietrzu znak krzyża – migają przed oczami czytelnika na marginesach opowiadanych wydarzeń, lecz w istocie trwają w centrum świata. (…) Ramzesowi XII (…) można by odpowiedzieć (…): a może ten świat nie wiruje na oślep pod działaniem bezdusznego wiatru lub nieszczęścia, lecz raczej krąży pod wpływem sił niewidzialnych, lecz potężnych, spoczywających wciąż w tych matczynych dłoniach?”

W rozdziale o Norwidzie – kolejne zaskoczenie: mowa jest nie tylko o autorze Pielgrzyma; obecny jest i Mickiewicz, i Marcel Proust, i Sigrid Undset, i Wisława Szymborska! – wszyscy potrzebni do wyjawienia prawdy o Cyprianie Kamilu. Wiersz Norwida [Do Stanisławy Hornowskiej] odkrywa, za sprawą tej książki, nieoczekiwanie współczesne konteksty.

A Pani cóż ja powiem? …oto, że w tym życiu
Nic straconego nie ma na jawie, ni w skryciu,
I wszystko jest zmieniane tylko – na toż samo,
Wyższe lub niższe, bliższe albo oddalone;
A co zginęło – myślisz – zakryte jest bramą
Lub cieniem jej i z czasem będzie wyświecone!
I żadna łza, i żadna myśl, i chwila, i rok
Nie przeszły, nie przepadły, ale idą wiecznie.
Ulotną myśl z czasami zamieniając w wyrok,
A wyrok w treść istniącą bardzo niestatecznie.

„Dlaczego »w tym życiu« nie ma »nic straconego«? Bardzo aktualne pytanie w naszych czasach (…), w epoce obowiązkowego sukcesu, gdy niepowodzenie tak łatwo nasuwa dalekim spadkobiercom owych spleenów myśl, że ich trudy są bezskuteczne, niewiara zaś – pokusę uznania, że są w ogóle bezcelowe. Norwid (…) odnajduje pociechę i odpowiedź właśnie w Ewangelii” – pisze autor rozdziału W łonie nieba, Stanisław Falkowski. – „Nie ma w naszym życiu wysiłków daremnych, nie ma chwil straconych, są tylko zmiany. A jeśli coś ginie, to tylko pozornie, naprawdę tylko tracimy to coś z oczu, staje się ono zakryte, a nie unicestwione i »z czasem będzie wyświecone«, czyli odkryte. (…) A skoro wszystko, co raz przeżyliśmy, raz uczyniliśmy, staje się na zawsze częścią wieczności, »ulotna treść« może się okazać czymś o wadze wyroku”.

Wszystko więc, co człowiek przeżył i czego dokonał, istnieje, zdaniem Norwida, obiektywnie i na zawsze – konkluduje Stanisław Falkowski – podczas gdy bohater W poszukiwaniu straconego czasu Prousta wie, że wszystko, co odnalazł, trwa tylko w świecie faktów psychicznych, a nawet związanych z doznaniami cielesnymi, i ma przepaść wraz ze śmiercią ciała. Z kolei umierająca bohaterka wiersza Wisławy Szymborskiej (Martwa natura z balonikiem) tęskni do świata, który opuszcza; istnienia innego nie uwzględnia. To dlatego śmierć jest dla niej chwilą ostatecznego rozstania – z ludźmi, podczas gdy dla Krystyny, bohaterki powieści Sigrid Undset, śmierć to moment ostatecznego spotkania – z Bogiem.

Zagadki przenikają się, zapętlają i wreszcie wiążą się w olśniewającą całość. I nagle tu, w tym rozdziale, pośród wierszy Norwida, dźwięczą zaskakująco podobnym tonem zdania norweskiej pisarki:

Myślę, że jedynie żałowanie naszych grzechów może nam wyjść na pożytek.

– Jakże to?
– Ponieważ nikt nie jest dobry oprócz Boga. I nic nie możemy dobrego uczynić, chyba tylko przez Niego. Więc bezcelowe jest żałować dobrego czynu, Ulfie, gdyż nic nie zdoła pomniejszyć dobra, które uczyniłeś, i choćby nawet góry się waliły, ono zawsze przetrwa.

Gruba, duża i ciężka jest książka Ciężkie norwidy. Ale czyta się ją lekko i dobrze. Już wiem dlaczego.

Stanisław Falkowski powiedział kiedyś w wywiadzie telewizyjnym, że zadaniem literatury jest poszukiwanie Boga. Ciężkie norwidy to arcyciekawy zapis tropienia owych poszukiwań. Współudział w tym śledztwie przynosi czytelnikowi uczucie radości – ze względu na to, co śledztwo odkrywa, i co czytelnik znajduje. Przy pomocy obu Autorów – lecz i całkiem sam.

„Nic straconego nie ma…”
Małgorzata Musierowicz

urodzona 9 stycznia 1945 r. w Poznaniu – z domu Barańczak, siostra Stanisława Barańczaka, absolwentka PWSSP w Poznaniu, najbardziej znana jako autorka serii Jeżycjada....

Produkt dodany do koszyka

Zobacz koszyk Kontynuuj zakupy

Polecane przez W drodze